Trzeba przyznać, że Mistrzostwa Świata w piłce ręcznej to impreza, na której Polacy czują się jak ryba w wodzie. Wystarczy przytoczyć prostą statystykę. Ze światowego czempionatu reprezentacja Polski przywiozła cztery medale, a z EURO ani jednego. Ten format nam pasował i dobrze się w nim czuliśmy. Jednak od czasu historycznego brązu zdobytego w Katarze nic nam nie siedzi i niezależnie na jaki turniej jedziemy, to furory nie robimy.
Kawał pięknej historii
A warto przypomnieć osiągnięcia Polski na mistrzostwach świata, bo to ogrom wspomnień. Zwłaszcza w latach 2007-2015 napisaliśmy ładny kawał historii. Teraz próbujemy do tego nawiązać, ale bezskutecznie, bo notujemy najgorsze wyniki na handballowym mundialu w dziejach.
Zacznijmy jednak może od początku. Pierwszy występ Polaków na krajowym czempionacie to 1958 rok i 5. miejsce na turnieju w NRD. Pierwszy swój mecz Biało-Czerwoni rozegrali w Erfurcie z reprezentacją Finlandii. Spotkanie zakończyło się remisem 14:14. Później dzięki zwycięstwu z Hiszpanią udało się wywalczyć awans do fazy pucharowej, w której przegraliśmy w ćwierćfinale. W starciu o 5. miejsce w Berlinie Zachodnim udało się jednak pokonać reprezentację Norwegii, co było dużym sukcesem jak na pierwszy turniej rangi mistrzowskiej w historii naszej reprezentacji.
ZOBACZ WIDEO: Mocne słowa legendy w kierunku polskiego siatkarza. Jest odpowiedź
Mistrzostwa w 1974 i 1978 to podwaliny sukcesu, który udało się wywalczyć w RFN w 1982 roku. W międzyczasie udało się przywieźć także srebro z Igrzysk Olimpijskich w Montrealu. To właśnie wtedy Polacy zdobyli pierwszy medal na światowym czempionacie. W meczu o 3. miejsce udało się pokonać Duńczyków 23:22. Gwiazdami tamtej drużyny były takie postacie jak Jerzy Klempel, Daniel Waszkiewicz czy Henryk Mrowiec.
Pokochała ich cała Polska
Przejdźmy jednak do jeszcze nie tak dawnych sukcesów i "złotych lat" polskiej piłki ręcznej. Po raz kolejny turniej u naszych zachodnich sąsiadów i następny sukces. Po słabych latach 90. tych i braku awansu na mistrzostwa w 2005 roku, w 2007 roku wykrystalizowała się ekipa, w której zakochała się Polska. Sławomir Szmal na bramce, Karol Bielecki rzucający z kosmicznych pozycji, bracia Jureccy i Lijewscy, a na ławce legendarny Bogdan Wenta.
Grupę przebrnęliśmy bez żadnych kłopotów, pokonując między innymi gospodarzy turnieju, co znacznie ułatwiło sprawę w drugiej fazie. W niej ponieśliśmy porażkę jedynie z reprezentacją Francji, ale to był dopiero początek emocji. W ćwierćfinale 28:27 pokonaliśmy Rosjan, w półfinale po dogrywce i 80 minutach z Duńczykami wyszliśmy zwycięsko z tej bitwy, a finale przyszło nam się zmierzyć przy 20 tysiącach fanów w kolońskiej hali z Niemcami. Gospodarze okazali się jednak zbyt mocni, ale srebrny medal był ogromnym sukcesem i początkiem złotej ery.
Dwa lata później w Chorwacji również udało się zdobyć medal, tyle że brązowy. W decydującym meczu ponownie udało się pokonać Danię. Kluczowe było jednak spotkanie z Norwegami, gdy to Artur Siódmiak przejął piłkę na 6 sekund przed końcową syreną i rzucił przez całe boisko decydującą bramkę.
Przenieśmy się jednak do Kataru i 2015 roku, gdzie bohaterem reprezentacji Polski okazał się Michał Szyba, czyli nominalnie trzeci prawy rozgrywający. To on zapewnił w meczu o 3. miejsce swoim rzutem w ostatnich sekundach dogrywkę, w której "Biało-Czerwoni" wygrali i zdobyli brązowy medal. Jak się później okazało, to był początek końca lat świetności polskiej kadry. Świetną formę nad Zatoką Perską prezentowali Krzysztof Lijewski i Bartosz Jurecki. Trenerem za to był Michael Biegler.
Czekanie na pozytywny impuls
Na tym sukcesy reprezentacji Polski się skończyły. Dwa lata później zajęliśmy najgorsze w historii 17. miejsce. W 2019 roku w ogóle się nie zakwalifikowaliśmy, a na turniej w Egipcie dostaliśmy "dziką kartą". Ciężko uznać jednak za sukces 13. lokatę. Nawet na mistrzostwach, których byliśmy gospodarzami w 2023, mogliśmy pochwalić się jedynie 15. miejscem.
Doszukujemy się jakichś pozytywnych impulsów, ale naprawdę ciężko je znaleźć. Było kilka udanych spotkań jak na przykład pewne zwycięstwo z Czarnogórą, czy Brazylią. Udało się też postraszyć Hiszpanów, przegrywając jedynie 26:27, ale na nic więcej nie było nas stać. Za każdym razem, gdy trafialiśmy na drużynę nawet pokroju Słowenii, czy Węgier to byliśmy bezsilni.
Na turnieju w Danii, Norwegii oraz Chorwacji nie będzie łatwo nawiązać do najlepszych czasów, ale po 10 latach od ostatniego medalu może uda się w końcu zaprezentować pozytywnie i wysłać porządny sygnał, że jesteśmy na odpowiednim kursie. Być może takim sygnałem był towarzyski turniej przed MŚ 2025 - 4 Nations Cup, gdzie rozbiliśmy Austrię i Tunezję, a także pokonaliśmy Japonię. Grupa A, z Niemcami, Czechami i Szwajcarami, daje dużą nadzieję na drugie miejsce i awans do dalszej części, w której będzie trzeba walczyć także z najlepszymi, z którymi mamy problem od lat.
Medal był na IO w Montrealu w 1976 roku