Kuba Cimoszko, dziennikarz WP SportoweFakty: Kilka miesięcy temu spadał pan z II ligi, obecnie jest po debiucie w PKO Ekstraklasie i ma dużą szansę by zagrać w hitowym meczu przeciwko Legii Warszawa. Spodziewałby się pan takiego rozwoju wypadków jeszcze podczas ostatniego lata?
Bartłomiej Wdowik, obrońca Jagiellonii Białystok: Na pewno o takich rzeczach w jakiś sposób myślałem, ale nie podejrzewałem, że nastąpi to tak szybko. Nie ukrywam jednak, że cieszy mnie to, iż tak wszystko się potoczyło. Niemniej nie można zbytnio się podpalać. Trzeba myśleć o postawieniu kolejnego kroku, czyli regularnej grze i pomocy w poprawie wyników drużyny. Najbliższy przeciwnik to Legia, która jest topowym zespołem Ekstraklasy i to w jakiś sposób jeszcze motywuje dodatkowo. Chciałoby się wygrać, wrócić z kompletem punktów do Białegostoku. Po to jedziemy, ale wszystko zweryfikuje boisko.
Za występ z Koroną Kielce zebrał pan pozytywne opinie. Jakie były wrażenia po tym meczu?
Na pewno bardzo się cieszę z debiutu, zresztą jak każdy w takim wypadku. Od dzieciństwa marzyłem, by zagrać w Ekstraklasie i fajnie, że udało się to spełnić. Szkoda tylko, że nie udało się wygrać. Mogliśmy to zrobić, bo stworzyliśmy sporo sytuacji i przeważaliśmy przez cały czas. Niestety, piłka nie chciała wpaść do siatki...
Miał pan tremę przed wyjściem na boisko?
Być może pojawił się lekki stres. Na pewno nie było jednak żadnego strachu i myślę, że nie miało to dużego wpływu na grę. Starałem się robić swoje, z każdą minutą czułem się pewniej i było coraz lepiej.
Kiedy dowiedział się pan, że zagra przeciwko Koronie?
Ta walka o miejsce w składzie między nami młodymi trwała na treningach przez cały czas. Dopiero na odprawie przedmeczowej dowiedziałem się, że trener postawił na mnie. Cieszyłem się. Tym bardziej, że rywalizacja jest naprawdę spora z uwagi na bardzo wyrównaną kadrę.
ZOBACZ WIDEO: Rzeźniczak przesadził z tweetem o Lechu Poznań. "Przeprosiłem, bo ten wpis był nie na miejscu. Czasem trzeba ugryźć się w język"
Zimą widziało pana u siebie kilka klubów, w tym gronie były Jagiellonia i m.in. Lechia Gdańsk. Dlaczego postawił pan na Białystok?
Ogólnie było kilka ofert, dochodziły też słuchy o zainteresowaniu ze strony jeszcze innych klubów. Lechia rzeczywiście złożyła swoją propozycję, ale Jagiellonia była bardziej konkretna. Od początku widziałem, że mocno chce mnie pozyskać i dlatego zdecydowałem się na taki ruch. To był dobry wybór.
Wyszło więc na to, że w Odrze Opole spędził pan tylko kilka miesięcy. Był to jednak bez wątpienia przełomowy okres dla pana kariery.
Tak, złapałem tam trochę doświadczenia. Grałem prawie wszystkie mecze, co dla zawodnika w moim wieku jest bardzo ważne.
Zmieniono też panu pozycję ze skrzydłowego na obrońcę.
Zostałem cofnięty, ale to nie była moja pierwsza przygoda z lewą obroną. Już wcześniej, w Ruchu Chorzów, kilkukrotnie trenerzy próbowali mnie na tej pozycji.
Piłkarze różnie reagują na takie decyzje. Jak było w pana przypadku?
Wiadomo, że zawodnika najbardziej ciągnie do ofensywy, ale ja osobiście nie miałem z tym problemu. Nawet po czasie jestem bardzo zadowolony, bo czuję się tu lepiej. Chociaż zdaję sobie sprawę, że muszę jeszcze wiele pracować m.in. nad grą w defensywie.
Lewa obrona daje panu lepsze perspektywy?
Ciężko to oceniać. Na pewno ja mogę grać na obu tych pozycjach, nie sprawia mi problemu zmienianie ich zależnie od stylu gry drużyny lub jeśli trener tak zdecyduje. W Ruchu zdarzyło się mi grać nawet jako ofensywny pomocnik.
Właśnie w Chorzowie debiutował pan w I lidze, pamięta pan tamtą chwilę?
Oczywiście. Była trochę nieudana, bo przegraliśmy 0:6 w ostatniej kolejce I ligi.
Z Wigrami Suwałki, gdzie bronił Damian Węglarz. Nie przypomniał panu jeszcze tamtego spotkania?
Nie, nie wspominał. Być może już nie pamięta... Ogólnie te wyniki były nie najlepsze, ale ja z całego okresu w Ruchu mam bardzo fajne wspomnienia. Byłem tam długo, zaczynałem wchodzić do seniorskiej piłki. Wcześniej grałem zaś w jego zespołach młodzieżowych. Byliśmy nawet o krok od mistrzostwa Polski juniorów młodszych, gdy w finale zremisowaliśmy 3:3 dwumecz z Lechem Poznań. Niestety, bramki na wyjeździe dały tytuł rywalom. Niemniej ta nasza drużyna była naprawdę dobra, graliśmy ofensywnie i wysokim pressingiem. Personalnie także był to ciekawy zestaw.
Przemysław Bargiel wyjechał jakiś czas później do Milanu, Mateusz Bogusz do Leeds. Pan także był przez chwilę w Anglii, na testach lub raczej stażu w Brighton.
To był bardzo ciekawy wyjazd, samo przeżycie także interesujące. Mogłem zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje w Anglii i cóż... Organizacja jest tam świetna, bardzo dobra akademia, obiekty na niezwykle wysokim poziomie. Wtedy byłem jednak chyba za młody, by wyjechać na stałe. Zresztą ostatecznie zabrakło też konkretów, ale nie ma czego żałować. Na wszystko przyjdzie czas.
W pana przypadku lubi przychodzić czasem bardzo szybko, jak np. z debiutem w seniorskiej piłce.
Rzeczywiście w wieku 15 lat zagrałem w IV lidze, dokładnie kilka meczów w Spójni Osiek Zimnodół. Byłem tam pół roku, bo miałem już dogadane przejście do Ruchu. To było jednak o tyle ciekawe, że mogłem w jakiś sposób poznać tą seniorską piłkę. Fizycznie przeskok ogromny, trzeba było sobie jednak jakoś radzić. Było ciężko, musiałem nadrabiać technicznie. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że było to dobre przetarcie. Myślę, że w jakiś sposób ten czas pomógł mi nawet w dalszej karierze.
Pana kariera piłkarska była zapisana w genach?
Można zażartować, że nie miałem innej opcji. Praktycznie cała moja rodzina jakoś gra w piłkę. Mój tata występował w dawnej III lidze, a brat nawet w obecnej II lidze (w Przeboju Wolbrom - przyp. red.). To oni zresztą zaprowadzili mnie na pierwszy trening w jednym z klubów w Olkuszu. Tam się wszystko zaczęło.
Pytanie, gdzie się skończy?
Najważniejsze, by dostawać jak najwięcej tych szans i jak najczęściej grać. Wiadomo, że młody zawodnik tego najbardziej potrzebuje na początku. Oczywiście jak każdy marzę o sukcesach, debiucie w reprezentacji Polski itp., ale obecnie nie ma co wybiegać tak daleko w przyszłość. Regularna gra w klubie i ciągły rozwój - to mój cel.