Choć to czerwono-biało-czerwoni byli faworytem, musieli też zmagać się nie tylko z przeciwnikami, ale i liczbami, które ostatnio na Stadionie Miejskim przy al. Piłsudskiego nie były najlepsze. W dwóch ostatnich meczach łodzianie zdobyli zaledwie punkt. Miesiąc temu zremisowali z GKS-em Katowice 1:1, a dwa tygodnie temu ulegli Resovii Rzeszów 0:1.
Czytaj też: PKO Ekstraklasa. Jażdżyński: W czerwcu pożyczyliśmy Wiśle Kraków 0,5 mln zł
- Żeby pokonać przeciwnika, musimy zapracować na to na boisku. Niejednokrotnie ta liga pokazała nam, że gdy jesteśmy zdekoncentrowani i nie realizujemy założeń, mamy problemy. To będzie szansa, by dać więcej radości kibicom, bo rezultaty ostatnich spotkań na własnym stadionie nie były najlepsze - podkreślił trener Marcin Kaczmarek na przedmeczowym spotkaniu z mediami.
I rzeczywiście nie było łatwo od początku, zwłaszcza, że w pierwszym kwadransie bardziej aktywny i chętny do zdobycia bramki był zespół gości, który miał w pamięci lipcowe starcie w Wejherowie, kiedy to Gryf długo prowadził, ale w końcówce stracił dwa gole. Tymczasem już w 19. minucie starcia w Łodzi piłkarze z Pomorza mogli stracić pierwszego gola, bo po faulu Kolusa na Kicie arbiter podyktował rzut karny dla Widzewa, ale Marcin Robak strzelił w nogę Wiesława Ferry.
ZOBACZ WIDEO: "Druga Połowa". Legia Warszawa bez konkurentów w Polsce? "Ostatnie wyniki są spektakularne"
Przez długi czas w pierwszej połowie zarówno jedni, jak i drudzy mogli objąć prowadzenie. Choć bardziej o problemy prosili się gospodarze, gdy w 27. minucie doskonałą szansę miał Szewczyk, a chwilę później Rudol uratował zespół po próbie Majewskiego. Ale Widzew zdołał wyprowadzić cios jeszcze przed przerwą, choć dopisało mu szczęście. Ponownie sędzia Konrad Gąsiorowski podyktował karnego, do którego podszedł Marcin Robak. Strzelił w słupek, ale piłka po plecach Wiesława Ferry wpadła do siatki.
Widzewiacy zdołali wrzucić wyższy bieg po przerwie. Zaczęło się od przepięknego strzału Daniela Tanżyny z 17. metrów, który podwyższył prowadzenie łodzian osiem minut po wznowieniu gry. Środkowy obrońca łódzkiej ekipy tym samym sprawił sobie genialny prezent na 30. urodziny. Chwilę później niespełna 16-tysięczny tłum na stadionie przy Piłsudskiego 138 w Łodzi odśpiewał mu "sto lat".
Podopieczni trenera Marcina Kaczmarka nie odpuszczali i zanim upłynął pierwszy kwadrans drugiej połowy prowadzili już 3:0. Podanie na dobiegnięcie od Mateusza Możdżenia dostał Rafał Wolsztyński. Wydawało się, że to będzie za ostry kąt dla napastnika Widzewa, a tymczasem okazało się, że pewnym strzałem trafił do wejherowskiej bramki.
Po tym golu z Gryfa zeszło już powietrze. Nadal drużyną dyktującą warunki był Widzew. Honorowego gola mógł i powinien zdobyć Bartosz Gęsior, który znalazł się z piłką ledwie kilka metrów od Wojciecha Pawłowskiego i jego bramki, ale uderzenie świetnie wybronił bramkarz miejscowych. Niecałe dziesięć minut później czerwono-biało-czerwoni dobili rywala golem Przemysława Kity, który zamknął dośrodkowanie Marcela Pięczka.
Widzew tym samym odczarował własny stadion i zrobił to, czego od niego oczekiwano. Czy pozwoli to przesunąć się w górę tabeli II ligi? Tego dowiemy się dopiero po zakończeniu wszystkich spotkań 16. kolejki.
Widzew Łódź - Gryf Wejherowo 4:0 (1:0)
1:0 - Wiesław Ferra 45+2' - samobójcza
2:0 - Daniel Tanżyna 53'
3:0 - Rafał Wolsztyński 60'
4:0 - Przemysław Kita 83'
Składy:
Widzew: Wojciech Pawłowski - Łukasz Kosakiewicz, Sebastian Rudol, Daniel Tanżyna, Kornel Kordas (81' Marcel Pięczek) - Michael Ameyaw, Mateusz Możdżeń (79' Marcel Gąsior), Bartłomiej Poczobut - Przemysław Kita, Marcin Robak, Rafał Wolszyński (74' Christopher Mandiangu)
Gryf: Wiesław Ferra - Mateusz Goerke (67' Marcin Bukhardt), Damian Lisiecki, Oskar Koprowski, Filip Szewczyk - Szymon Nowicki, Bartosz Gęsior - Oskar Sikorski, Tomasz Kolus (68' Mariusz Sławek), Maksymilian Hebel (80' Paweł Baranowski), Mateusz Majewski (67' Paweł Czychowski)
Sędziował: Konrad Gąsiorowski (Biała Podlaska)
Żółte kartki: Ameyaw, Tanżyna (Widzew) - Sikorski, Kolus, Burkhardt (Gryf)
Widzów: 15 924