Trener od A do Z: Claudio Ranieri

 Redakcja
Redakcja

Grabież - po świetnym sezonie spodziewano się, że mistrzowski skład zostanie rozgrabiony przez większe i bogatsze kluby. Tymczasem straty wśród zawodników nie były wielkie, poważniejsze sięgnęły głębszych struktur klubu. Jeszcze w lutym Ranieri stracił Bena Wriggleswortha, skutecznego skauta, który odszedł do Arsenalu. Inny - Rob Mackenzie wybrał robotę w Tottenhamie, ale naprawdę bolesne okazało się pożegnanie ze Steve’m Walshem, który był dyrektorem sportowym na King Power Stadium, lecz został przekonany, że lepiej pracować będzie mu się na Goodison Park w Evertonie. A to właśnie Walsh był odpowiedzialny za pojawienie się w klubie Kante czy Riyada Mahreza.

Hobby - pod tym względem Ranieri to typ nietypowy. Uwielbia książki, nie gardzi dobrym filmem (nawiasem mówiąc jego córka wyszła za mąż za włoskiego aktora Alessandro Roję), choć niekoniecznie ambitnym. Jego ulubiony, to wcale nie "Ojciec chrzestny", ale hollywoodzki wyciskacz łez – "Uwierz w ducha". Włoski trener nie ukrywa zresztą, że wierzy w życie po życiu. Z drugiej strony jak ma nie wierzyć, skoro otrzymał takowe, chociaż wyłącznie sportowe. Przed Leicester pracował w 14 klubach, do Premier League wrócił po 11 latach, prosto z - wydawało się - sportowego śmietnika. Prócz kina, sztuki (ceni malarstwo Moneta, Van Gogha, Picassa) i literatury kocha antyki, więc z żoną Rosanną, właścicielką rzymskiego sklepu "Retro", lubi buszować po londyńskich i rzymskich antykwariatach.

Impossibile. Niemożliwe. Po zdobyciu mistrzostwa Anglii z Leicester "impossibile" powinno zostać wykreślone z włoskiego słowniczka. Ba, powinno zostać wykreślone siedem lat wcześniej. W lutym 1999 roku Ranieri dokonał przecież rzeczy pozornie niemożliwej. W ciągu dziesięciu dni jako trener Valencii trzy razy pokonał Barcelonę - w ćwierćfinale Copa de Rey (3:2 i 4:3) oraz w lidze na Camp Nou (4:2).

Jose Mourinho - czyli wiadomo kto. Zawsze mieli na pieńku. To Mourinho zastąpił go w Chelsea, to Portugalczyk stał się ulubieńcem wielkiego Romana i niemal natychmiast zaczął od uszczypliwości pod adresem Włocha. Zapytany o to, jak to się stało, że trafił na Stamford Bridge, wypalił: - Powiedziano mi, że chcieliby coś wreszcie wygrać… I tak było zawsze. Kiedy Ranieri z Romą przegrał finał Pucharu Włoch przeciwko Interowi Mourinho, The Special One kpił ze starszego kolegi, że próbował zmotywować swoją drużynę seansem "Gladiatora". - Ja obejrzałem kilka meczów Romy szukając jej słabości i analizując grę przy pomocy programów komputerowych. Gdybym puścił zawodnikom, niczym dzieciom, "Gladiatora", wyśmialiby mnie - drwił. - Jest stary. Nigdy nic nie wygrał. Kiedy miałem pracować we Włoszech przez długi czas uczyłem się włoskiego, Ranieri w Anglii był pięć lat, a nie potrafi poprawnie wymówić: "good morning"… Wielki rewanż nastąpił w poprzednim sezonie, kiedy Leicester City ograło Chelsea. - On opowiadał te wszystkie rzeczy ponieważ się mnie boi. Tak działa Mourinho, to jego metoda na przeciwnika - postawił diagnozę Ranieri. Sam jednak chyba urazy do Portugalczyka nie chowa, skoro niedawno powiedział: - To fantastyczny trener, inteligentny i sprytny, a spory między nami to już prehistoria.

ZOBACZ WIDEO Jan Tomaszewski: co zrobił Kazimierz Górski? Wyrzucił zawodnika

Książka. Ostatni rok pracy w Chelsea dał mu się na tyle we znaki, że zdecydował się opublikować książkę "Proud Man Walking" (Kroczący dumny mężczyzna). Tytuł ironiczny, nawiązujący do tego, że pod koniec pobytu w Chelsea mówiono o nim Dead Man Walking, czyli tak, jak definiuje się skazańców szykujących się na egzekucję. Dochód ze sprzedaży dzieła w całości poszedł na jeden z londyńskich szpitali. - To, co wiedziałem przed przyjściem do Chelsea, wiedziałem z telewizji. Jak się później okazało, nie było to nawet w pięciu procentach zbliżone do rzeczywistości - obwieścił autor.

Londyn - to jego drugie miasto, po Rzymie, które uwielbia i gdzie do tej pory nie pozbył się domu. Polubił tamtejsze targowiska, libańskie i indyjskie garkuchnie. Kiedy trafił do stolicy Anglii 16 lat temu nie znał języka, ale szybko zyskiwał sympatię. Jak pisał "Financial Times", robił wrażenie wielkim uśmiechem, małym ego, włoskimi ciuchami i czarnym ferrari. Z Chelsea nie wygrał niczego konkretnego, ale to za jego kadencji pojawili się w składzie Frank Lampard, John Terry czy Claude Makelele, a więc ci, którzy później stworzyli wielką drużynę. - Pomimo kłopotów finansowych tuż przed przyjściem Abramowicza, zdałem sobie sprawę, że Chelsea jest dla mnie jak drugi dom. Relacje z prasą i fanami układały się fantastycznie - wspominał, trochę jakby zapominając o reakcji fanów, gdy sprzedał ich ulubieńca Denisa Wise’a. Niemniej ci sami fani, kiedy Chelsea odbierała punkty Tottenhamowi w końcówce ostatniego sezonu w efekcie koronując Leicester, wiwatowali na część Ranieriego.

Łatka - już odklejona, ale przez lata trzymająca się krzepko. Mówiono, że to trener-nieudacznik, który niczego nie jest w stanie wygrać, a kolejne dymisje w Valencii, Juventusie, Interze, Romie czy reprezentacji Grecji zdawały się potwierdzać tę teorię. Nawet kiedy przychodził ponad rok temu do Leicester dziennikarz "The Guradian" napisał: "Jeśli w Leicester chcieli kogoś miłego, to znaleźli. Jeśli jednak chcieli kogoś, kto utrzymałby ich w Premier League, to wzięli niewłaściwego faceta". Zero tituli - żartowano z Ranieriego. Aż do tego roku doświadczony trener w swoim CV nie mógł wpisać żadnego piłkarskiego tytułu. Zdobywał Puchar Włoch z Fiorentiną i Hiszpanii z Valencią, zaliczył kilka awansów we Włoszech i Francji, wygrał Superpuchar Europy z Nietoperzami, ale krajowym mistrzem nie był nigdy. –]p Był doskonale przegrany przez duże P. Każdy we Włoszech uważał go za grzecznego i miłego, ale byleby tylko nie brać go do swojego klubu - twierdził dziennikarz Tommaso Pellizzari ("Financial Times"). Łatka więc była przylepiona aż do maja 2016 roku, kiedy okazał się najbardziej sensacyjnym triumfatorem Premier League, sięgając po tytuł z Leicester, pierwszy w liczącej 132 lata historii klubu. Część brytyjskich parlamentarzystów wyraziła chęć uhonorowania Włocha szlacheckim tytułem. Dla mediów został Królem Claudio. Piotr Kowalczuk, rzymski korespondent "Do Rzeczy" pisał: - W 43 r. n. e. pogardzany cesarz Klaudiusz podbił Brytanię. Tydzień temu syn rzymskiego rzeźnika 65-letni Klaudiusz Ranieri z proletariackiej dzielnicy Testaccio, wyszydzany jako starzec, prostak i wieczny przegrany, podbił Anglię...

Mama. Renata Ranieri mieszka w Toskanii i ma 96 lat. To dla niej Claudio lata regularnie do Włoch. Dzwoni codziennie, a pod koniec sezonu, gdy ważyły się losy mistrzostwa, właściciel klubu oddał mu do dyspozycji prywatny odrzutowiec, by mógł na dwie godziny polecieć do mamy i zjeść z nią kolację. Włoska prasa pisała: "Prima la mamma, poi la Premier", czyli najpierw mama, później Premier League. - Jest mi przykro, w jaki sposób zakończyła się jego praca w Romie, ponieważ zawsze bardzo kibicowaliśmy temu klubowi. Nie zdobył szacunku w rodzinnym mieście, teraz jednak został królem Anglii - powiedziała signora Renata już po triumfie syna w wywiadzie dla dziennika "La Repubblica".

Polub Piłkę Nożną na Facebooku
Piłka Nożna
Zgłoś błąd
Komentarze (0)