W tym artykule dowiesz się o:
Tadeusz Pawłowski nie jest już trenerem Śląska Wrocław. - W momencie, gdy dowiedziałem się, że jest taka opcja, że zarząd chce ze mną rozmawiać, pierwszy telefon wykonałem do Tadeusza Pawłowskiego. Powiedział mi, że trzyma za mnie kciuki i życzy powodzenia - mówi Romuald Szukiełowicz, nowi szkoleniowiec dwukrotnych mistrzów Polski.
Pawłowski, gdy 1,5 roku temu był przedstawiany jako szkoleniowiec, zrobił show. Podczas konferencji prasowej zdjął koszulę, by ubrać tę z herbem Śląska. - Na początku troszeczkę nie wierzono we mnie. Później był minusowy odbiór ubrania koszulki Śląska, ale ja to zrobiłem, bo byłem pewny siebie. Jakbym się bał i robił to, co się dziennikarzom podobało, to może bym przyszedł i rozlał po piwie czy koniaku. Ubrałem koszulkę Śląska, bo czułem się przez wiele lat mojej kariery piłkarskiej związany z tym klubem. Nie musiałem się tego wstydzić. To było moje spontaniczne zachowanie - wyjaśniał później.
"Teddy", jak na niego mówiono, w sumie poprowadził wrocławian w 103 meczach. W roli trenera debiutował w spotkaniu z Legią Warszawa, w spadkowym sezonie 1992/93. Wówczas Śląsk doprowadził jednak do półfinału Pucharu Polski. W ówczesnej I lidze i krajowym pucharze pod wodzą Pawłowskiego wrocławski zespół rozegrał 23 spotkania, notując 9 zwycięstw, 4 remisy i 10 porażek. 24 lutego 2014 roku znów zdecydował się na pracę w WKS-ie. Bilans jego drugiego podejścia do klubu ze stolicy Dolnego Śląska to 80 meczów - 31 wygranych, 30 remisów i 19 porażek. Pawłowski po raz ostatni na ławce trenerskiej Śląska zasiadł 1 grudnia, w zremisowanym 1:1 spotkaniu z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza.
Sposób, w jaki jednak Śląsk się z nim pożegnał, budzi niesmak. Z legendami rozstawać trzeba się bowiem z należytymi honorami.
Tadeusz Pawłowski jest jednym z najlepszych piłkarzy w dziejach wrocławskiego klubu. Ze Śląskiem zdobył mistrzostwo Polski (1977), dwa tytuły wicemistrzowskie (1978 i 1982) oraz Puchar Polski (1976). Dla WKS-u rozegrał 225 meczów. Zdobył 65 goli.
Przeszedł do historii jako ten, który wrocławian na międzynarodowej arenie reprezentował zarówno jako piłkarz, jak i szkoleniowiec. Ostatnio jednak Śląskowi źle się wiodło, a zespół śrubował niechlubną serię ligowych meczów bez zwycięstwa. Ta po spotkaniu w Niecieczy wynosiła już dziesięć spotkań.
Pawłowski szukał sposobu, jak wyjść z kryzysu. Zmieniał zawodnikom pozycje, motywował ich. Nie pomagało. Zareagował także sam klub, zmieniając mu sztab szkoleniowy. Jego asystentem został Dariusz Sztylka, drugim trenerem Grzegorz Kowalski. To właśnie Kowalski zastąpił go po meczu w Niecieczy, chociaż okoliczności odejścia Pawłowskiego nadal budzą kontrowersje.
Wrocławianie najpierw wydawali krótki komunikat, że w związku z sytuacją rodzinną trenera Tadeusza Pawłowskiego, zarząd klubu udzielił szkoleniowcowi urlopu. Do gry, chociaż na krótko, bo zaledwie na pięć dni, wkroczył wówczas Kowalski. Gdy jednak oficjalnie ogłaszano już Romualda Szukiełowicza jako pierwszego szkoleniowca, Pawłowskiego z tej funkcji po prostu odwołano. - Nie jestem od komentowania ani oceny decyzji zarządu - powiedział Szukiełowicz. - Pewne rzeczy regulują również przepisy PZPN-u. Jeden z zakazów jest taki, że nie może być dwóch pierwszych trenerów na umowie. Nie mnie jest komentować sytuację taką czy inną - dodał.
Jakie zatem będą dalsze losy Pawłowskiego? - Czy to zakończenie pracy Tadka w Śląsku? Śmiem wątpić. Może to jest zakończenie na ten czas jako pierwszego trenera. Wydaje mi się, że jest osobą na tyle ważną w historii klubu, że szkoda byłoby nie wykorzystać jego wiedzy, umiejętności i zaangażowania. Takie jest moje zdanie - wyjaśniał Szukiełowicz.
W całej tej sprawie nurtująca jest jeszcze rola Grzegorza Kowalskiego.
Grzegorza Kowalskiego najpierw zatrudniano jako drugiego trenera, a potem to on zastąpił urlopowanego Pawłowskiego. - Nastąpiła trochę nieoczekiwana zmiana miejsc. Chcę podkreślić moją chęć pomocy trenerowi Pawłowskiemu w jego trudnej sytuacji. Mam nadzieję, że damy radę to zrobić tak, że sytuacja się wyprostuje, a moja praca zostanie oceniona w ten sposób, że udało mi się zrobić to, co miałem zrobić - mówił szkoleniowiec.
To jednak postać dość specyficzna. Kowalski ma 52 lata i była to dla niego czwarta przygoda w piłkarskim Śląsku. Po raz pierwszy trafił na Oporowską w 1990 roku jako piłkarz (11 meczów, 1 gol). W latach 1998-1999 i 2003-2004 był szkoleniowcem Śląska, który grał w dawnej II i III lidze (63 oficjalne mecze). W ostatnich latach nowy trener wrocławian z powodzeniem dowodził z ławki trenerskiej trzecioligową Ślęzą Wrocław, pracował także w MKS-ie Kluczbork, a z reprezentacją Dolnego Śląska wywalczył awans do finału Pucharu Regionów, turnieju skupiającym najlepszych piłkarzy amatorów w Europie.
To jednak nie wszystko. Kowalski trzy lata temu został skazany za ustawianie meczów. Dostał wyrok: dwa lata więzienia w zawieszeniu. Dobrowolnie poddał się karze.
Kowalski Śląsk poprowadził w meczu z Lechią Gdańsk, który wrocławianie przegrali 0:1. - Widzimy, gdzie jesteśmy, że sytuacja robi się coraz trudniejsza. Nie wyszło, ale mam nadzieję, że tak jak Lechia niedługo przełamiemy swoją serię - mówił po tym spotkaniu. Nie będzie mu już jednak dane poprowadzić drużyny, bo od poniedziałku 7 grudnia pierwszym trenerem dwukrotnych mistrzów jest wspominany już Szukiełowicz.
Romuald Szukiełowicz ma 66 lat. W latach 1988-1991 oraz w sezonie 1995/96 prowadził już Śląsk w najwyższej klasie rozgrywkowej. Łącznie na ławce trenerskiej WKS-u zasiadał 93 razy. Był także trenerem m.in. Lecha Poznań, Pogoni Szczecin, Zawiszy Bydgoszcz i Lechii/Polonii Gdańsk. Ostatnio prowadził trzecioligową Foto-Higienę Błyskawicę Gać. Z wrocławskim klubem związał się umową do końca sezonu z opcją przedłużenia.
To on teraz będzie dyrygował zawodnikami WKS-u, a pomagać mu będą Zbigniew Mandziejewicz (II trener), Janusz Jedynak (trener bramkarzy) oraz Dariusz Sztylka (asystent).
- Każdy szkoleniowiec dobiera sobie ludzi, do których ma zaufanie. Ja współpracowników szukałem pod względem charakteru. Oni mają reprezentować sobą to, czego wymagam od piłkarzy. Mandziejewicz robił wślizgi na pachwiny i grał w lankach. Występował w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i wie, o co chodzi, oraz umie to przekazać - wyjaśnia trener.
Na początek Szukiełowicz zrobił swoim nowym podopiecznym badania socjometryczne. - Mieliśmy spotkanie z piłkarzami, na którym przedstawiłem im jak to widzę. Jak ma funkcjonować zespół, jakie zasady mają być przestrzegane. Zawodnicy zrobili test socjometryczny, który pozwoli mi w bardzo krótkim czasie dowiedzieć się o tym, co dzieje się w zespole. Liczę, że gracze podeszli do tego poważnie i te informacje będę mógł traktować jako bezcenne - skomentował. Każdy musiał też przedstawić swój skład w najsilniejszej wersji.
Badania socjometryczne polegają na zadaniu członkom grupy specjalnie skonstruowanych pytań ujawniających, z jakimi członkami grupy badana osoba najbardziej chciałaby (lub nie) przebywać w określonej sytuacji. We Wrocławiu szykują się rządy twardej ręki, bowiem Szukiełowicz nie zamierza pobłażać zawodnikom.
- Oglądając ostatnie mecze zauważyłem, że tutaj nie ma wojowników. A przynajmniej nie pokazywali się na boisku. To zawodnicy, którzy potrafią grać w piłkę, mają dobre lub bardzo dobre umiejętności czysto piłkarskie. Brakuje jednak zmuszenia ich do pewnych określonych działań - do wojny na boisku: agresji, waleczności. Jeżeli dołożą to, czego ja oczekuję, na pewno przekonamy się, że ich umiejętności nie są na drugą ósemkę - analizuje Romuald Szukiełowicz.
Wszystko wskazuje, że piłkarze dostaną w najbliższym czasie w kość. - We wtorek mieli zupełnie inny trening, w środę będą inne treningi niż może sobie wyobrażali. Dla mnie trening piłkarzy w sezonie to jest trening w interwale - cały czas walka, walka z piłką, warunki meczowe. Nie ma tak, że sobie staniemy i będziemy grać pan do pana, pan do pana. Pan z panem walczy - zaznaczył trener.
Już w piątek Śląsk podejmować będzie Górnika Łęczna. W lidze wrocławianie nie wygrali już od jedenastu meczów z rzędu. Punktują tak słabo, że zsunęli się z 8. na 16. miejsce. Śląsk tym samym zamyka już ligową tabelę i do przedostatniego Górnika traci punkt. Po raz ostatni z wygranej wrocławianie cieszyli się 12 września, a od tego czasu zdobyli tylko cztery punkty. Stawka tego spotkania jest więc bardzo wysoka.
- Trzeci raz przychodzę do mojego klubu, tu na tym boisku nauczyłem się paru rzeczy i wiem, jak to wszystko tu funkcjonowało i funkcjonuje. Za każdym razem przychodziłem tu w niekorzystnej sytuacji i z niej wychodziliśmy - zakończył z optymizmem nowy trener Śląska Wrocław.