W spotkaniu fazy zasadniczej mistrzostw świata 2009 reprezentacja Polski zmierzyła się z Norwegią, a stawka meczu była ogromna - tylko zwycięstwo zapewniało Biało-Czerwonym awans do najlepszej czwórki.
Na 15 sekund przed końcem, przy remisie 30:30, Norwegowie poprosili o czas. Bogdan Wenta zebrał swoich podopiecznych, by dodać im otuchy. - Mamy dużo czasu - podkreślał. To, co stało się później, przeszło do historii polskiego sportu.
Artur Siódmiak przechwycił piłkę i rzucił z ponad połowy boiska, zdobywając zwycięską bramkę. Polska wygrała mecz 31:30, co otworzyło jej drogę do półfinału i późniejszego zdobycia brązowego medalu mistrzostw świata. Wspomniana akcja stała się symbolem determinacji i wiary w sukces, a sam Siódmiak zyskał miano "króla końcówek".
ZOBACZ WIDEO: Chciał zostać pisarzem, ale szybko mu przeszło. "Zostanę przy czytaniu"
W poniedziałek mija dokładnie 16 lat od pamiętnego rzutu Siódmiaka. 27 stycznia 2009 roku reprezentant kraju sprawił, że jego rodacy wpadli w euforię. Słynne 15 sekund zostało wówczas nazwane "jedną Wentą".
To był niepowtarzalny moment. W programie "Życie po życiu" Siódmiak przypomniał scenę, którą miała miejsce dzień po meczu z Norwegią.
- Spotkaliśmy się na treningu. Wiedzieliśmy, że odzyskanie prowadzenia we wczorajszym meczu graniczyło z cudem. Staliśmy sobie w kółeczku i podczas rozmowy ktoś stwierdził, że powinienem powtórzyć ten rzut. Tutaj i teraz. Odległość była podobna. Rzuciłem, ale raz trafiłem obok bramki, a raz w poprzeczkę. Trafiłem dopiero za trzecim razem. Zapadła cisza. Wszyscy uświadomili sobie, jak cienka jest granica między wygraną a porażką. Cieszyliśmy się z awansu do najlepszej czwórki mistrzostw, a równie dobrze mogliśmy ze skwaszonymi minami siedzieć w samolocie do Polski - wspominał (więcej TUTAJ).