Waleczność i mocny charakter to atuty Bogdana Tiru. Jest liderem zespołu, ale rzadko podnosi głos. Wręcz przeciwnie, potrafi wpłynąć na drużynę swoim spokojem. - Moim zdaniem pełnienie takiej roli oznacza, że musisz szanować i dbać o swoich kolegów oraz pomagać im w tym, czego potrzebują do doskonalenia się. Dlatego na boisku próbuję mówić tak, byśmy przede wszystkim pomagali sobie nawzajem - tłumaczy nam.
Ból go nie powstrzymał
Powrót na boiska PKO Ekstraklasy po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa SARS-CoV-2 był dla Jagiellonii bardzo udany. Wyjazdowe zwycięstwo z Cracovią (1:0) po golu w samej końcówce meczu sprawiło, że wracającym do domów piłkarzom nie brakowało humoru. Tylko Tiru trudno było się uśmiechać, bo po nieco ponad pół godzinie gry musiał opuścić boisko z powodu podejrzenia złamanego nosa.
Wstępna diagnoza została później potwierdzona przez badania w szpitalu. Złamanie dotyczyło aż trzech miejsc, Rumun musiał się przygotować na trudny okres. - Przez kilka pierwszych dni odczuwałem ból. Lekarz powiedział mi żebym uważał, ponieważ mój nos jest teraz wrażliwy i miękki, dzięki czemu można go bardzo łatwo ponownie złamać. Nie bałem się jednak powrotu na boisko - podkreśla.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Nieodpowiedzialne zachowanie kibiców Legii. Minister Szumowski zabrał głos
Tiru cały czas trenował. Opuścił jedynie mecz Jagi z Wisłą Płock (2:2) i to tylko dlatego, że utrzymująca się opuchlizna uniemożliwiła dopasowanie specjalnej maski. Po kilku dniach nic już jednak nie stało na przeszkodzie, więc wrócił do gry i był jednym z najpewniejszych punktów drużyny podczas starcia z ŁKS-em Łódź (3:0). Nie przeszkadzał mu nawet ból, który czasem musiał się pojawić. - Kiedy gram, to koncentruję się tylko na tym. Zapominam o bólu, nie mam czasu na myślenie o nim. Bardzo chciałem po prostu zagrać, bo chcę grać we wszystkich spotkaniach - deklaruje.
- Jakieś sześć lat temu miałem poważną kontuzję kolana, złamanie. Doznałem jej podczas meczu reprezentacji U-21. To było najtrudniejsze. Teraz natomiast był pierwszy uraz, który pozwolił mi wrócić do gry tak szybko. Oczywiście są jakieś trudności, bo na przykład kiedy jest gorąco to mocniej się pocę i czasem widzę za mgłą. Ogólnie jest jednak dobrze - zapewnia Tiru.
Do kadry i po trofea
Tiru trafił do Jagiellonii w zimowym oknie transferowym z Viitorulu Constanta. Kosztował aż 600 tysięcy euro, ale były to dobrze zainwestowane pieniądze. Zadebiutował w meczu z Koroną Kielce (0:0) i szybko przystosował się do drużyny. Momentalnie stał się jednym z jej filarów, tworząc bardzo mocny duet stoperów z Ivanem Runje. Pokazał się również z dobrej strony w ofensywie i przełamał jej kilkusetminutową niemoc golem z Lechem Poznań (1:1).
26-latek premierową bramkę w Jadze zdobył strzałem nogą, ale najczęściej robi to głową. To gra w powietrzu jest zresztą jego najmocniejszą stroną. - Nie robię żadnych indywidualnych treningów, to tylko talent - mówi ze śmiechem.
Tiru chce grać w reprezentacji Rumunii. Uznał, że z Polski będzie miał do niej najbliżej, dlatego przyjął ofertę Jagi kosztem propozycji bardziej atrakcyjnych finansowo. Liczy też, że w PKO Ekstraklasie uda mu się jeszcze rozwinąć. - Ta liga jest bardziej bezpośrednia niż rumuńska, gra się szybciej. Jest znacznie intensywniej, trzeba być bardziej czujnym, ale podoba mi się to - tłumaczy.
- Czuję się w Polsce bardzo dobrze. Najtrudniejsza po transferze była ta długa przerwa, szczególnie, że akurat wygraliśmy dwa mecze z silnymi drużynami i zbliżyliśmy się do nich w tabeli. Moim pierwszym celem po przybyciu tutaj było jednak zakwalifikować się do rundy finałowej i dziś już to mamy. Co dalej? Po prostu chciałbym, abyśmy wygrali jak najwięcej meczów. Natomiast w przyszłości mam nadzieję, że w zdobędę jakieś trofeum z Jagą - kończy Tiru.
Jagiellonia wygrała swój pierwszy mecz w rundzie finałowej, dzięki czemu awansowała na 5. miejsce w tabeli PKO Ekstraklasy. Jej kolejnym rywalem będzie Legia Warszawa, początek meczu w środę 24 czerwca o godz. 20:30.