Marzenia legły w gruzach. Jak Góralski ścigał się z losem

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Jacek Góralski
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Jacek Góralski

To miały być jego pierwsze mistrzostwa Europy. Marzył o tym turnieju. Grał zawsze do końca, nawet ze złamaną ręką lub nosem. Ale los w końcu dopadł Jacka Góralskiego. Groźna kontuzja eliminuje go z gry na kilka miesięcy.

W tym artykule dowiesz się o:

Nos złamał, grając w siatkonogę. To element treningu, w którym piłkarze odpoczywają po intensywnych zajęciach. Góralski skoczył do główki, uderzył twarzą w metalową bandę. Pomyślał: "trudno, jedziemy dalej". Wystąpił w meczu, ale bez maski chroniącej nos. Bo go uwierała. A gdy kiedy indziej złamał rękę, tylko się uśmiechnął. Uraz przytrafił się piłkarzowi zaraz po transferze do Jagiellonii Białystok i Góralski ukrywał go przed trenerami. Był nowy, walczył o miejsce w pierwszym składzie, nie chciał okazać słabości. Wyszło na jego - został kluczowym zawodnikiem drużyny, a kość się zrosła.

Największy "fighter" reprezentacji długo "oszukiwał" przeznaczenie. Wyrwał się z ciemnej dzielnicy Bydgoszczy - większość jego znajomych, która też stamtąd pochodziła, wybrała przestępczą ścieżkę. Niektórzy trafili do więzienia albo zginęli w porachunkach. Góralski też grał w rosyjską ruletkę, ale ze swoim organizmem. Długo natrafiał na pusty magazynek. Tym razem nie dało się nic zrobić. Kontuzja kolana - zerwane więzadło krzyżowe przednie - eliminuje Góralskiego z gry co najmniej na pół roku.

Metamorfoza

To bardzo świadomy typ człowieka. O swoich ułomności mówi otwarcie, ale atuty też potrafi uwypuklić. Jednym z nich jest ogromne serce do walki i zaciętość. Góralski już dawno przekalkulował sobie, jak prowadzić karierę. Wyszedł z założenia: albo wszystko, albo nic.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można oglądać w nieskończoność. Piękny gol Roberta Lewandowskiego na treningu

- Jestem młody i chcę jak najwięcej osiągnąć. Ból kostki czy jakieś obicia to dla mnie pierdoły. Zaciskam zęby i gram na maksa. Akurat ja nie mogę sobie pozwolić na dłuższą pauzę. Stracę miesiąc, drugi, wyjdzie z tego rok. Mógłbym wypaść z obiegu. Czasem się zastanawiam: czy na starość zacznie mnie coś boleć? Teraz nie ma to dla mnie znaczenia - mówił nam piłkarz w listopadzie.

Przeszedł dużą metamorfozę. Od meczu Jagiellonii z Legią w głowach kibiców utrwalił się wizerunek gościa, który wybija rywalom piłkę z głowy. I to dosłownie. Vadis Odjidja-Ofoe po latach wspominał tamten mecz ekstraklasy z 2017 roku, będąc gościem "Foot Trucka". Z uśmiechem, ale też lekkim zażenowaniem stwierdził: - To, co on robił wtedy, to nie była piłka nożna - powiedział o Góralskim.

W Kajratach Ałmaty, kazachskiej drużynie, w której występuje nasz piłkarz, Góralski zaczął rozwijać inne elementy gry.

- Człowiek był młody, to chciał szybko zareagować, pokazać się. Szło się "na raz", ostro. Tak wtedy postrzegałem grę w piłkę. Dziś czuję się bardziej dojrzałym piłkarzem. Jest kontrola, wyczekanie rywala, myślenie. W Kajracie mamy dużo fajnych ćwiczeń, które pomogły mi się rozwinąć. Przyjęcie kierunkowe, szukanie przestrzeni. Nawet takie rzeczy jak prowadzenie piłki na przeciwnika - opowiadał nam pomocnik.

Marzył o sukcesie z kadrą

Nie obrażał się, gdy po dobrym występie w kadrze siadał na ławce. Zna swoją wartość, ale też miejsce w szeregu. Każdą minutę na boisku w reprezentacji traktował jak ogromne wyróżnienie. - Zasuwam na treningu mimo wszystko. Nawet gdy wiem, że i tak nie wystąpię. Walczę o grę dla kraju i to mi się nigdy nie znudzi. Myślę, że byłbym dobrym przykładem, jak ciężką pracą można wyrwać życiu z gardła swoje marzenia - przekonywał.

Miał marzenia związane z reprezentacją. - Chciałbym coś osiągnąć z kadrą. Trudno mi określić, co dokładnie, wolę nie składać dziwnych deklaracji. Ale fajnie byłoby rozegrać dobry turniej na Euro, później na mistrzostwach świata. Takie wspomnienia zostają na całe życie - opowiadał. I głęboko wierzył, że uda się to "coś" osiągnąć już w najbliższym turnieju, czyli latem na Euro 2020.

Coraz bliżej składu

Był pewniakiem na wyjazd. Zwolnienie Jerzego Brzęczka wcale tego nie zmieniało. Piłkarz znaczył w reprezentacji coraz więcej. Kończył eliminacje Euro 2020 jako ważny zawodnik. Już nie taki, który ma tylko przeciąć akcję lub zatrzymać rywala ostrym wejściem. Potrafił zachować spokój, wyprowadzić piłkę w ofensywie. Dowodem przemiany Góralskiego był jego występ ze Słowenią i gol dający wygraną 3:2 na zakończenie poprzednich kwalifikacji.

Kolejnych szans piłkarz z Bydgoszczy też nie marnował. W dwóch meczach z Bośnią i Hercegowiną (2:1 oraz 3:0) i towarzyskim z Ukrainą (2:0) potwierdził, że pasuje do drużyny narodowej. Wprawił opinię publiczną, i pewnie samego Brzęczka, w zakłopotanie, bo z cienia wyrastał na lidera środka boiska. Coraz częściej zastanawiano się, czy to Góralski nie powinien grać za Grzegorza Krychowiaka. Na pół roku przed mistrzostwami Europy można się było spodziewać, że jeżeli zawodnik Kajratów nie wyjdzie w pierwszym składzie kadry w kolejnych meczach, to na pewno pojawi się na boisku w trakcie.

Jak za starych lat

Ale później, pod koniec roku, jakby wszystko zaczęło się sypać. W listopadzie przyszedł mecz z Włochami (0:2) w Lidze Narodów. Jeden z najgorszych występów reprezentacji ostatnich lat. Góralski obejrzał dwie żółte kartki po ostrych i chamskich atakach. Jakby wrócił do korzeni i wcielenia boiskowego chuligana. Okazało się, że tamto spotkanie jest ostatnim oficjalnym, które piłkarz rozegrał przed kontuzją. Uraz odniesiony w tym tygodniu przekreślił jego szanse na zrehabilitowanie się i udział w Euro 2020.

Roman Kosecki podpowiada Robertowi Lewandowskiemu. "Widzę dla niego nowy cel"

To w końcu się skończy. Takiego jak Lewandowski długo nie będzie (Opinia)

Źródło artykułu: