Gwardziści totalnie przespali początek spotkania. Goście wykorzystali niezdecydowanie rywali i zaczęli od bardzo mocnego uderzenia. Zanim opolanie zdążyli się obejrzeć, już przegrywali 1:7. Kielczanie wystartowali dobrze, ale nie ustrzegli się błędów. Kłopotów żółto-biało-niebieskich szczypiorniści Gwardii nie byli jednak w stanie wykorzystać. Ich grzechem głównym był pośpiech.
Widać było, że podopieczni Bartosza Jureckiego bardzo chcą nawiązać walkę z wicemistrzami Polski, jednak gubiła ich zbytnia gorączkowość i brak cierpliwości. Na uspokojenie gry szczypiorniści z Opola potrzebowali aż dziesięciu minut. Gdy to już się stało, to bardzo szybko zaczęli odrabiać straty. Zaliczyli serię czterech bramek z rzędu i nagle przewaga Industrii skurczyła się do dwóch trafień.
Żółto-biało-niebiescy mieli jednak w tym pojedynku spory atut - doskonale spisującego się między słupkami Bekira Cordaliję. Bośniak przez długi fragment meczu bronił na poziomie pięćdziesięciu procent (starcie zakończył z wynikiem 46 proc. i siedemnastoma obronami), dzięki czemu kielczanie mogli wyprowadzać szybkie kontrataki, podkręcać tempo w ofensywie i znów zdobywać bramki seriami.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: był krok od śmierci. A teraz takie informacje
Gracze Industrii szybko znów odskoczyli na pięć trafień, a przed przerwą zdołali jeszcze dorzucić dwa oczka i na przerwę schodzili z dużym spokojem.
Drugą połowę znów dobrze zaczęli kielczanie Nie minęło dziesięć minut, a oni już prowadzili różnicą dziesięciu trafień. Gospodarze cały czas próbowali nawiązać walkę, ale ich wszystkie zapędy były natychmiast gaszone w zarodku. Żółto-biało-niebiescy bez najmniejszych problemów pewnie kontrolowali boiskowe wydarzenia i systematycznie powiększali przewagę.
ORLEN Superliga Mężczyzn, 6. kolejka:
Gwardia Opole - Industria Kielce 21:39 (9:16)