Dwa tygodnie przed Final4 Białorusin doznał poważnej kontuzji stawu skokowego i od tego momentu zaczęło się nerwowe odliczanie. Karalek, odkąd dołączył do zespołu z województwa świętokrzyskiego, nie opuścił ani jednej potyczki w Lidze Mistrzów - wystąpił w 68, w wielu z nich grając pierwsze skrzypce. W zeszłym roku w Kolonii został zresztą wybrany MVP turnieju finałowego.
Jeszcze dzień przed starciem z PSG kielczanie utrzymywali, że szanse na występ Białorusina wynoszą zaledwie pięćdziesiąt procent.
- Kiedy grasz półfinał Ligi Mistrzów, w arenie, w której jest dwadzieścia tysięcy kibiców, kiedy wiesz, ilu fanów przyjechało z nami z Kielc i widzisz, ile osób jest w żółtych koszulkach, to nie ma bólu, nie czujesz go, on jest tylko w głowie. Po prostu walczysz i robisz wszystko, żeby wygrać - powiedział obrotowy.
Spotkanie z PSG to nie były najpiękniejszy mecz piłki ręcznej w sezonie. To była prawdziwa wymiana ciosów, zderzenie dwóch piekielnie silnych fizycznie drużyn.
- To była walka, to był charakter - z dwóch stron, z naszej i ze strony paryżan. Bardzo dobrze zagrali bramkarze, świetnie spisała się też obrona. Ani jedna, ani druga drużyna nie zagrały najlepszego meczu w ofensywie. Myślę, że w ataku zagraliśmy bardzo źle, rzadko zdarza się, że gdy masz szybko środek w ataku, mecz kończy się wynikiem 25:24 - podsumował zawodnik.
Obie ekipy na początku drugiej połowy zanotowały dużo słabszy fragment - kielczanie przez sześć minut nie byli w stanie rzucić bramki, niemoc PSG trwała dziewięć. - Ciężko to skomentować, myślę, że teraz to już nie ma żadnego znaczenia, musimy odpocząć, a w niedzielę od rana przygotować się do finału i postarać się wyeliminować błędy, które popełniliśmy w półfinale - stwierdził Karalek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wzruszające chwile po sukcesie Djokovicia w Paryżu