Wielki zwrot akcji w Kaliszu. WKS Śląsk już dopisywał trzy punkty

Materiały prasowe / Orlen Superliga / Piotrkowianin Piotrków Trybunalski / Joel Ribeiro (Energa MKS Kalisz) w akcji
Materiały prasowe / Orlen Superliga / Piotrkowianin Piotrków Trybunalski / Joel Ribeiro (Energa MKS Kalisz) w akcji

Pięć bramek przewagi okazało się niewystarczające dla Śląska Wrocław. Ekipa Patrika Lijlestranda w końcówce dali się dogonić i nie wykorzystali dwóch szans na zamknięcie meczu. To ich ósma porażka z rzędu (27:27, k. 4:5)

- Chcemy zapomnieć o Opolu - mówił przed tym spotkaniem trener Energa MKS Kalisz, Rafał Kuptel. Jego podopieczni ponieśli w Stegu Arenie wstydliwą porażkę (17:30).

Okazją do przełamania było starcie z zamykającym tabelę Śląskiem Wrocław. Za gospodarzami przemawiał dodatkowo fakt, że we własnej hali spisywali się doskonale - zanotowali cztery wygrane i jedną przegraną po karnych.

Tymczasem początek meczu przypominał koszmar z Opola. Kaliszanie razili swoją nieskutecznością. Nie najlepiej pod tym względem było również w Śląsku. Po pięciu minutach gry przyjezdni prowadzili raptem 1:0.

Szybko zaczęli jednak powiększać swoją przewagę. Po chwili zrobiło się 6:1 dla wrocławian. Miejscowi w ciągu dziesięciu minut zanotowali aż cztery straty. Nie byli w stanie znaleźć sposobu na trafienie do bramki rywali.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za figura! Piękna dziennikarka poleciała na wakacje

Gospodarzom wyraźnie brakowało pewności siebie, widać było w ich szeregach nerwy, co skutkowało prostymi błędami. Trener Rafał Kuptel starał się zachowywać spoków. Tym bardziej, że kaliszan stać było na zrywy, podczas których odrabiali częściowo swoje straty.

W drugiej połowie ekipa z Wrocławia prowadziła już różnicą pięciu trafień. Jak się okazało, nie była to bezpieczna przewaga. W 43. minucie Rafał Kuptel ponownie poprosił o czas i od tego momentu gra zaczęła się wyrównywać.

Między innymi za sprawą Matiji Starcevicia i Joela Ribeiro kaliszanie złapali nieco wiatru w żagle i zniwelowali straty do dwóch bramek. Ich dobra seria została nieco wyhamowana po faulu Jakuba Morynia, za który otrzymał karę dwóch minut.

Czas działał na korzyść gości i wydawało się, że są w stanie dowieźć zwycięstwo do samego końca. Kaliszanie nie zamierzali się jednak poddawać. Po golach Starcevicia i Kucharzyka zrobiło się 25:26. Co więcej, Mateusz Jankowski trafił na ławkę kar. Wszystko działo się na trzy minuty przed końcowym gwizdkiem. Chwilę później golem ze skrzydła Miłosz Bekisz doprowadził do wyrównania.

Wrocławianie nie wykorzystali swojej piłki meczowej. W decydującym momencie pomylił się Bartosz Nastaj. Goście zebrali piłkę i w ostatniej sekundzie znów się pomylili - tym razem Jankowski rzucił prosto w ręce Hrdlicki.

W rzutach karnych lepsi okazali się zawodnicy Energa MKS Kalisz. Byli bezbłędni, podczas gdy w czwartej serii rzut Szymona Famulskiego zdołał obronić Jan Hrdlicka. Zamiast niemal pewnych trzech punktów goście zdobyli jeden, ale mimo to opuścili ostatnie miejsce w tabeli.

Energa MKS Kalisz - WKS Śląsk Wrocław 27:27, k. 5:4 (11:14)

Energa MKS Kalisz: Hrdlicka, Szczecina - Ribeiro 7, Starcević 6, Kucharzyk 5, Doncow 3, Molski 3, Bekisz 2, Fedeńczak 1, Kowalczyk, Wróbel, Moryń, Kus
Karne: 2/2
Kary: 12 minut (Doncow - 4 min., Wróbel, Ribeiro, Kucharzyk, Moryń - 2 min.)

WKS Śląsk Wrocław: Małecki, Dudek - Kornecki 6, Nastaj 5, Mucha 4, Ramiączek 4, Cegłowski 2, Wielgucki 2, Famulski 1, Jankowski 1, Przybylski 1, Gądek, Kołodziejczyk, Kawka, Burtan
Karne: 3/4
Kary: 4 minuty (Nastaj, Jankowski - 2 min.)

Sędziowie: Jakub Mroczkowski, Sebastian Patyk
Frekwencja: 985 widzów

MVP: Kamil Ramiączek (WKS Śląsk Wrocław)

Źródło artykułu: WP SportoweFakty