Parasol dla piłkarskich perełek. Młodzieżowy klub z pasjonującą historią

Facebook / MKS Parasol / Na zdjęciu: MKS Parasol Wrocław - zwycięzcy Turnieju o Puchar Prezesa PZPN
Facebook / MKS Parasol / Na zdjęciu: MKS Parasol Wrocław - zwycięzcy Turnieju o Puchar Prezesa PZPN

Ograli Lecha w finale, Boniek wręczył im puchar. Tak wyglądała ostatnia trzydziestka Parasola Wrocław. Młodzieżowego Klubu Sportowego, który od początku lat 80. szlifuje perełki w dolnośląskiej stolicy.

Złoto w kategorii U-11, mający 94 lata trener czy autorskie szkolenie. Wszystko w jednym klubie!

W kwietniu 1982 roku w Polsce mało było powodów do uśmiechu. Stan wojenny wywoływał uczucie niepewności tego, co miało dopiero nadejść. Piłkarsko jednak tamtych czasów można tylko pozazdrościć. Osiem lat wcześniej reprezentacja Polski była trzecią siłą na świecie, na czele z królem strzelców mundialu, Grzegorzem Lato. Kilka miesięcy później, w rzeczonym 1982, powtórzyliśmy sukces kadry Kazimierza Górskiego, tym razem pod wodzą trenera Antoniego Piechniczka. Na mundialu w Hiszpanii najwięcej dla naszych ustrzelił Zbigniew Boniek, cztery razy wpisując się na listę strzelców.

Ten sam Boniek 39 lat później, w lutym 2021 wręczał trofeum za zwycięstwo w Turnieju o Puchar Prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Będąc szefem związku gratulował wygranej dwóm drużynom z Wrocławia. W kategorii U-12 górą byli piłkarze WKS Śląsk. Za to nieco młodszymi i mniej oczywistymi zwycięzcami w rywalizacji drużyn U-11 byli zawodnicy MKS Parasol Wrocław. Klubu powstałego właśnie w kwietniu 1982 roku.

- Co było najważniejsze po zwycięstwie dla chłopców z drużyny? Podbiec do organizatora po kartkę i coś do pisania, po czym wziąć autograf od prezesa Bońka, zrobić sobie z nim zdjęcie. Później biegiem do szatni, żeby schować podpisaną zdobycz do plecaka - uśmiecha się trener zwycięzców... spod parasola, Wiktor Sadowski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sędzia zatrzymał strzał do niemal pustej bramki

Bieganie i kopanie

Młodzieżowy Klub Sportowy Parasol założyło trzech pasjonatów: Tadeusz Banach, Andrzej Kuciel i Michał Popek. Działacze ówczesnego Dzielnicowego Ośrodka Sportu i Rekreacji Wrocław-Fabryczna. Klub ma barwy typowo wrocławskie, żółto-czerwone. A swoją "opieką" objął cztery osiedla Wrocławia: Popowice, Kozanów, Nowy Dwór oraz Kuźniki.

- Rok powstania klubu jest wyjątkowo symboliczny. Środek stanu wojennego, trudny czas, a my pomimo wielu przeciwności, chcieliśmy pomóc młodzieży z naszej części miasta. To taka robotnicza dzielnica, różnie bywało z dzieciakami. Rodzice w pracy, często nie miał kto się nimi zajmować, a sport to najbardziej skuteczny środek wychowania dla młodych ludzi. Podjęliśmy wyzwanie i tak funkcjonujemy do dzisiaj - mówi prezes MKS Parasol, Michał Popek. Dokładnie ten sam, który widnieje jako jeden z założycieli klubu. Dziś już grubo po sześćdziesiątce, ale nadal w bardzo dobrej formie.

- Parasol początkowo był miejski, ale po krajowej reformie w 1989 roku nastały nowe czasy i trzeba było odnaleźć się w innych realiach. Zmieniła się też nasza skala działania. Zaczynaliśmy, mając 50 młodych sportowców. Dzisiaj mamy ich prawie 700. Rozrósł się jednak również sam Wrocław. Obecnie tereny znajdujące się wokół naszego domu przy ulicy Lotniczej to prawie sto tysięcy mieszkańców. Dawniej góra dziesięć tysięcy - wylicza Popek.

Co do historii, warto zauważyć, że we Wrocławiu przed powstaniem MKS Parasol istniało już miejsce o podobnej, przeciwdeszczowej nazwie. Była to sekcja lekkoatletyczna na wrocławskich Krzykach, gdzie pod okiem Jerzego Guderskiego w Parasolu trenowała m.in. Wanda Rutkiewicz. Pierwsza kobieta, która zdobyła najwyższą górę świata Mount Everest.

MKS Parasol z siedzibą na stadionie przy Lotniczej nie zapomniał o królowej wśród dyscyplin sportowych. Poza piłką nożną w latach 80. zdecydowano się na sekcję kolarską i lekkoatletyczną. Szaleństwo na dwóch kołach szybko okazało się być zbyt drogą zabawą, dlatego próbę czasu wytrzymały dwie pozostałe specjalizacje klubowe.

- Lekkoatleci to świetna grupa. Piłkarze są równie fajni, ale o nich zawsze będzie głośniej, ze względu na popularność dyscypliny. Mnie cieszy, że jedni i drudzy robią regularne postępy i w młodzieżowej rywalizacji mamy najlepszych w swoich kategoriach wiekowych. Choćby Oliwier Jaworski, mistrz Polski młodzików z 2020 roku na 1000 metrów. Specjalizujemy się w biegach średnich, te możemy trenować na naszych obiektach - dodaje prezes MKS Parasol.

Rzeczywiście, kiedy rusza się z centrum Wrocławia w stronę - chociażby Stadionu Wrocław - warto spojrzeć w lewą stronę w okolice ulicy Lotniczej. Dookoła płyty głównej stadionu Parasola zawsze znajdzie się jakiś amator biegania. A podobno ma się tam wkrótce pojawić bieżnia tartanowa z prawdziwego zdarzenia. Pewnie akurat na czterdziestkę.

Nestor wśród trenerów

Ponad 65 lat na karku prezesa Popka to nie jest najwyższy wynik w strukturach klubu. MKS Parasol może się pochwalić najprawdopodobniej najstarszym trenerem piłkarskim w Polsce! Mowa o Janie Słabym, żywej legendzie wrocławskiego sportu. Lwowiak, żołnierz Armii Krajowej, zaprzysiężony w niej w 1942 roku. Tuż po wojnie przesiedlony na zachód, trafił do Wrocławia. Obecnie mieszkaniec Kozanowa, czyli jednego z "rejonów" klubu.

- Mając 94 lata pan Jan potrafił ładnie docisnąć bramkarzy seniorów. Spora intensywność treningu, z boku można było podziwiać i przyklasnąć. Co prawda od pewnego czasu bardziej wydaje polecenia, ale potrafi konkretnie przekazać, co i jak. Podejrzewam, że niejeden by wymiękł - śmieje się trener Sadowski.

Słaby przez wiele lat poza piłkarskimi obowiązkami, zarówno jako piłkarz, jak i trener, był też pracownikiem Fabryki Maszyn Rolniczych "Pilmet". Z siedzibą tuż obok... stadionu przy Lotniczej. Początki Parasola to zresztą częste wizyty pracowników "Pilmetu" na meczach swoich pociech, dzielnie trenujących w lokalnej drużynie.

- Rozmawiałem z Janem niedawno, miał ostatnimi czasy kontuzję, która nie pozwalała na trenowanie. Ale zaprzeczam, że skończył z nami działać. Nadal współpracuje i to prawdziwy zaszczyt, że mamy okazję czerpać z jego doświadczenia - dodaje prezes Popek.

Spoglądając na postać pana Jana, tym większego znaczenia nabiera geneza nazwy klubu. Parasol to bowiem hołd w stronę batalionu Armii Krajowej, biorącego udział w powstaniu warszawskim. Składał się głównie z harcerzy tzw. Szarych Szeregów. Łącznie w działaniach wojennych zginęło przeszło trzystu młodych członków AK Parasol.

Długa droga do pucharu

- Wiele się wydarzyło od momentu naszego zwycięstwa - przyznaje trener Sadowski. Po zwycięstwie jego piłkarzy telefon zaczął się urywać. Turniej Prezesa PZPN można traktować jako nieoficjalne mistrzostwa Polski, które pokazują siłę poszczególnych ośrodków. Piłkarze Parasola do finału dotarli nie bez problemów. Awansowali z drugiego miejsca z grupy, w ćwierćfinale seria rzutów karnych, aż wreszcie, w finale pewne ogrywając 2:0 Lech Poznań.

- Miło było dostać gratulacje od trenerów innych drużyn. To potwierdza słuszność naszej pracy. Przed finałem dostałem wiadomość od prezesa Popka: Wiktor, pamiętaj, to są tylko dzieci. One mają się dobrze bawić, czuć się wspaniale. Wynik nie jest sprawą najważniejszą - opisuje trener zespołu U-11. Ale wspólnie wierzyli. - To grupa chłopców, którzy dwa lata temu wygrali turniej Deichmanna, nieoficjalne mistrzostwa kraju U-9. W Wałbrzychu wygraliśmy i w nagrodę pojechaliśmy do Neapolu, na mecz Ligi Mistrzów. Do tego spotkaliśmy się z Arkadiuszem Milikiem. To było wielkie przeżycie. Jak dołożę do tego ograny w mieście Śląsk Wrocław czy FC Wrocław Academy, a następnie w województwie, po karnych, KGHM Zagłębie Lubin, to mieliśmy sporo za sobą, żeby wygrać w Warszawie. I wygraliśmy.

Iwo Wowczak, Kamil Rymut, Oskar Nowacki, Karol Gierowski, Kuba Wyrembak, Grzegorz Wojtowicz, Wojciech Królikowski. Plus trenerzy, Wiktor Sadowski i Mariusz Kot. Tak wyglądał skład Parasola. Do tego MVP turnieju został Iwo Wowczak, królem strzelców Kamil Rymut, a za najlepszego bramkarza został uznany Kuba Wyrembak.

Akurat w przypadku Jakuba w bramce, historia lubi się powtarzać. Jakub Wrąbel to wychowanek Parasola, trenujący zresztą m.in. pod okiem wspominanego trenera Słabego. Inni stosunkowo znani z Lotniczej to: Krzysztof Ulatowski, Ireneusz Kowalski, czy Krzysztof Danielewicz. Grający głównie na Dolnym Śląsku (Kowalski z epizodem w Legii Warszawa, Danielewicz od niedawna w Pogoni Siedlce), ale w przypadku Parasola moment do startu seniorskiego jest najważniejszy. W końcu to przede wszystkim Młodzieżowy Klub Sportowy.

- Faktycznie tak to wygląda. Układ jest jasny i zdrowy. Do tego od niedawna mamy też grupę oldbojów, gdzie pogrywa Krzysiek Ulatowski. Ale oni mają radość z gry, to już jest zupełnie inna rozmowa o piłce - mówi Sadowski, po chwili dodając: - Na co dzień pracujemy w klubie również z trudną młodzieżą. Poprzez sport chcemy wypracować szacunek, jedność w grupie. Od sześciu lat mamy też swoją autorską wizję szkolenia. Napisali ją Jacek Narojczyk razem z Piotrem Bartyzelem, który pracuje teraz w Rakowie Częstochowa. Krok po kroku chcemy realizować swój plan, gdzie każdy element ma niebagatelne znaczenie. Od celów mentalnych, poprzez wartości motoryczne, czy zorientowanie na orientację przestrzenną, mobilność i szybkość - wymienia niemal automatycznie Sadowski.

Siedmiu wspaniałych

Co ciekawe, to Parasol Wrocław kilkanaście lat temu po raz pierwszy zorganizował rozgrywki dla najmłodszych piłkarzy. Byli to dziesięciolatkowie i młodsi, nadając im nazwę kategorii per "orlik". Obecnie o orlikach mowa jako o chłopcach w wieku 9 i 10 lat.

- Zrobiłem niedawno statystykę, ilu wychowanków ekstraklasowych akademii przebija się do seniorskich drużyn na tym poziomie. Wyszło w okolicach 20-30 procent. Reszta trafia do krajowej elity z niedużych klubów, takich jak nasz. Dlatego właśnie tak ważne, żeby takie ośrodki miały możliwości do rozwoju. We Wrocławiu boisk ciągle jest za mało. Czterdzieści lat temu było niewiele mniej, a teraz mamy przecież nieporównywalnie więcej chętnych - mówi Popek. Sam mieszka niedaleko stadionu przy Lotniczej.

Sukces można jednak osiągnąć, a mając tzw. dobry rocznik, można z optymizmem spoglądać w przyszłość. Trener Sadowski twierdzi, że poza wcześniej wymienionymi argumentami sportowymi, w warszawskim zwycięstwie przydało się też wsparcie... szczęśliwej siódemki.

- Akurat 11 lutego wybiło mi siedem lat pracy w Parasolu. Do tego na turniej zabrałem siedmiu zawodników. Nie ma tu przypadku - śmieje się ciągle młody, bo 27-letni trener. - Kto się jednak zatrzymuje, nie idzie do przodu, ten zaczyna się cofać. Wygrana w pucharze PZPN niczego nie gwarantuje na kolejne tygodnie i miesiące codziennego funkcjonowania. Ci chłopcy są w połowie swojego piłkarskiego rozwoju. Dziecięca a seniorska piłka nożna dla trenera, to są dwa zupełnie odległe światy. Używając budowlanego nazewnictwa, tu kładziemy fundamenty. A w seniorach to już głównie wykończeniówka - mówi Sadowski.

A co jest najtrudniejsze przy wylewaniu piłkarskiego fundamentu?

- Na pewno trzeba odłożyć trenerskie ambicje na bok. Choć pracujemy w sporcie zespołowym, przy pracy z dziećmi do każdego chłopca musisz podejść indywidualnie. Bo może się okazać, że ktoś będzie zupełnie inaczej odbierał wysyłane komunikaty. A do tego dochodzi jeszcze współpraca z rodzicami - bierze głęboki oddech trener Parasola.

- Jak wiadomo, 35 milionów rodaków wie lepiej, jak powinna grać reprezentacja Polski. Piłka jednak w swojej prostocie bywa bardzo skomplikowana. Trzeba uświadomić rodzica, że pomimo regularnego trenowania, nie każdy zostanie zawodowcem. Trenerzy bez współpracy z rodzicami nic nie osiągną. Mamy przecież tylko kilkanaście godzin w tygodniu razem z chłopcami na treningach, reszta to już relacje typowo domowe. W Parasolu dbamy o to, żeby rodzic czuł się ważny, ale znał też granicę. Jest zasada według której rodzice mogą stosować tylko pozytywny doping. Okrzyki: brawo, dobrze, tak dalej, są okej. Jeśli jednak pojawia się coś negatywnego czy komendy typu: strzelaj, podaj, rodzic może dostać upomnienie. Coś w rodzaju żółtej kartki. W przypadku, kiedy sytuacja nie ulega zmianie, dziecko idzie osobiście wyjaśnić tacie lub mamie, żeby nie przeszkadzał. Ostatnią fazą jest dyskwalifikacja zawodnika z gry i wyproszenie rodzica. I takie sytuacje też się zdarzają... - rozkłada ręce Sadowski.

MKS Parasol współpracuje ze Śląskiem Wrocław, wzmacniając najbardziej rozpoznawalny klub w mieście w kolejne zdolne pokolenia piłkarzy. Wbrew powszechnej opinii, pomysł na szkolenie piłkarskiej młodzieży w Polsce jest. I choć w seniorskiej piłce klubowej obraz od kilku lat niewiele się zmienia, a wręcz coraz bardziej śnieży, jest nadzieja na lepsze jutro.

- Podczas 90 minut treningu chłopców od 6. do 11. roku życia, minimum pół godziny to czysta gra. Z małymi zadaniami, celami. Kwadrans z tego czasu przebiega bez jakichkolwiek podpowiedzi trenera. Do tego w cyklu pięciu tygodni przygotowań, tzw. makrocyklu, ostatni z nich poświęcamy na gry wolne. Rywalizację dwóch na dwóch, pięciu na pięciu. Trzeba grać jak najwięcej i tego uczą też wszelkie topowe akademie na świecie. Dlatego jak czytam i słyszę o tym, że w Polsce się nie rozwijamy w szkoleniu, to ogarnia mnie pusty śmiech. Dodatkowo musimy nauczyć się popełniać i akceptować błędy właśnie w takim wieku jak obecna moja drużyna. Wyciągać radość z grania. To powiedziałem zresztą przed finałem chłopakom. Po to trenowali, żeby teraz bez stresu wyjść i zagrać w finale. A jako trenerzy nie możemy mieć pretensji, jeśli coś nie wyjdzie chłopcu w tej, czy innej akcji. Poprawi się, zapamięta, w przyszłości zrobi inaczej - kwituje Sadowski.

Jeśli tylko pozwolą na to obostrzenia COVID-19, dodatkową nagrodą dla zwycięskiej drużyny w rozgrywkach o Puchar Prezesa PZPN jest zaproszenie na mecz reprezentacji Polski seniorów do Warszawy. Będzie to kolejna okazja do zobaczenia dużej piłki dla młodych chłopców z Parasola Wrocław.

A kto wie, może w przyszłości niektórzy wybiegną na murawę PGE Narodowy w Warszawie?

Komentarze (0)