Ostrowianie nie mieli zbyt wiele czasu na odpoczynek po zaległym spotkaniu we Wrocławiu (34:20). Mimo to podopieczni Kima Rasmussena szybko wyszli na prowadzenie i do przerwy zdołali zbudować wysoką przewagę.
- Super, mieliśmy pięć bramek prowadzenia do przerwy. Bardzo zdyscyplinowana piłka ręczna, dużo grania z pierwszą linią. Mimo tego, że bramkarz z Opola coś odbijał, rzuciliśmy 18 bramek, co jest super wynikiem - podkreślił Kamil Adamski, wskazując na efektywność gry ofensywnej Ostrovii w pierwszej połowie.
Chociaż Corotop Gwardia Opole radziła sobie bez Adama Malchera, jednego z bardziej doświadczonych bramkarzy w lidze, to zdaniem Adamskiego przeciwnik wciąż był wymagający.
- Gwardia Opole ma bardzo dobrych defensorów i bramkarza. W tym meczu co prawda bez Adama Malchera, ale pozostała dwójka też prezentuje wysoki poziom - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Można wpaść w zachwyt. Jędrzejczyk pokazała zdjęcia z rajskich wakacji
Mimo prowadzenia Ostrovii, mecz w drugiej połowie nabrał większych emocji, gdy Gwardia zniwelowała stratę do zaledwie dwóch goli.
- Myślę, że cały mecz prezentowaliśmy równy poziom, bo w połowie drugiej części gry zdarzył się mały przestój i goście doszli nas z siedmiu bramek na dwie - przyznał Adamski.
Decydujące momenty należały jednak do gospodarzy, którzy nie pozwolili rywalom na wyrównanie i dowieźli zwycięstwo do końca. - W decydujących momentach to my wykazaliśmy się większym "instynktem zabójcy", jak mówi nasz trener, i to my cieszymy się z wygranej - podsumował zawodnik.
Zwycięstwo nad wymagającym rywalem pokazuje, że Ostrovia znajduje się w dobrej formie i może z optymizmem patrzeć na kolejne mecze. Biało-czerwoni wskoczyli na 4. miejsce w ligowej tabeli i w niedzielę zmierzą się u siebie z Górnikiem Zabrze. Po drodze czeka ich pucharowe starcie w Legnicy.