[b]
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Prezesi PZPN, Marek Koźmiński i Zbigniew Boniek powiedzieli wprost, że wymagają więcej od zawodników, bo ostatnio całe zło spadało na selekcjonera.[/b]
Grzegorz Krychowiak, zawodnik Lokomotiwu Moskwa i reprezentacji Polski: Jeżeli chodzi o krytykę - nie mam z nią problemu. Najczęściej wygląda to jednak tak, że w klubie i reprezentacji to trener jest pierwszą osobą, której dziękuje się po niepowodzeniach. W przypadku sukcesów działa to w odwrotną stronę.
Zaskoczyła pana dymisja Jerzego Brzęczka?
Oczywiście, że tak - zwłaszcza moment zwolnienia. Mogę powtórzyć tylko zdanie zawodników, którzy już wcześniej wypowiedzieli się w tym temacie: my jesteśmy od grania. Musimy zaakceptować tę decyzję, życie toczy się dalej. Rozmawiałem z trenerem Brzęczkiem po dymisji, podziękowałem mu za współpracę. Taki żywot trenera. My skupiamy się na tym, by marcowe mecze w eliminacjach mistrzostw świata były zwycięskie i żebyśmy na Euro wypadli jak najlepiej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola nie powstydziłyby się największe gwiazdy futbolu!
Ale zgadza się pan z diagnozą Bońka i Koźmińskiego, że piłkarzom brakowało ognia i nie brali na siebie odpowiedzialności za niepowodzenia reprezentacji?
Nie podchodzę tak do tego. Uważam, że braliśmy odpowiedzialność za porażki. Ja na pewno nie wychodziłem z założenia, że "wypadłem dobrze, ale wynik jest winą trenera". Każdy z zawodników swoją postawą przyczynił się do zwolnienia selekcjonera. Pamiętajmy, że gdy zaczyna się mecz, to wszystko zależy przecież od nas.
Wierzył pan, że reprezentacja osiągnie sukces z Jerzym Brzęczkiem?
Mogę się z kimś nie lubić, nie dogadywać, nie twierdzę, że w tym przypadku tak było, jednak w momencie, gdy drużyna wychodzi na boisko, nie dopuszcza myśli o porażce. Każdy walczy, chce wygrać. Moja współpraca z selekcjonerem dobrze się układała. Grałem systematycznie, ale najważniejsze jest dobro drużyny i wyniki. Wyniki były, ale czegoś zabrakło.
OK, a czy faktycznie był marazm w zespole?
Ta dłuższa krytyka skierowana w nasz styl gry tylko nas budowała. Mamy zespół złożony z doświadczonych zawodników, którzy wiedzą, jak funkcjonować pod presją i reagować na krytykę.
Panu robi różnicę, że nowy selekcjoner nie ma polskiego paszportu?
Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. W dzisiejszym futbolu każdy zawodnik rozmawia po angielsku i komunikacja nie będzie żadnym problemem. Mieliśmy ostatnio kilku polskich trenerów, teraz jest zagraniczny. Nie ma żadnej różnicy.
Poznał się pan już z Paulo Sousą?
Rozmawialiśmy, jestem optymistycznie nastawiony. To była rozmowa zapoznawcza z selekcjonerem i jego sztabem. Trenerzy mówili, czego będą oczekiwać od drużyny. Zależało im, by przekazać wszystkie informacje jak najszybciej. Dwóch zawodników z mojego Lokomotiwu współpracowało wcześniej z trenerem Sousą. Miałem okazję dowiedzieć się czegoś na jego temat. Jestem dobrej myśli. Zaczynamy nowy etap. Wiemy, że musimy zrobić więcej, jeżeli chodzi o grę.
Reprezentacji potrzebny był nowy impuls?
Można się nad tym zastanawiać, ale jedyną odpowiedzią będą mistrzostwa Europy. Jeżeli uda nam się rozegrać bardzo dobry turniej, to okaże się, że prezes podjął słuszną decyzję. A jeżeli nie? Zostanie pewien niesmak.
Niedawno poznaliśmy trzeciego rywala w grupie na Euro - w meczu otwarcia zagramy ze Słowacją. To dobry rywal na start turnieju?
Na pewno będzie to dla nas kluczowe spotkanie. Jeżeli wygramy, to wyjdziemy w innym nastawieniu na Hiszpanów w kolejnym meczu. Z dużą pewnością siebie, bez noża na gardle. Nie po to, by im przeszkadzać, a wygrać. Podobna sytuacja miała miejsce we Francji na Euro. Pokonaliśmy na inaugurację Irlandię Północną i turniej dobrze nam się ułożył. Musimy wykorzystać doświadczenie.
A grupa eliminacyjna mistrzostw świata mogła być łatwiejsza, czy jest do przejścia? Kwalifikacje rozpoczynacie już w marcu meczami z Węgrami, Andorą i Anglią.
To byłby brak szacunku, gdybym powiedział, że zadowoli nas drugie czy trzecie miejsce. Będziemy bić się o pierwsze miejsce. Mamy dużo ambicji i jakości w zespole. Anglicy są wymagającym i silnym rywalem, ale nie musimy się ich obawiać. Mamy zawodników, którzy mogą zagrozić temu zespołowi.
Niedawno miał pan urodziny. 31 lat to dużo czy mało?
Cyfra nie jest ważna. Dla mnie liczy się to, jakie mam podejście, budząc się rano. Czy jestem optymistycznie nastawiony, czy mi się chce. Patrząc przez pryzmat sportowy: lata gry i liczba meczów na wysokim poziomie z czasem tylko procentuje.
Czegoś pan sobie życzył?
Głównie zdrowia, na resztę trzeba sobie zapracować.
Myślałem, że może jeszcze jednego, dużego kontraktu.
Zostało mi półtora roku umowy z Lokomotiwem, do czerwca 2022 roku, i wszystko jest możliwe. Ja nic sobie nie zakładam. Nadal mam chęć i ogromną przyjemność z gry, więc jeszcze kilka lat w profesjonalnej piłce przede mną.
Ale oferty są.
Pojawiły się zapytania. Analizuję na spokojnie, muszę to jednak zaplanować. Nie będę czekał na ostatni dzień okienka transferowego. Są jakieś rozmowy, telefony od agenta, ale to całkiem normalne.
To miałby być kraj, w którym jeszcze pan nie grał? Nowa liga czy sprawdzone rozgrywki?
Nie zamykam się na nic. Nowa liga byłaby nowym doświadczeniem i czymś fajnym. Ostatnio dostałem nawet telefon z jednego z niemieckich klubów.
Walczącego o mistrzostwo, Ligę Mistrzów?
Nie mam przed sobą tabeli i trudno mi powiedzieć, tak to skomentuję. Na razie nie będę o tym mówił szczerzej.
W Rosji jest pan trzeci sezon. Gdy strzelał pan gola za golem, Rosjanie wychwalali. Teraz częściej mają do pana pretensje.
Trochę to tak wygląda w Rosji. Myślę, że jestem bardziej oceniany przez pryzmat strzelonych goli. Sezon, w którym zdobyłem trochę bramek, został oceniony jako fenomenalny w moim wykonaniu. Gdy pojawiają się gole, to ludzie szaleją, nawet jeżeli ogólny występ jest słabszy. Teraz mamy gorszy okres i słabsze wyniki. Wiem, że jako jeden z liderów muszę wymagać od siebie więcej. Muszę chyba znowu zacząć strzelać gole, wtedy nikt nie będzie mnie krytykował.
Zajmujecie dopiero ósme miejsce w lidze. Jak to wytłumaczyć?
Jesienią praktycznie cały nasz zespół miał koronawirusa. Dochodziły do tego mecze co trzy dni, walka o awans z grupy Ligi Mistrzów - było to realne do samego końca. Na przykład na spotkanie z Bayernem w Monachium pojechaliśmy w rezerwowym składzie, mając tylko pięciu rezerwowych, w tym dwóch bramkarzy. Bardzo trudna końcówka rundy miała ogromny wpływ na nasze wyniki. Ta przerwa w lidze rosyjskiej dobrze zrobiła naszej drużynie.
Pana koronawirus oszczędził?
Na szczęście tak, nie miałem większych objawów. Starałem się w tym czasie utrzymać formę, ale dwa tygodnie spędzone w łóżku mogę nazwać katastrofą. Powiem jednak, że warto przestrzegać obostrzeń. Koronawirusem mogłem zarazić się dużo wcześniej od Maćka Rybusa, jadąc na zgrupowanie reprezentacji w październiku. Maciek cały pobyt w Gdańsku spędził w hotelu, a ja miałem negatywny wynik. W drodze do Polski, nawet przy Maćku, cały czas nosiłem maseczkę. Utwierdziłem się jeszcze bardziej, jak wiele to daje.
W rundzie jesiennej byliście zamknięci w bazie treningowej Lokomotiwu całą drużyną.
I to przez trzy miesiące. Do domu mogliśmy pojechać raz w tygodniu, a tak po treningach nocowaliśmy w ośrodku klubowym. Rosja i Moskwa zaczynają teraz coraz normalniej funkcjonować i nie wydaje mi się, że znowu zostaniemy zamknięci w bazie. Wtedy spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu, ale po trzech miesiącach w zamknięciu wyjazd na wakacje zrobił dobrze wszystkim.
Pan na przykład pił kawę z żyrafą.
Pojechaliśmy z żoną do hotelu w parku, w którym żyją żyrafy. Są przyzwyczajone do ludzi, podchodzą nawet do ogrodzenia i zachęcają, żeby je dokarmić. Żyrafy są niebezpieczne, mogą zrobić krzywdę, ale w towarzystwie ludzi czują się naturalnie i potrafią też współpracować, co widać na zdjęciu.
Kenia, Zanzibar, Karaiby - zrekompensował pan sobie czas w zamknięciu.
W tym roku nie jechało się tam, gdzie się chciało, ale tam, gdzie było można. Plan był inny, ale spędziliśmy fantastyczne wakacje. Chcieliśmy przyjechać na święta do Mrzeżyna, spotkać się z rodzicami, ale ryzyko było zbyt duże. Rodzice nie mają już dwudziestu lat. Nikt nie chciałby zarazić najbliższych. Musiałem odpuścić wizytę w rodzinnych stronach.
Rozkręca pan sporo interesów z różnych dziedzin: mody, budownictwa, odżywiania. Coś jeszcze chodzi panu po głowie?
Mam jeszcze kilka innych projektów, ale nie lubię mówić o rzeczach, które nie są gotowe lub są w realizacji. Mogę zapewnić, że niedługo dowiecie się o kolejnym projekcie, już nad nim pracujemy. Czerpię z tego przyjemność, ponieważ otaczam się świetnymi ludźmi. Jeżeli się z kimś nie dogaduje, nie mogę pójść do restauracji, spędzić fajnie czasu, to wiem, że nie zrobimy interesu. To dla mnie kluczowe aspekty: zaufanie i stworzenie atmosfery.
Na koniec jeszcze słowo o Robercie Lewandowskim. Ostatnio pana kolega z szatni reprezentacji wygrał kilka nagród i pucharów.
Duma mnie rozpiera. Gratulowałem Robertowi, niedawno rozmawialiśmy. To coś wspaniałego, że docenili Polaka. Nie ma co ukrywać, Robert był bezkonkurencyjny, wygrywał wszystko, zasłużył, ale... czasem jeszcze patrzy się na to, z jakiego dany piłkarz jest kraju i przyznaje się indywidualne nagrody niekoniecznie tym, którzy na to zapracowali. Dobrze, że stało się inaczej. Można Robertowi gratulować i bić brawa, to był jego sezon.
Pan też wie, jak wygrywa się europejskie trofea.
Świetne uczucie, chciałbym to jeszcze powtórzyć. Może uda się z Lokomotiwem?
A może z tym niemieckim klubem?
Może i tak.
To w końcu się skończy. Takiego jak Lewandowski długo nie będzie (Opinia)
Milionerzy z boiska. Od ich zarobków może zaszumieć w głowie