Znów ten sam temat. Duży problem reprezentacji Polski z obsadą jednej pozycji

PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Kamil Glik (z lewej) i Maciej Rybus
PAP / Piotr Nowak / Na zdjęciu: Kamil Glik (z lewej) i Maciej Rybus

Znów mamy ten sam kłopot. Przed decydującymi meczami w eliminacjach do mistrzostw świata Paulo Sousie został na lewej obronie jeden zawodnik. I to taki, który ma problem w swoim klubie.

Siedem lat temu Jakub Wawrzyniak powiedział, że jest zastępcą kogoś, kogo nie ma. Ówczesny lewy obrońca kadry inteligentnie i celnie skomentował ciągłe utyskiwania nad jego grą w reprezentacji Polski. Miał wrażenie, że stale jest uważany za rozwiązanie awaryjne.

I choć siedem lat w futbolu to wieczność, problem nie zniknął. Kadra narodowa wciąż nie ma pewności, kto w danym meczu zagra na lewej stronie defensywy. Paulo Sousa zmienił wprawdzie ustawienie na 1-3-5-2, ale i to nie sprawiło, że na tej pozycji mamy spokój.

Bo jeśli wyborem numer jeden Portugalczyka jest piłkarz, który rzadko łapie się do meczowej kadry Unionu Berlin, to wiedz, że coś się dzieje.

ZOBACZ WIDEO: Burza w kadrze w przypadku przegranej w eliminacjach? Prezes PZPN zdradza swoje plany

Bolesne zderzenie z Bundesligą

0. Tyle minut spędził w tym sezonie Tymoteusz Puchacz na boiskach niemieckiej ekstraklasy, a w ostatni weekend odbyła się już siódma seria gier. A mówimy o zawodniku, który według ekspertów od Bundesligi miał jak równy z równym rywalizować z 30-letnim Nico Giesselmannem.

Na razie jednak Urs Fischer stawia na Polaka tylko w spotkaniach Ligi Konferencji, gdzie Puchacz trzykrotnie wychodził w podstawowym składzie. Wciąż to jednak mało jak na piłkarza, który miał na lata rozwiązać problemy Biało-Czerwonych z obsadą lewej strony boiska.

Wprawdzie 22-latek obiecująco wypadł we wrześniu przeciwko Anglikom (1:1), jednak od tego spotkania minął miesiąc, a Puchacz rozegrał tylko dwa mecze.

Problemem byłego gracza Lecha Poznań ma być przygotowanie motoryczne. Właśnie dlatego Puchacz decyduje się na regularne wizyty w Wielkopolsce, gdzie ćwiczy z trenerem Piotrem Kurkiem.

- Tymek ćwiczy według mojego planu także w Berlinie, jestem w kontakcie z tamtejszym trenerem motorycznym. W sezonie pracujemy głównie nad siłą i wytrzymałością. Po transferze do Unionu zwiększyliśmy obciążenia. Robimy więcej interwałów i sprintów (...) Tymek miał rozmowę z trenerami Unionu i wie, nad czym musi pracować. Motorykę ma na fajnym poziomie, ale musi poprawić jeszcze trochę wytrzymałość. Tego mu brakuje - mówił nam pod koniec września (WIĘCEJ TUTAJ).

Kurek jest przekonany, że wkrótce 22-latek będzie gotowy do gry w Bundeslidze. Problem jednak w tym, że on musi być gotowy do gry w reprezentacji Polski na już. Bo nie ma go kim zastąpić.

A zastępców brak

Który to już raz kontuzja nie pozwala Maciejowi Rybusowi na udział w zgrupowaniu kadry? Być może zawodnik Lokomotiwu Moskwa jest w tym względzie niechlubnym rekordzistą. Tak czy inaczej, w poniedziałek ogłoszono, że uraz mięśnia uda, z którym Rybus zmaga się od kilku tygodni, wyklucza jego przyjazd na mecze Biało-Czerwonych.

Jeszcze gorzej wygląda sytuacja zdrowotna Arkadiusza Recy, który również miał stawić się w Warszawie. Piłkarz Spezii naderwał mięsień czworogłowy uda i czeka go co najmniej miesięczna przerwa w treningach.

Paulo Sousa ma więc bardzo poważny problem. Z trzech powołanych zawodników został mu jeden. Nie ma bowiem informacji, by do tej pory selekcjoner zdecydował się na dowołanie dodatkowego zawodnika.

Plus jest taki, że w sobotę rywalem Biało-Czerwonych będzie San Marino. Przeciwko drużynie zajmującej przedostatnie miejsce w rankingu FIFA na lewym wahadle mógłby pewnie wystąpić sam Sousa, a Polacy i tak sięgnęliby po trzy punkty. Jednak już w Tiranie, gdzie czeka nas być może najważniejszy mecz eliminacji do mistrzostw świata, nie będzie miejsca na błędy.

Francuski ratownik?

Sytuację może uratować Przemysław Frankowski, który nadspodziewanie dobrze radzi sobie we Francji. 26-latek znakomicie wkomponował się do zespołu RC Lens, jest podstawowym zawodnikiem, strzela bramki i asystuje. Dwukrotna obecność w "11" kolejki gazety "L'Equipe" jest jego najlepszą rekomendacją.

Frankowski, który przez długi czas wydawał się być już daleko od kadry, złapał życiową formę i może bardzo pomóc reprezentacji Polski w decydujących meczach eliminacji do MŚ. Być może grając na lewym wahadle.

Dla Frankowskiego, który przez lata występował na prawym skrzydle, nie byłaby to nowość. Trener Racingu Lens Frank Haise nie ma oporów z wystawianiem Polaka po przeciwległej stronie boiska.

- Jest wszechstronny. Może zagrać na prawej stronie, na lewej, a pod koniec meczu z Monaco przesunąłem go nawet do środka. Daje nam dużo możliwości w ofensywie. Ma bardzo dobrą technikę, jest wytrzymały. Moim zdaniem to kompletny zawodnik. Poza tym, jest piłkarzem bardzo inteligentnym, który szybko łapie polecenia taktyczne - nie mógł się nachwalić Polaka Haise w rozmowie z WP SportoweFakty (WIĘCEJ TUTAJ).

Problem nie zniknie

Świetna forma Frankowskiego w Ligue 1 każe stawiać go w roli faworyta do gry w październikowych meczach reprezentacji Polski. Mimo wszystko wciąż byłoby to rozwiązanie dość awaryjne i mogłoby rozwiązać problem z lewą stroną boiska tylko na pewien czas.

Czym innym jest też gra w klubie, gdzie trenuje się z danymi zawodnikami na co dzień, a czym innym w reprezentacji Polski, gdzie czasu na boiskowe zrozumienie się jest znacznie mniej.

Nawet jeśli Frankowski (oby!) będzie bohaterem obu najbliższych meczów, regularna gra Puchacza w Bundeslidze i Rybusa w Rosji będzie konieczna dla dobra Biało-Czerwonych.

Źródło artykułu: