Marcin Górczyński: Polska piłka ręczna znów na piedestale (OPINIA)

PAP / Piotr Polak / Radość Łomży Vive Kielce
PAP / Piotr Polak / Radość Łomży Vive Kielce

Dla tych, którzy na co dzień nie śledzą piłki ręcznej, powinien mocno wybrzmieć przekaz: polskie kluby wskoczyły na piedestał i pół Europy z zazdrością patrzy na wyczyny zawodników z Kielc i Płocka!

Kilkanaście godzin temu Łomża Vive Kielce w porywającym stylu awansowała do najlepszej czwórki Ligi Mistrzów, wręcz zdmuchnęła z boiska mocne francuskie Montpellier (30:22). Kielczanie są w gronie europejskich tuzów, na poziomie nieosiągalnym dla niemal wszystkich polskich drużyn klubowych (rzecz jasna z wyjątkiem siatkarskich).

Wyobraźmy sobie euforię, jaka zapanowałaby, gdyby na tym etapie znalazł się któryś z piłkarskich zespołów. Przecież nadal żywo w pamięci sukcesy Wisły Kraków w Pucharze UEFA sprzed 20 lat, legendą obrósł jej awans do... 1/8 finału. Tymczasem w Kielcach mamy klub, który po raz piąty w ciągu dekady będzie bił się o tytuł najlepszej drużyny w Europie! W tym raz, w 2016 roku, zostawił wszystkich w tyle. (ZOBACZ)

Prezes Bertus Servaas zbudował potęgę, jakiej nie powstydziliby się szejkowie spod znaku PSG. Już mało kto pamięta, że mistrzowie Polski przeżyli dwa poważne tąpnięcia w ciągu pięciu lat. Najpierw dziura w budżecie i cięcia gwiazdorskich kontraktów, potem firma Vive mocno dostała po kieszeni wskutek pandemii i wydawało się, że marzenia o wielkiej piłce ręcznej trzeba będzie odłożył na kilka lat.

ZOBACZ WIDEO: To się nazywa moc! Zobacz, co wyczarowała Anita Włodarczyk

Servaas - chcąc nie chcąc - stał się specjalistą od zarządzania kryzysowego i przekonał nowego sponsora, że warto uwierzyć w jego wizję. Dodajmy - wizję jak na europejskie standardy niesztampową. Już pod szyldem Łomży Vive namówił gwiazdy do podpisania najdłuższych kontraktów w Europie, zaczął hurtowo ściągać obiecujących graczy i sam mógł pogubić się w stanie posiadania. Szaleństwo? Dla niektórych zapewne tak, ale w Kielcach myślą dwa kroki do przodu. Nie będąc w stanie konkurować finansowo z europejskimi bogaczami, budują w wersji bardziej ekonomicznej (choć zdarzało się głębiej sięgnąć do kieszeni, by namówić gwiazdę). Przecież gdyby Servaas spóźnił się o kilka miesięcy, to zapewne musiałby odejść się smakiem i byłyby nici z transferu Artsioma Karaleka czy Dylana Nahiego.

Czasami wielkie zwycięstwa buduje się na wielu wcześniejszych klęskach. Przed rokiem feta z okazji awansu do ćwierćfinału zamieniła się w stypę, kiedy Nantes sensacyjnie wyeliminowało kielczan. Nastroje były grobowe, właściwie wszyscy w klubie przyznawali, że porażka wyssała z nich pokłady energii. Przy okazji, stała się paliwem na nowy sezon, który był właściwie perfekcyjny w wykonaniu Łomży Vive. Po losowaniu nie wieszczono spektakularnego sukcesu w najsilniejszej grupie w historii, a już na pewno nie spodziewano się zwycięstw z PSG i rzadko spotykanych dwóch triumfów z potężną Barceloną! Zdarzyły się wpadki, ale kielecka piłka ręczna wyrobiła sobie taką markę, że do prezesa Servaasa sami zgłaszali się menadżerowie najlepszych zawodników na świecie. Mówisz: Kielce, myślisz: piłka ręczna.

Na tym wcale nie musi być koniec, kielczanie są drużyną kompletną, kompatybilną z trenerem Tałantem Dujszebajewem. W ich wypadku nie ma sufitu nie do przebicia. Ktokolwiek dostanie się do Final4, po tym co zobaczył w tym sezonie, powinien bać się Łomży Vive. Sam udział w finałowym weekendzie to swego rodzaju święty Graal w piłce ręcznej. O tym, jak trudno znaleźć się na tym etapie, dobrze świadczy lista zespołów, które w tym sezonie obejrzą zmagania w Kilonii z perspektywy kanapy. M.in. poza finałem mogą pozostać przedstawiciele najsilniejszej na świecie Bundesligi.

Piłka klubowa nie nakręca zainteresowania tak jak reprezentacyjna, ale doceńmy miejsce, w którym jesteśmy. Obok Łomży Vive, mamy mocnego kandydata do zwycięstwa w Lidze Europejskiej, pod względem prestiżu ustępującej tylko Lidze Mistrzów. Jakby tego mało, to Orlen Wisła Płock dokonała tego drugi raz z rzędu.

Jeszcze kilka lat temu z Nafciarzy trochę dworowano. Kiedy w Kielcach zaczynali wdrażać plany długoterminowe, w Wiśle improwizowano. Zamiast spokojnej przebudowy, duża rotacja i transfery europejskich średniaków, co przekładało się na przeciętne wyniki w Europie i odstawanie od Vive w Polsce. Od 2-3 lat to już inna Wisła - z młodymi wilkami pracującymi na transfer do większego klubu, oparta na głośnych nazwiskach, z trzonem niezmiennym od lat. Wyniki w Lidze Europejskiej tylko potwierdzają, że w Płocku obrali właściwy kierunek rozwoju i w końcu zbierają plony. Tylko niemiecki Magdeburg był w stanie powtórzyć swój wynik sprzed roku. Po takich wynikach, wobec wykluczenia białoruskiego Mieszkowa Brześć, Wisła stała się poważnym kandydatem do miejsca w Lidze Mistrzów.

Trzeba to powiedzieć głośno i wyraźnie - doczekaliśmy się w Polsce dwóch klubów najwyższej klasy. Co więcej, Final4 Ligi Europejskiej w Lizbonie (28-29 maja) i Final4 Ligi Mistrzów w Kolonii (18-19 zerwca) mogą przebiegać pod polskie dyktando.

ZOBACZ:
Znamy pierwszego możliwego rywala Łomży Vive

Źródło artykułu: