Reprezentanci Polski byli zdecydowanymi faworytami meczu ze Słowacją, jednak przegrali 28:29. Kilka miesięcy wcześniej, podczas sparingu przed mistrzostwami Europy, Biało-Czerwoni zdecydowanie pokonali naszych południowych sąsiadów. - Nasz mecz sparingowy ze stycznia mógł dawać złudne wrażenie. Kibice liczyli na więcej, my również, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że będzie to spotkanie innego kalibru, w innych składach personalnych - powiedział Bartłomiej Bis.
- Mimo wszystko był to dla nas festiwal nietrafionych czystych sytuacji sam na sam. Szczególnie na początku pierwszej połowy pozwoliliśmy na za dużo rzutów w bocznych sektorach. Rozmawialiśmy sobie o tym przy wideo oraz na odprawie i wiedzieliśmy, że Słowacy tak grają. Byliśmy przygotowani na to, że oddadzą mało rzutów z tyłu, bo nie mają zawodników o takiej specyfice, by rzucali z 9-10 metrów. Straciliśmy zdecydowanie za dużo bramek, momenty to za mało by wygrać spotkanie - dodał obrotowy reprezentacji Polski.
#dziejesiewsporcie: 43-letnia legenda błyszczała na gali w Nowym Jorku
Największą bolączką Polaków była nieskuteczność. - Był to festiwal nietrafionych sytuacji. Nic nie ujmując bramkarzowi, ale zrobiliśmy z niego mistrza świata. Zagrał super zawody, ale my musimy trafiać w czystych sytuacjach. Bardzo dużo pracujemy nad tym, by mieć czysty rzut z sześciu metrów. Jak piłka dociera do pierwszej linii czy mamy akcję po penetracji, to muszą być bramki - przeanalizował obrotowy.
Sama gra Polaków nie wyglądała tak źle, jak wskazywałby to wynik. - W drugiej połowie graliśmy zdecydowanie lepiej w obronie i poprawiliśmy to, co źle funkcjonowało w pierwszej. Oczywiście można było zabrać trochę rzutów po sytuacjach 2 na 2 z obrotowym, do którego zbyt łatwo dochodziły piłki, ale defensywa wyglądała znacznie lepiej - podsumował Bis.
Czytaj także:
Solidne statystyki Papiny w debiucie
Sprawdź, kiedy Polska zagra rewanż