- Nie mam nic przeciwko piłkarzom Królewskich, jednak nie podobają mi się inne kwestie związane z tym klubem, w tym jego wartości. Mówicie, że sędziowie pomagają Barcelonie, a nikt nie powie, że Real Madryt zdobył Ligę Mistrzów po bramce Sergio Ramosa ze spalonego - podkreśla Gerard Pique.
Lubi prowokować i wbijać szpilki największemu rywalowi. Gdy nadarza się okazja, zawsze dorzuci swoje trzy grosze w kierunku Realu. Oczywiście, z piłkarzami kontakt ma bardzo dobry, jednak klub jako organizacja jest jego wrogiem numer jeden. Nienawiść do Los Blancos ma krwi.
Viva Katalonia
Miłość do Barcelony zaszczepił mu jego dziadek, Amador Bernabeu, który w przeszłości był wiceprezydentem Blaugrany. Malutki Gerard zaledwie dzień po swoich narodzinach został zapisany do socios (stowarzyszania kibiców) Dumy Katalonii. Powiedzieć, że był skazany na Barcę to tak, jakby nie powiedzieć nic.
Pique dzieciństwo miał jak bajki. Żył w dostatku, był rozpieszczany na każdym kroku. Wychowywał się w tradycyjnej rodzinie, której niczego nie brakowało. Ojciec jest znanym prawnikiem a matka dyrektorem szpitala. Mógł skupić się na tym co kochał najbardziej - czyli grze w piłkę.
Wychowanie w dostatku pozwoliło mu złapać ogromną pewność siebie. Nigdy nie bał się wypowiadać na trudne tematy. Nawet wtedy, gdy przeleje się po tych słowach fala hejtu i krytyki.
- To zabawne, zauważyłem, że niektórzy ludzie w USA mówią do koszykarzy: "zamknij się i kozłuj", kiedy ci wyrażają swoje zdanie na temat prawdziwych problemów społecznych. W Hiszpanii jest tak samo. Mówią: "zamknij się i graj w piłkę. Tylko to potrafisz". Przepraszam, ale nie zamknę się i nie będę jedynie grał - pisał stanowczo stoper.
Odważnie stanął w obronie osób, które głosowały w referendum ws. niepodległości Katalonii. - To nie my, Katalończycy, jesteśmy tymi złymi. Chcieliśmy tylko zagłosować i wybrać: "tak", "nie" albo zostawić pustą kartkę. Przez siedem ostatnich lat nie było żadnej agresji z naszej strony. Zawsze manifestowaliśmy w spokoju, a teraz policja i służby specjalne zrobiły to, co zrobiły. Atakowali mężczyzn, kobiety, całe rodziny, dzieci, starców... - wyliczał ze łzami w oczach 32-latek.
Żołnierz z Camp Nou
To właśnie wojna na tle politycznym przysporzyła mu najwięcej wrogów. Może się to wydawać dziwne, ale gdy wyłączymy Katalonię, to Pique jest najbardziej znienawidzonym sportowcem w Hiszpanii. Kibice La Furia Roja traktowali go jak zawodnika rywali, ale trudno im się dziwić, skoro sam piłkarz systematycznie podsyca ogień. Filipa VI nazywa "waszym królem", a o Hiszpanach mówi z pogardą "Hiszpaniki". Pique zrezygnował z reprezentacji i dla każdej ze stron była to najlepsza decyzja.
Pique lubi być dokuczliwy. Potrafi umniejszyć każdy sukces Realu Madryt, dopatrując się błędów i pomocy osób trzecich. Tak było w 2017 roku, gdy Królewscy wygrywali Ligę Mistrzów. - Gdy my dokonujemy historycznej rzeczy i pokonujemy 6:1 PSG rozmawia się o błędach sędziego, a gdy Real wygrywa Ligę Mistrzów po golu ze spalonego Sergio Ramosa, nikogo to nie interesuje - analizuje.
Zobacz wideo. Trening Realu Madryt przed El Clasico:
Najczęściej w polemikę z Pique wchodzi Sergio Ramos, który jak lew broni białej koszulki Realu. Co ciekawe, obaj prywatnie kumplują się i chętnie spędzają ze sobą czas. Na łamach mediów puszczają im jednak wszystkie hamulce.
- Pique nie cofnie czasu, nie odbierze tytułów Realowi Madryt, nie zrobi niczego takiego, to naprawdę nie ma znaczenia. Ma taką osobowość, jaką ma - tłumaczy Ramos. - Jesteśmy dobrymi kumplami. Właśnie to jest w futbolu najlepsze - dodaje.
Prowokacje i uszczypliwości to dla Gerarda chleb powszedni. Wie jak działa ten biznes, gdyż od kilku lat jest sprawnym przedsiębiorcą. Potrafi uruchomić całą spiralę nienawiści, jednak z biegiem lat ma do niej także spory dystans. Potrafi postawić kropkę i zakończyć "przedstawienie".
- Muszę przyznać, że lubię prowokować - nie ukrywa stoper Barcy. - Lubię czuć to napięcie, ale w czysto sportowym sensie. Bez rywalizacji Barcelony z Realem futbol nie byłby taki sam. Nie byłoby wrażenia, że to sprawa życia i śmierci - tłumaczy.
Polityka zakłóca sport
To już kolejny raz, gdy polityka jest tematem numer jeden podczas El Clasico. Pierwotnie spotkanie Barcelony z Realem Madryt miało odbyć się 26 października na Camp Nou. Kilkanaście dni wcześniej rozpoczęły się jednak w Katalonii protesty związane z wyrokiem dla polityków, którzy wspierali referendum ws. niepodległości Katalonii w 2017 roku.
Na ulicach codziennie dochodziło do starć z policją. Sceny, pokazywane przez uczestników strajków były przerażające. Atmosfera była tak gorąca, że wystarczyłaby mała iskierka, aby rozpalić ogień. Nikt nie był w stanie zagwarantować bezpieczeństwa kibicom, piłkarzom czy sędziom.
Zobacz także: Niecodzienna sytuacja przed El Clasico
Mecz przełożono na 18 grudnia, jednak kolejna data stała się problematyczna. Grupa Tsunami Democratic, odpowiedzialna za organizację protestów, poinformowała, że na jej manifestację w dniu El Clasico w Barcelonie zapisało się już ponad 20 tysięcy osób. Dla służb policji to dodatkowy kłopot, aby zapewnić bezpieczeństwo dla kibiców i piłkarzy Realu Madryt.
Nikt nie wyobraża sobie jednak kolejnej zmiany daty. Dla Katalonii oraz całej Hiszpanii byłoby to cios w kolano. W środę wszystkie służby bezpieczeństwa zrobią wszystko, aby nikomu włos z głowy nie spadł.
- Jeśli zgromadzenie ma charakter pokojowy, to nie może kolidować z meczem piłkarskim. W żadnym wypadku nie powinno się zawieszać tego meczu. Ja nie widzę żadnego powodu, by to zrobić. Kibice przyjdą na stadion, by wspierać drużynę i wyrażać swoje poglądy, ale to wszystko jest zgodne z meczem piłkarskim - podkreśla prezydent Barcy Josep Bartomeu (za radio COPE).
Początek meczu w środę 18 grudnia o godz. 20:00.
Zobacz także: FC Barcelona wściekła na sędziego. Chce złożyć protest