Jacek Góralski to jeden z najtwardszych zawodników polskiej kadry. W reprezentacji debiutował w 2016 roku. Z drużyną Adama Nawałki był na mistrzostwach świata w Rosji w 2018 r. - wystąpił tam w dwóch meczach (z Kolumbią i Japonią). Za kadencji Jerzego Brzęczka z bardzo dobrej strony pokazał się w eliminacjach Euro 2020 i ostatnich spotkaniach Ligi Narodów. Łącznie Góralski rozegrał dla reprezentacji 15 meczów i strzelił gola. Kilka dni temu zdobył swoje czwarte mistrzostwo w karierze. Tym razem wygrał ligę kazachską z Kajratem Ałmaty.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Pan czuje ból?
Jacek Góralski: Po transferze do Jagiellonii złamałem kość w ręce. Nie mogłem się jednak poddać i zgłosić kontuzji. W piłce jest tak, że gdy jeden odpuści, drugi wskakuje w jego miejsce. Ja nie mam tak mocnej pozycji, żeby pozwolić sobie na przerwę. Mówię tu na przykład o reprezentacji. Wtedy w Jagiellonii byłem nowy. Zanim bym wrócił, odbudował się... czas płynie. Jeżeli jest cień szansy, to idę na całość. Wyszło na moje - ręka i tak się zrosła. Kilka razy grałem z kontuzjami, dużym bólem. Ze złamanym nosem.
Który rozbił pan podczas gry w siatkonogę, robiąc "szczupaka" w metalową bandę.
Teraz już metalowych nie ma, więc ryzyko mniejsze. Z tym złamaniem też grałem. Bez maski na twarzy, bo mnie uwierała. I żyję. Czasem się zastanawiam: czy na starość zacznie mnie coś boleć?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kompletnie zaskoczył bramkarza. Komentator "odleciał"
Jest obawa?
Teraz nie ma to dla mnie znaczenia. Jestem młody i chcę jak najwięcej osiągnąć. Ból kostki, czy jakieś obicia, to dla mnie pierdoły. Zaciskam zęby i gram na maksa. Akurat ja nie mogę sobie pozwolić na dłuższą pauzę. Stracę miesiąc, drugi, wyjdzie z tego rok. Mógłbym wypaść z obiegu.
Kamil Glik, pana dobry kolega, też często gra z kontuzjami. Ciekawe, który z was więcej by wytrzymał?
Dla "Gliksona" nie ma rzeczy niemożliwych. Pamiętamy sytuację sprzed mistrzostw świata w Rosji. Wyleczył bark, a nikt nie dawał mu szans pojechania na turniej. Nie można się z nim równać. Tacy jak on już się nie rodzą.
Jest pan na boisku taki jak w życiu?
Wszystko wyszarpałem ciężką pracą. W Zawiszy Bydgoszcz czekałem na debiut i usłyszałem, że "chcą nowych". Nie potrafiłem oswoić się z tą decyzją. Byłem przecież w stanie zrobić dla tego klubu wszystko, ja Zawisze kochałem. Na jego mecze chodziłem z tatą. Jeździliśmy na wyjazdy, śpiewaliśmy w "młynie". Marzyłem o występach dla Zawiszy, kibicowałem mu. Postawili na mnie krzyżyk i odszedłem do czwartoligowej Viktorii Koronowo. Wydawało mi się, że to droga w jedną stronę.
Był pan już myślami poza piłką?
Na pewno znalazłem się w najtrudniejszym momencie odkąd zajmuje się futbolem. Byłem juniorem starszym. Dwa razy siedziałem na ławce rezerwowych w seniorach w II lidze. Wyobrażałem sobie zmianę, ten moment, w którym trener krzyczy: "Góral, wchodzisz!". Z jednej strony czułem wielkie wyróżnienie, że Mariusz Kuras w ogóle zabrał mnie do meczowej kadry. Miałem 17 lat. Z drugiej wiedziałem, że jestem gotowy. Że nie "pęknę". Szkoda. Oficjalnego spotkania w Zawiszy nie zagrałem. W podobny sposób potraktowali innych wychowanków. Na pół roku wylądowałem w Viktorii. Z Bydgoszczy do Koronowa jeździłem 20 kilometrów razem z trenerem Zbigniewem Stefaniakiem. Powtarzał mi: "tylko pracą możesz zajść daleko". Później trener Michał Probierz mówił mi to samo w Jagiellonii. "Zasuwaj, a życie ci odda".
Oddało?
Zawsze słuchałem rad starszych. Tak to się układało, że lepszy kontakt miałem z zawodnikami bardziej doświadczonymi. Wzięło mi się to z podwórka, tam też trzymałem ze starszymi. Przez to odnoszę wrażenie, jakbym sam miał więcej lat, niż swoje 28.
Jakie to były rady?
"Oszczędzaj kasę, zainwestuj. Nie wydawaj na głupoty". Dużo się przy starszych kolegach nauczyłem. Pomogło mi to więcej osiągnąć.
I nie wydawał pan na głupoty?
Zainwestowałem w kilka nieruchomości w Polsce. Na przykład w Białymstoku. Stwierdziłem, że nie ma sensu wynajmować mieszkania i wyrzucać pieniędzy w błoto. Porozumiałem się z deweloperem, rozłożył mi kwotę na raty i wszystko co zarobiłem, przeznaczałem na spłatę. Jakieś większe, nieplanowane wcześniej premie, też dawałem na mieszkanie. Wiem, że w piłkę będę grał do pewnego czasu. Chciałbym się zabezpieczyć, żeby nie szukać po karierze pracy na wariata.
Pochodzi pan z "ciemnej" dzielnicy Bydgoszczy: Śródmieścia. Łatwiej stamtąd pójść w złą stronę, niż zrobić karierę. Kilku pana znajomych miało problemy z prawem, niektórzy wyjechali z kraju za pracą. Nie jest tak, że trochę oszukał pan przeznaczenie?
Wiem, gdzie się wychowałem i się tego nie wstydzę. Jak to w życiu - łatwo nie było. Przyjeżdżając do Polski zawsze odwiedzam "swoje" rejony. Spotkam tam przyjaciół z czasów, gdy nic nie miałem. Potrafię ocenić, kto się przypina do sukcesu, a kto jest prawdziwy. Ja całe życie jestem taki sam. Nie zgrywam kozaka, bo jestem piłkarzem. Wiem, że nikt mi nie powie: "Góral, kogo ty udawałeś przez tyle czasu?". W piłkę pogram jeszcze kilka lat, a człowiekiem zostanę do końca życia. Po karierze chce wrócić do Bydgoszczy. Mam takie małe marzenie, by pomóc Zawiszy.
Jak?
Może w zarządzaniu klubem? Chciałbym się w tym kierunku dokształcić. A później postawić na chłopaków stamtąd, polepszyć szkolenie, bo teraz kuleje. Dać młodym to, czego nie otrzymało moje pokolenie - czyli szansę. Zawisza jest teraz w IV lidze, fajnie gdyby udało się kiedyś wrócić do ekstraklasy. Myślę, że byłbym dobrym przykładem, jak ciężką pracą można wyrwać życiu z gardła swoje marzenia. Ale zanim to się stanie, mam jeszcze kilka celów do zrealizowania. Na przykład z reprezentacją.
Co takiego?
Chciałbym coś osiągnąć z kadrą. Trudno mi dokładnie określić, co dokładnie, wolę nie składać dziwnych deklaracji. Ale fajnie byłoby rozegrać dobry turniej na Euro, później na mistrzostwach świata. Takie wspomnienia zostają na całe życie. Cieszę się, że jestem w reprezentacji, ale przydałoby się to jakoś podsumować, najlepiej sukcesem, który zostanie zapamiętany. Tak stało się w moim obecnym klubie - Kajracie Ałmaty. Zdobyliśmy tytuł mistrza Kazachstanu po szesnastu latach. Wcześniej Kajrat miał wielu bardzo dobrych piłkarzy, ale to nam udało się wygrać ligę po tak długiej przerwie. Pamiątka na całe życie.
To już pana czwarte mistrzostwo.
Trzy zdobyłem w Bułgarii, z Łudogorcem Razgrad. Teraz z Kajratem. Chciałbym jeszcze w Polsce wygrać ligę. Z Jagiellonią było blisko. Zajęliśmy drugie miejsce, dwóch punktów nam zabrakło (sezon 2016-17). Wiem jednak, że muszę to zrealizować, ale z jakim klubem i kiedy - za wcześnie by się nad tym zastanawiać.
Ciekawe pan kierunki obiera jak dotąd. Bułgaria, Kazachstan. Nie marzył pan o drużynach z topowych lig? Czy tak po prostu wyszło?
Inaczej: nie miałem ofert. Marzyłem o Anglii, Niemczech. Po mistrzostwach świata w Rosji dostałem bardzo dobrą propozycję z Derby County, drużyny z Championship. Uważam, że ta liga idealnie pasuje do mojego stylu gry. Właściciel Łudogorca nie zgodził się mnie puścić. Naprawdę żałowałem.
Mówi pan o stylu gry. Jakby pan opisał swój?
Na pewno na przestrzeni kilku lat zmienił się. Człowiek był młody, to chciał szybko zareagować, pokazać się. Szło się "na raz", ostro. Tak wtedy postrzegałem grę w piłkę. Dziś czuję się bardziej dojrzałym piłkarzem. Jest kontrola, wyczekanie rywala, myślenie. W Kajracie mamy dużo fajnych ćwiczeń, które pomogły mi się rozwinąć. Trener Alaksiej Szpileuski zwraca uwagę na szczegóły i je dopracowuje.
Co u pana doszlifował?
Przyjęcie kierunkowe, szukanie przestrzeni. Nawet takie rzeczy jak prowadzenie piłki na przeciwnika. Żeby nie oddawać piłki zaraz po przyjęciu, tylko biec z nią na rywala i zagrać dopiero, gdy zaatakuje. Akcja jest wtedy płynniejsza i pojawiają się nowe rozwiązania.
Kazachstan kusił luksusami?
Mamy tu taką bazę, że szok. Kilka boisk ze sztucznym boiskiem, z naturalną murawą, balon, "footbonaut" jak Borussia Dortmund. Najnowszy sprzęt do ćwiczeń i odnowy biologicznej. Oddzielną bazą treningową dysponuje pierwszy zespół, rezerwy, akademia i młodsze roczniki. Ośrodki są rozproszone po całym mieście. Juniorzy na terenie bazy mają nawet szkołę. Uczą się, trenują i jeszcze tam śpią. Na terenie naszego ośrodka są pokoje mieszkalne - trochę większe niż standardowe hotelowe. Niektórzy zawodnicy tam żyją. Mają zapewnione wszystko na miejscu, od jedzenia po sprzątanie.
Bliżej ma pan do Chin czy Kirgistanu niż do Europy.
Na pewno w przyszłości chciałbym odwiedzić te kraje. Nie udało mi się to jeszcze przez koronawirusa. Podpisałem kontrakt w styczniu 2020 roku, byliśmy na obozie w Turcji, zagraliśmy później trzy mecze w lidze i nastąpił lockdown. Teraz wszystkie spotkania rozgrywane są u nas - w Ałmatach. Pozostałe drużyny przyleciały do naszego miasta, by unikać niepotrzebnych podróży. Dzięki temu kończymy ligę w jednym miejscu. Loty wewnętrzne jeszcze nie są takie długie, trwają na przykład 2 lub 3 godziny. Przeprawy miałem lecąc na zgrupowanie kadry.
Na wrześniowe dotarł pan po dobie.
Odwołali mi jeden lot, na drugi nie miałem ważnego testu na koronawirusa. Mój test miał 72 godziny, a na tamten konkretny samolot obowiązywał do 48 godzin i musiałem czekać w Turcji na samolot polskich linii. Na październikowe zgrupowanie leciałem 14 godzin. Normalny lot trwa około 7 godzin.
Czemu Kajrat?
Prezes Łudogorca zgodził się na transfer. Swoją wizją przekonał mnie przede wszystkim trener Alaksiej Szpileuski. To absolutny pasjonat, kocha piłkę, całymi dniami siedzi w klubie. To mega komunikatywny facet, uczył się futbolu od Juliana Nagelsmana. Ma ogromną wiedzę i świetnie nas prowadzi. Motywowała mnie też wizja zdobycia mistrzostwa.
Była feta?
Z powodu koronawirusa nie mogliśmy świętować z kibicami choć czekali na nas pod stadionem. W innym przypadku wypełniliby trybuny w komplecie. Z drużyną mieliśmy oficjalny bankiet, ale bez szaleństw, ponieważ rozgrywamy jeszcze mecze. Coś "grubszego" czeka nas po sezonie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chcemy obronić tytuł za rok i awansować do fazy grupowej europejskich pucharów. Będzie trudno, ale bardzo w to wierzymy. Jestem mega dumny, że udało mi się wygrać ligę już w pierwszym roku. Trener wprowadził świetną dyscyplinę. Z przodu pomógł nam Vagner Love. Potrafi utrzymać się przy piłce, rozprowadzić akcję. Asystuje, strzela gole. Mimo że dużo osiągnął, i ma już 36 lat, dalej bardzo się przykłada. Nie odpuszcza na treningach. Fajny, normalny chłopak.
Kiedyś z Brazylijczykiem rywalizował Dawid Janczyk w CSKA Moskwa.
Vagner pytał nawet o Dawida.
O co konkretnie?
Mówił, że to był ogromny talent i wszyscy w CSKA tak Dawida postrzegali. Dopytywał, gdzie Dawid teraz gra, co się z nim dzieje. Wspomniałem, że nie występuje już na poziomie profesjonalnym, bo ma swoje problemy. Vagner nie dowierzał. "Jak to możliwe?" - dziwił się. Był przekonany, że Dawid gra dalej w jakiejś dobrej lidze.
Kajrat to pana ostatni zagraniczny klub?
Wiem, że mogę się tu rozwinąć i zapracować na jeszcze jeden transfer. Oknem wystawowym jest oczywiście reprezentacja. Wszyscy na nią patrzą. Trzeba pokazywać trenerowi Brzęczkowi, że jest się w formie. Na Euro pojedzie tylko 23 zawodników, jeszcze dużo się pozmienia.
Mecze rozgrywa pan nawet o 9 rano czasu polskiego. Trenerzy z reprezentacji śledzą je na bieżąco?
Każdy z piłkarzy ma przydzielonego trenera ze sztabu kadry, który analizuje nasze występy. Moje spotkania ogląda Tomasz Mazurkiewicz. Po każdym meczu dzwoni i przekazuje instrukcje: co zrobiłem dobrze, co źle. Nawet, jeżeli nie może zobaczyć spotkania na żywo, to telefonuje po obejrzeniu powtórki.
Pan całkiem dobrze czuje się w ofensywie, co pokazał w ostatnich meczach reprezentacji.
Zależy też, z jakim przeciwnikiem gramy. Z Bośnią i Hercegowiną było więcej miejsca na boisku.
A Robert Lewandowski zabrał panu asystę - nie trafił do bramki z kilku metrów. Nie kusiło pana, żeby strzelać w tamtej sytuacji?
Mnie rozlicza się głównie z defensywy, dlatego gole zostawiam innym. We wcześniejszym meczu kadry też miałem dobrą okazję, ale piłka skoczyła na nierówności. Coś jest u nas z tymi murawami. Mamy w Polsce piękne stadiony, a boiska przeszkadzają, dlatego nie mam pretensji do Roberta.
Mija właśnie czwarty rok od pana debiutu w kadrze. Stał pan najpierw z boku, czy wszedł do reprezentacji bez kompleksów?
Na pierwszym zgrupowaniu usiadłem przy stoliku z Robertem, Grześkiem Krychowiakiem, Wojtkiem Szczęsnym. Wychodzę z założenia, że jeżeli chcesz coś osiągnąć, to musisz się pokazać. Trenerzy też zwracają uwagę na wykazywanie zaangażowania i takie proste sprawy w relacjach poza boiskiem. Dlatego od razu nawiązałem kontakt. Co to za wstyd, zapytać, jak należy coś zrobić, jak się zachować? Ja się nie wstydzę. Pytam w końcu najlepszych zawodników w kraju.
Pana nie denerwuje fakt, że po dobrym występie w reprezentacji siada pan na ławce? Tak było kilka razy.
Tylu jest chętnych do gry w środku boiska, że naprawdę trudno jest się przebić do składu. Karol Linetty, "Krycha", Kuba Moder, Mateusz Klich. Trener Brzęczek i tak daje pograć wielu zawodnikom. Ja się cieszę z każdej minuty, i cieszą mnie też dobre występy kolegów. Gdy Klich super radzi sobie w Leeds United, a chłopaki w swoich drużynach. Nie jestem z tych, co powiedzą: "ja pier...e, tamten strzelił gola, co teraz ze mną będzie?". To wszystko, czyli forma chłopaków, wpływa na rozwój reprezentacji. "Lewy" pokazał całemu światu, że Polak może być najlepszy. Późniejsze transfery innych graczy, nawet ostatnie Modera i Michała Karbownika, nie są przypadkowe. Ja chłopakom życzę jak najlepszej gry.
A to chyba niełatwe.
Myślę, że wspieranie się jest lepsze niż kręcenie nosem. Mi też bardziej odpowiada, jeżeli ktoś trzyma za mnie kciuki, gdy wychodzę na boisko. Dlatego kibicuje wszystkim, którzy grają.
Pan się czuje pewniakiem do wyjazdu na Euro?
Na razie o tym nie myślę, za wcześnie jest. Do kadry ciągle dochodzą bardzo dobrzy zawodnicy. Jest wielu młodych i z każdym rokiem będzie ich więcej. Naszą siłą jest jedność. W reprezentacji zrobiła się znakomita atmosfera. Czuję, jakbym znał chłopaków od dawna. A już z Kamilami Glikiem i Grosickim oraz z Łukaszem Skorupskim, możemy siedzieć w czwórkę i gadać non stop. O piłce, życiu. Zaobserwowałem, że im zawodnik wyżej zajdzie, tym większą klasę prezentuje. W przerwie meczu z Włochami zapytałem Giorgio Chielliniego, czy dałby mi swoją koszulkę. Zgodził się przekazać mi ją po spotkaniu. Zanim zszedłem do szatni, rozmawiałem jeszcze ze znajomymi na boisku, z piętnaście minut po meczu. Giorgio czekał na mnie w tunelu z koszulką. Dał mi ją i życzył powodzenia.
Pan też dał swoją koszulkę, ale Tomaszowi Komendzie.
Niesamowitą historię przeżył ten chłopak. Na zgrupowaniu oglądaliśmy z chłopakami godzinny dokument o Tomku w "Superwizjerze". Mocno nas dotknął jego los, każdy z nas był zmieszany. Na drugi dzień siedzimy z "Grosikiem" i "Gliksonem" w hotelu i patrzymy: wchodzi Tomek Komenda. Podszedł do nas trochę wystraszony i zapytał, czy możemy zrobić sobie wspólne zdjęcie. Nikt z nas nie spodziewał się jego wizyty, też byliśmy zdziwieni. Chwilkę pogadaliśmy. Po spotkaniu z Bośnią ochroniarz reprezentacji Jacek Marczewski zawołał mnie i zapytał, czy dam koszulkę jednemu chłopakowi. "Komu" - zapytałem. "Chodź, sam zobaczysz" - odparł. Na trybunach czekał Tomek Komenda. Zamieniliśmy jeszcze kilka słów i umówiliśmy się na spotkanie, ale bez kamer.
Chce go pan bliżej poznać?
Chciałbym zapytać Tomka, jak on to wszystko zniósł. Jak jego życie wygląda teraz. Jestem otwartym człowiekiem, jeżeli mogę komuś pomóc, robię to. Chce dać mu wsparcie, bo Tomek ma jeszcze bardzo dużo życia przed sobą. Wzruszyła mnie ta historia. To jak jego mama i cała rodzina wspierali go przez wszystkie lata, które spędził w zakładzie karnym. Fajnie, że Tomek widział mecz reprezentacji na żywo. Dla niego to też było duże przeżycie.
Podobno macie spotkać się teraz, w Katowicach.
Coś będziemy organizować. Pisaliśmy do siebie później. Mam nadzieję, że się zobaczymy.
Kolejne zgrupowanie i znowu walka o skład. To się nie nudzi?
Ja zasuwam na treningu mimo wszystko. Nawet gdy wiem, że i tak nie wystąpię. Walczę o grę dla kraju i to mi się nigdy nie znudzi.