Sześć "oczek" po dwóch seriach - to dorobek zarówno wicemistrza Anglii, jak i "Kanonierów". Do tej pory jednak skala trudności była nieporównywalnie niższa. Podopieczni Juergena Kloppa pokonali Norwich City (4:1) i Southampton (2:1), zaś londyńczycy - Newcastle United (1:0) oraz Burnley (2:1).
Anfield twierdzą Liverpoolu i przekleństwem rywali
Mało jest przypadków, w których już sam stadion sprawia, że wskazanie faworyta staje się zdecydowanie łatwiejsze. Właśnie tak jest ze spotkaniem Liverpoolu z Arsenalem. Trudno uwierzyć, ale "The Reds" u siebie nie przegrali od ponad dwóch lat. Ostatnią drużyną, która wywiozła z ich obiektu komplet punktów było Crystal Palace, które zwyciężyło 2:1. Wydarzyło się to w kwietniu 2017 roku.
Arsenal czeka więc ogromne wyzwanie, a ewentualny triumf byłby dla niego niebywałym przełomem. Po raz ostatni londyńczycy wygrali trzy pierwsze mecze w sezonie 15 lat temu, gdy ostatecznie zakończyli zmagania jako wicemistrz (za Chelsea). Problem w tym, że z Liverpoolem nie zwyciężyli już od ośmiu spotkań.
To nie koniec złych statystyk "Kanonierów". Niejednokrotnie na Anfield zbierali tęgie lanie i wracali do domu z bagażem kilku goli. Przykładów nie trzeba daleko szukać. W ubiegłym sezonie polegli tam 1:5, a wcześniej 0:4 i 1:3. Dom Liverpoolu jest więc dla nich wyjątkowo niegościnny.
Kilka kluczowych absencji
Oba zespoły nie wystąpią w sobotę w optymalnych składach. Największym osłabieniem wicemistrza Anglii pozostaje nieobecność Alissona, który wciąż leczy uraz łydki. Poza grą są ponadto Naby Keita oraz Nathaniel Clyne. Po chorobie do drużyny wraca z kolei Dejan Lovren.
ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski jeszcze lepszy niż w poprzednim sezonie? "Gnabry i Coman mogą mu w tym pomóc"
W Arsenalu kłopotów jest nieco mniej. Pod znakiem zapytania stoją występy Mesuta Oezila i Granita Xhaki. Ten pierwszy zmagał się ostatnio z infekcją, Szwajcar zaś dochodzi do pełni sił po urazie.
->Łukasz Trałka: Warta to swojska banda. Nie chciałem zostawiać rodziny dla średniej oferty
Angielskie media przewidują, że po raz pierwszy od 1. minuty może zagrać Nicolas Pepe. Pozyskanie przez londyńczyków reprezentanta Wybrzeża Kości Słoniowej to jeden z transferowych hitów w Premier League. W ubiegłym sezonie 24-letni skrzydłowy zdobył 23 gole i dołożył do nich 12 asyst w 41 występach w barwach Lille OSC. Teraz ma wydatnie wzmocnić ofensywę Arsenalu.
- Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zachować dobre samopoczucie i udowodnić, że robimy postępy. Chcemy to pokazać na Anfield - podkreślił Unai Emery, cytowany przez "BBC".
Menedżer "Kanonierów" powinien przede wszystkim ustabilizować defensywę swojej ekipy. O ile z przodu Arsenal ma sporo atutów, to w tyłach tak dobrze już nie wygląda. Ubiegły sezon pod względem gry obronnej był dla niego zawstydzający. W 38 spotkaniach Premier League stracił aż 51 bramek - o 12 więcej niż Tottenham, który zamykał pierwszą czwórkę.
Liverpool podobnych kłopotów nie ma. W tyłach rządzi i dzieli Virgil van Dijk i podopieczni Juergena Kloppa w poprzedniej edycji bronili najlepiej w całej lidze. Jeśli londyńczykom uda się w sobotę zniwelować tę różnicę, będą mieć szansę na dobry wynik. W przeciwnym wypadku zdecydowanym faworytem wydaje się Liverpool. Początek rywalizacji na Anfield o godz. 18.30.
->Trwa gehenna Juliusza Letniowskiego. Pomocnik Lecha Poznań wciąż nie może trenować z zespołem