Przez łzy trudno dostrzec sukces

PAP/EPA / ULRICH HUFNAGEL  / Na zdjęciu: Andreas Wolff
PAP/EPA / ULRICH HUFNAGEL / Na zdjęciu: Andreas Wolff

Kielczanie przegrali z Barcą w finale Ligi Mistrzów (35:37). W Lanxess Arenie zawodnicy Łomży Vive nie rozpatrywali tego w kategorii sukcesu. Srebrne medale najbardziej prestiżowych rozgrywek na świecie to jednak ogromne osiągnięcie.

Trudno zebrać myśli, gdy łzy rozmywają wzrok. Ciężko docenić sukces, gdy głos się załamuje, ciało drży, a ręce trzęsą. Świadomość, że w sekundzie marzenia prysnęły jak bańka mydlana jest przytłaczająca. W głowie natłok albo zupełnie odwrotnie - kompletna pustka. Co myśli zawodnik, który właśnie przegrał w finale Ligi Mistrzów? Każdy pewnie coś innego, w głowach wszystkich jest jedno - rok pracy zakończył się fiaskiem. Przecież nikt nie chce zamknąć sezonu porażką, po to na treningach wylewa się poty, by w kluczowym momencie zrobić coś lepiej niż przeciwnik. Pozwolić szali, by przechyliła się na odpowiednią stronę.

Smutek, ból, rozczarowanie, niechęć, gorycz, frustracja, bezradność, poczucie braku sprawiedliwości, rozpacz, wyrzuty sumienia. W synonimach można przebierać, odmieniać je przez wszystkie przypadki. Widok cieszących się rywali jest nie do zniesienia, przecież było tak blisko.

Mistrzowie Polski schodzili do szatni kolońskiej Lanxess Areny w absolutnej ciszy. Chociaż wielu łzy cisnęły się do oczu, nie próbowali wymigać się od obowiązków. Wszyscy zatrzymali się, by porozmawiać z dziennikarzami. Byli smutni, drżał im głos, chcieli jednak przekazać kibicom jak bardzo doceniają ich wsparcie. Wszyscy dziękowali za niesamowity doping, za atmosferę, jaką żółto-biało-niebiescy fani stworzyli w Kolonii i za ogromną motywację, jaką otrzymywali od nich przez cały sezon.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się wydarzyło? Szalone sceny po meczu Polaków!

- Bardzo żałuję, że przegraliśmy ten mecz, bo mieliśmy takie wsparcie, że po prostu chcieliśmy zwyciężyć dla naszych kibiców - mówił Szymon Sićko.

W głosie rozgrywającego słychać było rezygnację. - Finał się gra po to, żeby wygrać. To był nasz jedyny cel.

- Kończymy Ligę Mistrzów z niczym. Umówmy się, liczą się tylko zwycięzcy, ci, którzy podnoszą puchar - stwierdził z kolei Arkadiusz Moryto.

Tak było na gorąco. Kielczanie jednak zaliczyli fantastyczny sezon i w końcu musi dotrzeć do nich, że zrobili rzecz niebywałą. Meczów z Łomżą Vive boją się największe kluby w Europie. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego - przez tegoroczną edycję Ligi Mistrzów żółto-biało-niebiescy przeszli jak burza. Wygrali najtrudniejszą grupę w historii rozgrywek, po drodze dwukrotnie pokonując "Dumę Katalonii". Byli lepsi od Paris Saint-Germain HB, Telekomu Veszprem, SG Flensburga Handewitt czy FC Porto. W ćwierćfinale nie pozostawili złudzeń i bez problemów odprawili Montpellier HB.

W 1/2 finału znów zwyciężyli z drużyną z Veszprem. Węgierscy kibice po meczu byli ogromnie rozczarowani i wściekli, ale w niedzielę, gdy zawodnicy Łomży Vive walczyli z Hiszpanami, Madziarzy z zazdrością spoglądali w kierunku sektora wypełnionego fanami w żółtych koszulkach. Bertus Servaas zbierał komplementy od ludzi z całego świata. Pół Europy zazdrości kielczanom drużyny - budowanej z wizją, spokojem i konsekwencją.

Ekipy, w której nikt nie odpuszcza. W niedzielnym meczu mistrzowie Polski rzucili do walki, wszystko, co mieli. Branko Vujović marzył o triumfie i pokazał to na parkiecie - nie bał się brać na siebie odpowiedzialności, grał ze złamanym palcem. Władisław Kulesz, który jeszcze rok temu po każdej nieudanej akcji spuszczał głowę, w Final4 był innym zawodnikiem - pewnym siebie, skutecznym, zdecydowanym.

O tym, żeby grać w finale na starcie rozgrywek marzyło szesnaście drużyn. Udało się dwóm. Chociaż kielczan to nie zadowala, ich osiągnięcie już na zawsze zapisze się w historii.

- Chcieliśmy wygrać, byliśmy blisko i teraz mogę tylko powiedzieć, że od 1 sierpnia będziemy robić wszystko, by w następnym roku puchar po raz drugi przyjechał do Kielc. Barcelona to pierwszy zespół, który wygrał dwa razy z rzędu, więc nasz cel to będzie zwycięstwo trzy razy z rzędu - powiedział Tałant Dujszebajew.

Czytaj też:
Tałant Dujszebajew: Marzenia pozostały marzeniami, ale nadal będziemy walczyć
Artsiom Karalek najlepszym zawodnikiem Final4. "Nic nie czujemy, jest tylko ból"

Źródło artykułu: