Rozgrywki torpeduje szalejąca czwarta fala pandemii koronawirusa i rosnąca liczba zakażeń Omikronem - nową, groźną mutacją wirusa SARS-CoV-2. Zespoły są zdziesiątkowanie przez zakażenia, mecze przekładane. Udało się jednak uratować hit Premier League, w którym od początku Tottenham i Liverpool starały się zapewnić kibicom prawdziwy spektakl.
"The Reds" próbowali narzucić swój styl i tempo gry, chcieli szybko zdobyć gola, po którym mogliby zbudować przewagę. "Koguty" jednak wolały wejść w otwartą wymianę ciosów. Liverpool miał dziury w obronie, co Harry Kane i Heung-Min Son próbowali bezlitośnie wykorzystać. Anglikowi udała się ta sztuka. Wkleił się w linię obrony przy prostopadłym podaniu i potem płaskim strzałem pokonał Alissona Beckera. Koreańczyk zmarnował wyborną sytuację, nie trafiając z kilku metrów. Okazję miał też Dele Alli, ale tutaj cudownie zatrzymał go brazylijski bramkarz.
Jak mawia klasyk, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. Goście mieli kilka szans, ale dobrze spisywał się na linii Hugo Lloris. Francuz skapitulował na kilka minut przed końcem pierwszej połowy, kiedy strzałem głową pokonał go Diogo Jota.
W drugiej części meczu Liverpool zamknął Tottenham na jego połowie, ale nie tworzył wystarczająco klarownych okazji. Mało kreatywny był Mohamed Salah, nie ciągnął ofensywy zespołu tak jak w poprzednich meczach. "Koguty" dalej dość swobodnie kontrowały, ale popisywały się nieskutecznością.
Tempo spotkania było naprawdę dobre, intensywne, ale gorąco zaczęło się robić od 70. minuty. Wtedy Liverpool wyszedł na prowadzenie po główce Andy'ego Robertsona. "The Reds" stworzyli kocioł pod bramką przeciwnika, a Szkot mógł strzelić "do pustej".
Jednak radość gości nie trwała zbyt długo. Kilka minut później Son wykorzystał błąd Alissona, który minął się z piłką.
Temperatura rosła i za bardzo urosła w głowie Robertsona, który zagotował się i ostro wszedł w nogi Emersona Royala. Gracze Tottenhamu rzucili się do Szkota z pretensjami. Początkowo otrzymał on tylko żółtą kartkę, ale po analizie VAR sędzia postanowił wyrzucić go z boiska.
Londyńczycy byli w końcówce stroną dominującą, starali się wykorzystać grę w przewadze. Nie potrafili jednak znaleźć sposobu na gęsto ustawioną defensywę LFC.
Ostatecznie skończyło się remisem 2:2. Obie ekipy zapewniły nam wyborne show, a wynik należy uznać za sprawiedliwy.
Liverpool zajmuje drugie miejsce w tabeli ze stratą trzech punktów do prowadzącego Manchesteru City. Tottenham ma trzy zaległe mecze i jest siódmy.
Tottenham Hotspur - Liverpool FC 2:2 (1:1)
1:0 - Harry Kane 13'
1:1 - Diogo Jota 35'
1:2 - Andrew Robertson 70'
2:2 - Heung-Min Son 74'
Tottenham: Hugo Lloris - Davinson Sanchez, Eric Dier, Ben Davies - Emerson Royal, Tanguy Ndombele (64' Oliver Skipp), Harry Winks, Ryan Sessegnon (86' Sergio Reguilon) - Dele Alli (81' Lucas Moura), Heung-Min Son - Harry Kane.
Liverpool: Alisson Becker - Trent Alexander-Arnold, Joel Matip, Ibrahima Konate, Andrew Robertson - Tyler Morton (60' Roberto Firmino), Naby Keita, James Milner - Mohamed Salah, Sadio Mane (81' Kostas Tsimikas), Diogo Jota (90+2' Joe Gomez).
Żółte kartki: Kane, Emerson, Winks, Davies (Tottenham), Morton, Klopp (trener, poza boiskiem) Keita, Konate, Tsimikas (Liverpool).
Czerwona kartka: Robertson (Liverpool).
Sędzia: Paul Tierney.
Czytaj też:
Niezaszczepieni bez pracy w Liverpoolu?
Rasistowski skandal w Premier League
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: do rzutu wolnego podszedł... bramkarz. Zobacz, co z tego wyszło!