Rozstanie Pawła Brożka z futbolem wisiało w powietrzu od dłuższego czasu. 37-latek jest zaprzeczeniem hasła, że "sport to zdrowie", które sam często powtarza je z przekąsem. Gdy był zdrowy, jak na początku tego sezonu, strzelał gola za golem. Ostatnio jednak częściej się leczył i więcej czasu spędzał w gabinetach lekarskich i fizjoterapeutów niż na boisku.
Przez problemy ze zdrowiem stracił sześć pierwszych meczów rundy wiosennej, a gdy wznowił treningi, sezon został przerwany przez wybuch pandemii. Po wznowieniu rozgrywek zagrał w jednym meczu i złamał rękę, co przyspieszyło jego decyzję o przejściu na emeryturę.
- Definitywnie kończę karierę. Decyzję podjąłem już przed startem tego sezonu. Może wtedy jeszcze nie na sto, ale na pewno na 95 procent, że to mój ostatni rok zawodowego grania w piłkę - zdradził w środę "Gazecie Krakowskiej". Sobotni mecz z Arką Gdynia (0:1) był jego ostatnim w karierze. Pojawił się na boisku na ostatnie 20 minut i miał jedną okazję bramkową, ale nie o to chodziło, by odmienił losy spotkania - miał pożegnać się jak na legendę przystało - na boisku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarze z A klasy mogą się poczuć jak w Ekstraklasie. Nowa szatnia robi wrażenie!
Przed pierwszym gwizdkiem koledzy z drużyny uformowali dla niego szpaler, a po spotkaniu to samo zrobili rywale. Po meczu odbył rundę honorową wokół stadionu i choć trybuny przy Reymonta 22 mogły być wypełnione tylko w 25 proc., brawa, którymi kibice żegnali swojego idola, mogły ogłuszyć.
Ostatnie pożegnanie
Brożek i fani Białej Gwiazdy mogli przeżyć deja vu, bo były reprezentant Polski już raz, w maju 2018 roku, żegnał się z Wisłą. Wtedy jednak został wypchnięty z klubu przez hiszpański duet Manuel Junco-Joan Carrillo i nie miał zamiaru kończyć kariery. Teraz odszedł na własnych warunkach.
A kilka tygodni po jego pierwszym odejściu w Wiśle nie było już Junki i Carrillo, za to byli Arkadiusz Głowacki i Maciej Stolarczyk, którzy od pierwszego dnia pracy w nowych rolach namawiali Brożka na powrót. Po kilku tygodniach uległ kolegom. Wrócił, choć wiedział, że klub ma olbrzymie problemy. Jego koledzy nie dostawali pensji i nie było widoków na to, że dostaną. Nie mógł jednak stać z boku, gdy Wisła była w potrzebie.
- Na początku odmawiałem, bo uznałem, że nadszedł nowy etap. Jednak po kolejnych rozmowach z trenerem i dyrektorem sportowym zmieniłem zdanie. Wiedzą, ile znaczy dla mnie Wisła i obaj to wykorzystali. Czuję się odpowiedzialny za Wisłę. Jest w trudnej sytuacji, a ja po prostu chcę jej pomóc - mówił wtedy.
Teraz nie dał się namówić, choć wszyscy przy Reymonta 22 chcieli, by został w klubie na kolejny rok. - Rozmawialiśmy, ale Paweł powiedział definitywnie koniec. Chce już odpocząć od piłki zawodowej i powiedział wyraźnie: "Dziękuję" - przyznał trener Skowronek.
Dwie dekady w branży
Gdy na początku sezonu przeżywał trzecią młodość, pisaliśmy, że "będziemy o nim opowiadać wnukom albo sami go zobaczą". Teraz przyszłe pokolenia będą zdane na rodzinne opowieści. A jest o czym mówić, nie tylko jeśli jest się kibicem Wisły.
Paweł Brożek to jeden z najznakomitszych napastników w historii Białej Gwiazdy. Był związany z klubem przez 22 lata i jest jego najbardziej utytułowanym piłkarzem - zdobył z Wisłą siedem mistrzostw, dwa Puchary Polski i Puchar Ligi, a jego dorobek uzupełniają dwie korony króla strzelców ekstraklasy.
Jest też drugim najskuteczniejszym zawodnikiem w historii klubu (175). W ekstraklasie zdobył dla Wisły 143 bramki - 10 mniej od Kazimierza Kmiecika. A we wszystkich rozgrywkach strzelił dla klubu 174 gole - tylko 7 mniej od "Badyla". Chęć pobicia rekordów Kmiecika napędzała go w ostatnich sezonach, ale zdrowie powiedziało: "STOP".
37-latek odcisnął też piętno na historii ekstraklasy. Sezon 2019/20 był jego 16. z golem - lepszy pod tym względem jest tylko Lucjan Brychczy (17). Z 148 bramkami jest ósmym najskuteczniejszym piłkarzem w historii ligi. Do siódmego Kmiecika zabrakło mu 6 trafień, do szóstego Włodzimierza Lubańskiego - 8, a do piątego Teodora Peterka - 10. Jedna runda.