PKO Ekstraklasa. Dariusz Mioduski: Lech nigdy nie będzie Legią, my musimy wygrywać!

PAP / Rafał Guz / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski
PAP / Rafał Guz / Na zdjęciu: Dariusz Mioduski

Dariusz Mioduski, prezes i właściciel Legii Warszawa, bardzo długo nie udzielał wywiadów. Od porażki w walce o fazę grupową pucharów z Karabachem Agdam nie wypowiadał się publicznie. Teraz zrobił wyjątek dla WP SportoweFakty.

[b]

Piotr Koźmiński, WP Sportowe Fakty: Zacznijmy od najświeższych spraw. Co tak naprawdę wydarzyło się w Poznaniu, przy okazji meczu z Wartą? Słowa trenera Michniewicza wywołały gigantyczną burzę.[/b]

Dariusz Mioduski, właściciel i prezes Legii Warszawa: To jest trudne do zrozumienia. Rozpętała się histeria, mowa jest o jakimś bałaganie, że czegoś nie dopilnowaliśmy. To prawda, że trener w emocjach po meczu powiedział kilka nieprecyzyjnych i niefortunnych zdań, które jednak szybko zostały wyjaśnione. Ale wyjaśnienia już nikogo nie interesowały. Bo w tej awanturze nie chodzi o fakty i dobro piłki, tylko o to, żeby robić aferę, żeby uderzać w Legię, żeby się klikało. W rzeczywistości nie ma drugiego klubu w Polsce, który tak poważnie podchodziłby do tych spraw jak Legia. Powiem więcej, jesteśmy tu nie tylko w czołówce polskiej, ale i europejskiej. Nasz ekspert, Piotr Żmijewski, jest w kilkuosobowej komisji UEFA, która tworzyła Protokół Powrotu do Gry. Proszę mi wierzyć, że w tym gronie nie ma przypadkowych osób. Badamy się w klubie praktycznie codziennie, mamy kilka osób w Legii, które praktycznie tylko tymi sprawami się zajmują. Od kilku dni słyszę jednak, że nasz piłkarz grał z gorączką. Nie, nie grał z gorączką i nie zagrałby. Raz Igor sam sobie zmierzył temperaturę i wyszła mu minimalnie podwyższona. Od razu zostało to sprawdzone i kolejne pomiary pokazały, że wszystko jest w porządku. Jako Legia nie złamaliśmy żadnego protokołu, wszyscy piłkarze mieli wynik badania negatywny, wszyscy byli zdolni i uprawnieni do gry.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zwariowana akcja na wagę 3 pkt.! Najpierw trafił kolegę w pośladki, a potem...

Mówi pan o wzbudzaniu emocji przez Legię. Widać to po byłych piłkarzach. Ostatnio sporo jest krytyki pod adresem klubu, ale w dużej mierze zasłużonej, bo odpadliście z pucharów w fatalnym stylu. Dariusz Dziekanowski na przykład dość mocno was punktuje. Svitlica, Vrdoljak też mieli trochę do powiedzenia...

Wokół Legii zawsze będą krążyć osoby, które chcą zrobić przy klubie jakiś interes. Wielu z nich to byli piłkarze, często bardzo zasłużeni. Ale to nie znaczy, że współpraca z nimi np. z jako agentami jest dla Legii korzystna. My nie działamy w ten sposób. Jeśli były doskonały piłkarz, który jednak nie ma poważnego doświadczenia w pracy w żadnym klubie, przychodzi i mówi, że chciałby zostać dyrektorem sportowym Legii, to w takiej sytuacji odmawiam. A to potem te same osoby występują w różnych mediach w rolach ekspertów i przy każdej okazji publicznie krytykują mnie lub klub. Nie traktuję tego merytorycznie. Uważam, że aby wypowiadać się jako ekspert na temat zarządzania klubem, trzeba mieć w tym jakieś doświadczenie, pełnić jakąś rolę zarządczą, odnieść jakiś sukces. Inaczej niewiele się to różni od opinii każdego kibica, nawet jeśli ktoś ma za sobą udaną karierę jako zawodnik.

W social mediach nie brakuje też jednak krytyki byłych współwłaścicieli klubu, na przykład Bogusława Leśnodorskiego...

Do tej pory nie bardzo chciałem wchodzić w te polemiki, ale... Dla mnie Bogusław Leśnodorski jest jak huba. Przyczepia się do drzewa, na początku wygląda to nawet ładnie, ale potem zaczyna się drenaż i po jakimś czasie takie drzewo obumiera. Przecież on nigdy nie zainwestował w żaden klub swoich pieniędzy, nie ponosił żadnego ryzyka, a raczej głównym celem było i jest zarabianie. Legia jest tego najlepszym przykładem, ale nie tylko Legia, w kolejnych klubach, przy których się pojawiał było podobnie. Dlatego jego publiczne wypowiedzi na temat Legii i jej finansów są żenujące, szczególnie, że wiele można by powiedzieć o tym, na co szły pieniądze klubu za czasów jego prezesury. Rozumiem oczywiście, że teraz robi wszystko, żeby znowu zaistnieć w polskiej piłce, bo poza nią nie ma żadnej pozycji. Zanim pojawił się w Legii, był osobą anonimową. To Legia go stworzyła medialnie. Teraz też chce się liczyć, pozycjonować jako ktoś wpływowy. Dlatego próbuje budować swoją pozycję wokół PZPN. Wszyscy wiedzą, że nie chodzi o to, żeby w najbliższych wyborach kandydować na prezesa. Zakłada jednak, że jak przyniesie kilka głosów, to może uda mu się wejść do zarządu.

Rozumiem, że teraz wasze relacje są bardzo chłodne. Ale gdy Leśnodorski był prezesem Legii, to jednak sukcesy były, włącznie z Ligą Mistrzów...

Ja tego nie neguję, że jako prezes w kilku aspektach wykonał wtedy dobrą pracę, która przyniosła sukcesy sportowe. Tyle że nasze wyniki w Europie, łącznie z grą w Lidze Mistrzów, nie zostały przekute w nic trwałego, nie powstały żadne fundamenty. Byłem wtedy większościowym właścicielem i jako osoba odpowiedzialna za przyszłość klubu nie mogłem tego zaakceptować. Zainwestowałem w klub kilkadziesiąt milionów złotych i muszę patrzeć na jego sytuację i rozwój długoterminowo. Dlatego mam jasno wytyczoną drogę, którą realizuję od momentu pełnego przejęcia klubu i z niej nie zrezygnuję. Buduję podstawy, które zapewnią Legii pozycję i sukcesy nie tylko tu i teraz, ale także w przyszłości. Bez gry w europejskich pucharach jest ciężej, ale i tak to robimy, bo stabilność i rozwój Legii nie mogą być uzależnione od tego, czy strzelimy gola w ostatniej minucie jakiegoś meczu. Dlatego dla mnie kwestia akademii zawsze była absolutnie kluczowa.

Czyli Legia pójdzie drogą Lecha? Bo Lech pokazał jak dobry to kierunek...

Nie. Każdy klub ma swoją ścieżkę. Legia to najsilniejsza marka sportowa w Polsce i wyznacza swoje własne cele. Nie ma drugiego takiego klubu w Polsce. My nie możemy sobie pozwolić na to, żeby przez kilka lat nic nie wygrać. Wyobraża pan sobie Legię bez tytułu przez kilka lat? Tego nie zaakceptuję ani ja, ani nasi kibice. Piotrek Rutkowski może sobie powiedzieć: dobra, w tym czy tamtym roku nie walczymy o nic. Ja tak powiedzieć nie mogę i nie chcę! Każdy sezon to musi być walka o tytuł. Natomiast co do szkolenia, to zrobili fajną robotę i to jest słuszny kierunek. I to jest jedyna rzecz, w której jesteśmy podobni. Szkolenie jest jednym z priorytetów, tyle że oni mają akademię i odpowiednią infrastrukturę od 10 lat, a my poważne podchodzimy do tego od 3 i dopiero co wystartowaliśmy z naszym ośrodkiem LTC. Ale szybko nadganiamy i wierzę, że wkrótce będziemy w tym lepsi. Jednocześnie musimy zdobywać trofea. To nas różni i sprawia, że mamy inną filozofię. Z Lechem możemy czasem przegrać mecz, to w piłce normalne, ale Lech nigdy nie będzie Legią.

No ale tych sukcesów nie ma. Przynajmniej w sensie pucharowym. Po tym jak odpadliście z Karabachem Agdam, zapytał mnie kolega z zagranicy, dlaczego Legia przegrywa z klubami mniejszymi od siebie. I w sumie nie wiadomo było co odpowiedzieć.

Zastanawiałem się długo nad tym, co ja jeszcze mogłem zrobić, żeby te puchary w tym roku były. Trudno znaleźć na to dobrą odpowiedź. Zapewniamy piłkarzom warunki na najlepszym europejskim poziomie. Po raz pierwszy od wielu lat zespół po zdobyciu mistrzostwa nie został osłabiony. Trener Vuković mówił, że chciał sześciu piłkarzy i ich dostał. OK, słyszę teraz, że Valencia doszedł za późno, że to czy tamto. No ale Boruc był od razu do gry, Mladenović tak samo, Juranović - sprawa losowa - bo złapał koronawirusa... Lopes miał kontuzję w finale Pucharu Polski... Kapustka...

Ale a propos Kapustki. Z jednej strony nazwiska, które sprowadziliście, robiły wrażenie, natomiast z drugiej okazało się, że część z tych graczy jest "pod formą" i może pomogą, ale dopiero za jakiś czas.

Gdyby Kapustka był w formie, to grałby w Anglii albo we Włoszech, nie wróciłby do Polski. Gdyby Valencia był w topowej dyspozycji, to dziś grałby w Anglii. Takie są nasze realia... Problemem jednak, jak tak teraz wracam myślami do tych momentów, nie był mecz z Omonią czy Karabachem. To już była tylko konsekwencja. Problem pojawił się w maju.

W maju?

Tak, w maju. Teraz uważam, że powinienem był wymagać od Vuko więcej. On koncentrował się na tym, żeby dowieźć mistrzostwo, a ja powinienem był być wściekły, że nie wygrywamy go z 10 punktami przewagi. Mówiąc wprost: w drużynie powinno być więcej ognia, rywalizacji o miejsce w składzie. Tymczasem zaczęło to trochę wyglądać tak, że zespół może i jest razem, ale w jakimś sensie w swojej strefie komfortu, zbyt dużej. Jeśli w drużynie nie ma wystarczającej rywalizacji, jeśli nie ma agresji na treningach, to potem brakuje charakteru w meczach. Dlatego myślę, że już wtedy powinniśmy z Radkiem Kucharskim mocniej tym wstrząsnąć.

Ale Vuko, w wywiadzie dla WP SportoweFakty (czytaj TUTAJ), powiedział, że niesłusznie został zwolniony, że ogarnąłby kryzys...

Nie ogarnąłby... Widać było przecież, jak wyglądaliśmy z Górnikiem Zabrze. Nie dałby rady. Vuković do dziś nie rozumie tego, że sytuacja nie była, z różnych względów, pod jego kontrolą. Pandemia też tu nie pomogła, trochę się wtedy zadziało i to wymagało zupełnie innego zarządzania drużyną. Przechodziliśmy przez trudny okres czasowego redukowania wynagrodzeń, musieliśmy sobie radzić z trudami reżimu i indywidualnymi obawami związanymi z wirusem. W tej sytuacji coś, co wcześniej było siłą Vuko, czyli bardzo mocne scalanie drużyny, przestało być atutem, bo wtedy zamiast myśleć o komforcie trzeba się było skupić na taktyce i lepszych przygotowaniach do meczu.

A po co przedłużał pan z nim umowę jeszcze przed zdobyciem mistrzostwa? Nie lepiej było poczekać do weryfikacji przez puchary?

Vuko miał zapis, że w przypadku zdobycia mistrzostwa kontrakt zostałby przedłużony. Ale wtedy i tak byłem pewny, że chcę go przedłużyć, nie przeczę. Miałem tylko jedną wątpliwość. Czy da radę taktycznie. Potem przyjechał Henning Berg z Omonią i nas rozjechał - taktycznie. Mając gorszy zespół od nas! Bo ja, porównując kadry obu zespołów, nie zamieniłbym się z Omonią na ani jednego piłkarza.

Skoro jednak rozmawiamy o trenerach. To chyba pana największy błąd? Ta ciągła trenerska karuzela...

Mój największy błąd to fakt, że nie zacząłem tego projektu sam, od początku.

Tak, ale to już przeszłość. Potem sam pan zatrudniał trenerów, którzy się nie sprawdzali.

Mówiłem już o tym wiele razy. Oczywiście popełniłem błędy, a największym było pozostawienie Klafuricia. Była presja, naciski, piłkarze go chwalili, zdobył dublet. Nie ma co do tego wracać. Potem nieraz było tak, że kandydaci, których mieliśmy upatrzonych, odpadali. Ja po prostu nie lubię być pasywny. Skoro widzę, że coś nie działa, to reaguję. Na co mam czekać? Legia musi wygrywać. W tym sezonie też mamy zdobyć tytuł. Nic się w naszych celach nie zmienia. A sukces pucharowy przyjdzie.

A jaka jest sytuacja finansowa Legii? Sam pan mówił, że bez fazy grupowej pucharów zawsze będzie w budżecie dziura.

Bo to prawda. Ale faktem jest, że po raz pierwszy od lat zamknęliśmy rok finansowy z kilkumilionowym zyskiem. Oczywiście został on skonsumowany na wydatki i pokrywanie strat związanych z pandemią. Teraz mówi się dużo o transferach Lecha, ale w ostatnich latach to Legia bardzo dobrze sprzedawała. Zwiększyły się nasze wpływy komercyjne, zarabialiśmy na transferach, coraz sprawniej zarządzamy organizacją i stąd właśnie ten zysk. A wszystko to w czasie pandemii, która dla polskiej piłki, a dla takiego klubu jak Legia szczególnie, jest wyniszczająca. Gdyby nie pandemia, byłoby zdecydowanie lepiej, a gdybyśmy weszli do pucharów, to bylibyśmy już w zupełnie innym miejscu.

Ale sprzedaż Karbownika, który miał pobić rekord Ekstraklasy, a poszedł za trochę ponad 5 mln euro, nie jest sygnałem, że z tymi finansami to jednak krucho?

Nie. Jak mówiłem, do zbilansowania budżetu i dynamicznego rozwoju potrzebujemy gry w pucharach. Jeśli tego nie ma, to wdrażamy coś na kształt planu B - czyli sprzedaż zawodnika. Dlatego Karbownik został sprzedany, żeby zbilansować budżet. A że poniżej tego na co liczyliśmy? Inne kluby też wiedzą, że gdy do końca okienka zostają dwa dni, a jeszcze jest pandemia, to ta cena nie idzie do góry... Niewykluczone jednak, że część tego, a może i całość tego, czego oczekiwaliśmy za Michała, odzyskamy przy jego kolejnym transferze, bo ten klub, do którego poszedł, potrafi sprzedawać, a wiadomo jakie są wartości transferów w lidze angielskiej.

To jeszcze raz zadam pytanie: jakim słowem określiłby pan sytuację finansową Legii? Bardzo dobra, dobra, średnia, słaba...

- Stabilna. Oczywiście dopóki liga gra. Bo gdyby stanęła, to wszyscy mamy problem.

Wiele osób zastanawiało się czyje głowy polecą po wpadce z Karabachem. Dyrektor Kucharski z "transferowego boga" szybko został uznany za jednego z winnych całej sytuacji. Jego pozycja jest zagrożona?

Nie. Radek będzie pracował dalej. Z każdym rokiem zdobywa cenne doświadczenie, a jego praca ma charakter długoterminowy i tak jest oceniana. Nie będę podejmował decyzji na podstawie emocji i zewnętrznej presji. Po ostatnim oknie transferowym wszyscy nas chwalili, że było to najlepsze okno od lat, a może nawet w historii. Odpadliśmy z pucharów i to było bardzo bolesne, nikt w klubie nie mógł się z tym pogodzić, ale to nie znaczy, że transfery były złe. Myślę, że większość z nich pokaże jeszcze swoją wartość.

A pan nie myślał o rezygnacji ze stanowiska prezesa? Wiele jest głosów, że może lepiej, gdyby pan zatrudnił na tym stanowisku osobę świetnie czującą piłkę...

Czyli kogo?

Wielu kibiców Legii widziałoby na tym stanowisku Mariusza Piekarskiego.

Mariusza Piekarskiego dobrze znam i często słucham tego, co mówi. Bo mądrych ludzi warto słuchać. Natomiast odpowiadając: nie, w najbliższym czasie nie zamierzam rezygnować z tej funkcji. Dla mnie funkcja operacyjna jest obciążeniem, ale muszę być pewny, że klub będzie szedł w takim kierunku, w jakim chcę. Doskonale wiem, że teraz kibice oceniają wiele rzeczy przez pryzmat pucharów, ale nie zapominajmy, że jesteśmy mistrzem Polski, w ostatnich ośmiu latach tylko dwa razy byliśmy na drugim miejscu w lidze, a to wcale nie jest takie proste. Kibice każdego innego klubu, oddaliby wszystko by być na naszym miejscu. W ostatnich latach brakuje pucharów, ale to się zmieni, nie ma innego scenariusza. A co do mojej roli to wyobrażam sobie, że w przyszłości ktoś odciąży mnie, zarówno w kwestiach stricte sportowych, jak operacyjnych w części komercyjnej, a ja znów zajmę się sprawami strategicznymi, w tym międzynarodowymi i dalszym rozwojem klubu.

Jakiś czas temu zniknął pan z social mediów. Nieodwołalnie?

Zniknąłem, bo nie mam na to czasu, szczególnie, żeby potem wszystko czytać, odpowiadać, wchodzić w dyskusję, a zawsze pojawia się takie oczekiwanie.

Ale przecież można czasem coś wrzucić na Twittera, nie wdając się potem w tysiące interakcji. Mam wrażenie, że kibice Legii oczekują, że czasem szef coś napisze, wyjaśni...

Muszę o tym pomyśleć. Może rzeczywiście tak zrobię.

Jako pierwsi wywiad mogli przeczytać użytkownicy upday.
Więcej wiadomości znajdziecie w aplikacji upday, którą można pobrać w Google Play lub App Store.

Źródło artykułu: