We wschodniej części Miasta Włókniarzy nikt sobie nie wyobraża powtórki koszmaru sprzed roku. Po 16. kolejce II ligi sezonu 2018/2019 widzewiacy mieli aż 12 punktów przewagi nad GKS-em Bełchatów, który zajmował czwartą pozycję -pierwszą niegwarantującą awansu do Fortuna I Ligi. Później jednak coś się zacięło. Na przerwę zimową łodzianie oddali pozycję lidera Radomiakowi Radom, a wiosną zaliczyli serię dziesięciu remisów z rzędu.
Udało się ją wprawdzie przerwać zwycięstwem nad Ruchem Chorzów, ale potem przyszły porażki z Olimpią Grudziądz oraz GKS-em Bełchatów, które ostatecznie przekreśliły szanse łodzian na awans za zaplecze ekstraklasy, a dwóm ostatnim wymienionym ekipom dały prawo gry w wyższej klasie rozgrywkowej.
Awans niezbędny. Na razie do I ligi
W klubie nastąpiło trzęsienie ziemi, ze zmianą trenera i zarządu włącznie. Od czerwca 2019 roku prezesem jest Martyna Pajączek, a od 1 lipca zespół prowadzi Marcin Kaczmarek. Szatnia, a także część innych gabinetów (m.in. dyrektora sportowego) zostały przewietrzone, by w ich miejsce pojawili się nowi ludzie, którzy podobnego błędu co poprzednia ekipa już nie popełnią.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny samobój z polskiej ligi
- Nie wiem, czy jest w Polsce trudniejszy do prowadzenia klub. Może jakiś centralny, może Legia. Kibicowsko jest to fenomen. Nie ma drugiego takiego miejsca w naszym kraju. To aż dziwne. Nawet w Łodzi nie potrafią do końca tego wyjaśnić. Ale właśnie to coś, co wyróżnia Widzew na tle innych, buduje jego tożsamość. Trzeba ten klub naprawić, ale jednocześnie nie zgubić tożsamości. Uważnie podejść do ludzi, jeszcze bardziej zaangażować, a nie odciąć - mówiła niespełna 12 miesięcy temu Pajączek w wywiadzie dla WP SportoweFakty.
Wielu już było trenerów, a nawet prezesów, którzy zapowiadali szybki powrót Widzewa Łódź do ekstraklasy oraz europejskich pucharów. Zapomina się jednak często o tym, że najpierw trzeba przeskoczyć o jeden szczebel. Do tej grupy jednak nie zalicza się prezes Pajączek, ani trener Marcin Kaczmarek. Na razie jedynym celem jest awans do I ligi, który przez szefową klubu został nazwany "niezbędnym".
Dlatego brak awansu w tym sezonie byłby ogromnym rozczarowaniem. Zwłaszcza, że koniec roku 2019 Widzew miał piorunujący. W listopadzie na potknięcie w postaci porażki z Resovią zespół zareagował kolejno wygraną 6:0 ze Zniczem Pruszków, po 4:0 z Gryfem Wejherowo i Bytovią Bytów oraz 3:1 z Błękitnymi Stargard.
Gorsze tylko Gryf i Resovia
Problem jednak w tym, że po przerwie spowodowanej koronawirusem ekipa z al. Piłsudskiego w ogóle nie przypomina tej z końca roku. Mało tego. Gdyby spojrzeć w tabelę z meczów rozegranych po koronawirusowej przerwie, gorszy od czerwono-biało-czerwonych bilans mają zaledwie... dwie ekipy - Resovia i Gryf.
Wydawało się, że ekipa z Łodzi kryzys ma już za sobą, czego dowodem miały być wygrana z Garbarnią w Krakowie i remontada w meczu z rezerwami Lecha Poznań (z 0:2 na 3:2). Ale później przyszła jeszcze porażka 3:4 w Polkowicach z Górnikiem i remis z Elaną Toruń 1:1.
- Nie ma się co oszukiwać, po raz kolejny nie zagraliśmy dobrego spotkania. To są fakty. My musimy zmienić grę, jeśli poważnie chcemy myśleć o pozostaniu na fotelu lidera - mówił po tym spotkaniu obrońca Widzewa Sebastian Rudol.
- Nie zawsze jest tak, jak się chce, ale trzeba to zaakceptować. Na pewno nie zwieszę głowy. Każdy z chłopaków, który jest w tej szatni, jest taką osobą, która podniesie głowę do góry, uderzy się w pierś i dalej będzie iść po zwycięstwa i awans. Wierzę w każdego ze swoich kolegów i siebie. Mam nadzieję, że wspierać nas będą także kibice - dodał.
Obecni na stadionie w Łodzi kibice dali jednak wyraźny znak, że nie podoba im się postawa piłkarzy, którzy po raz kolejny tracą gola po stałym fragmencie gry, co tylko potęguje strach w dalszej części spotkania. Co ciekawe, większe pretensje fani kierują do piłkarzy niż do sędziów, którzy nie uznali gola na 2:1. A sami zawodnicy widzą też inny problem.
- Przyjechali młodzi gracze i byli dużo bardziej ruchliwi od nas. Na tym polega nowoczesna piłka. Jeśli tego nam brakuje, to same umiejętności techniczne czy piłkarskie nie zawsze wystarczą. Mecz z Elaną to właśnie pokazał. Nie jestem od analizowania czy oceniania. Dla mnie największy smutek jest wtedy, gdy trener coś nam nakreśli, a jeśli zawodzimy go, boli nas to najbardziej - mówił Rudol w wywiadzie dla klubowej telewizji.
Kibice wybaczą?
- Strzelamy bramkę, znów tracimy, stwarzamy sytuacje, jest remis i... znowu tracimy dwa punkty. Remisować to możemy na wyjeździe, a u siebie z każdym powinniśmy zdobywać trzy punkty. Tu nie chodzi o zmianę wszystkiego, łącznie ze stylem gry. Nie po to robimy coś od roku, by teraz na ostatnie kilka meczów całość zmieniać. Trzeba robić to, co robiliśmy dalej, dołożyć dokładności i koncentracji, a wszystko będzie dobrze - zapewnia Konrad Gutowski.
Widzewowi pozostało do końca sezonu pięć spotkań - z Pogonią Siedlce, GKS-em Katowice, Stalą Stalowa Wola, Resovią i Zniczem Pruszków. Tabela układa się tak, że teoretycznie znajdujące się w strefie spadkowej Stal i Elana do miejsca barażowego tracą tylko siedem punktów. W widzewskim terminarzu nie ma drużyn, które by o nic nie walczyły.
Łodzianie walczą o lepszą przyszłość. Nie tylko dla siebie, ale i dla klubu. Walczą też o zaufanie kibiców, które kolejny raz zostało wystawione na próbę. O tym, jak jest ono ważne, nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy przypomnieć wszystkie rekordy sprzedaży karnetów z kolejnych rund. Drugiej takiej wpadki jak przed rokiem sympatycy o czerwono-biało-czerwonych sercach mogą już nie wybaczyć. A przynajmniej nie tak szybko jak poprzednio.