Bramkarzowi nie było do śmiechu, gdy rozstawał się z Wisłą. Cierzniak po fantastycznej rundzie jesiennej sezonu 2015/16 podpisał kontrakt z Legią pół roku przed wygaśnięciem umowy z "Białą Gwiazdą". Kibice Wisły się wściekli.
"Wszystko zaczęło się od incydentu na lotnisku w Krakowie. W połowie lutego zawodnik wracał z pierwszą drużyną z zimowego zgrupowania w Turcji. W Polsce czekała już grupa kibiców Wisły. Klub poinformował jednak policję, że może dojść do nieprzyjemnej sytuacji. Przyjechali funkcjonariusze kryminalni, którzy rozproszyli fanów" - pisaliśmy w marcu 2016 roku.
Proces przypominał kabaret
Bramkarz po powrocie ze zgrupowania został przesunięty do drużyny rezerw, z którą trenował miesiąc. Po zajściu na lotnisku Komenda Wojewódzka Policji w Krakowie zaleciła piłkarzowi, by nie wychodził z domu bez obstawy. Bramkarz od tamtej pory omijał centrum miasta, zakupy w sklepie robiła jego żona, a on z domu kierował się bezpośrednio na treningi rezerw Wisły w Myślenicach. Zajęcia drugiej drużyny obserwował z boku nieoznakowany patrol policji, funkcjonariusze mieli kontrolować, czy Cierzniakowi nie grozi kolejna próba nalotu klubowych kibiców. Sprawą zainteresowała się nawet brytyjska telewizja BBC.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Polakom znudził się Lewandowski? "Piątek jest nowy i świeży. Tego właśnie pragną kibice"
Z jednej strony piłkarz obawiał się o bezpieczeństwo swoje i rodziny, z drugiej walczył o przedwczesne rozwiązanie kontraktu z klubem przed Izbą ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych w siedzibie PZPN w Warszawie. Do tego czasu żaden zawodnik nie wygrał procesu z "winy klubu", a tamta rozprawa w pewnym momencie przypominała tanią komedię.
Wisła argumentowała, że Cierzniak jest w rezerwach ze względu na "nagłą obniżkę formy", a przecież trener Tadeusz Pawłowski na krótko przed rozprawą chwalił zawodnika w prasie za świetną postawę w sparingach. Pawłowski chciał zeznawać, ale klub kazał mu wrócić do Krakowa i poprowadzić trening, na który i tak nie miał szans zdążyć. Później wysłał szkoleniowca na "urlop", blokując mu możliwość przedstawienia swojej wersji wystawionym wcześniej zwolnieniem lekarskim.
"Wisła i Legia kilka tygodni temu wstępnie porozumiały się w sprawie Radosława Cierzniaka. Bramkarz miał kosztować 200 tysięcy złotych i trafić do Warszawy zimą. Nasze źródła potwierdzają, że chuligani Wisły wymusili zmianę decyzji szefów Wisły. "Poprosili", by piłkarza nie sprzedawano do Legii. Podobno ten nacisk storpedował transfer" - pisaliśmy o sprawie.
W PZPN doszło do precedensu, bo Cierzniak wygrał proces i na początku marca 2016 jego kontrakt z Wisłą przestał obowiązywać. Pawłowski w końcu zeznał, jak było. - Trener powiedział zespołowi w szatni, że to nie on postanowił zesłać mnie do rezerw i odcina się od decyzji zarządu. Koledzy z Wisły też gratulowali rozwiązania umowy - mówił nam zawodnik na gorąco po rozprawie. A kilka dni później podpisał trzyletni kontrakt z Legią.
Radosław Cierzniak: Koledzy z Wisły gratulowali rozwiązania umowy
Bramkarz opowiadał też o kulisach negocjacji. Chciał udowodnić kibicom Wisły, że postępował fair. - Podpisałem kontrakt z Wisłą tylko na dwanaście miesięcy, ponieważ nie był on dla mnie satysfakcjonujący finansowo. Od listopada 2015 roku trwały negocjacje w sprawie przedłużenia umowy, ale klub zaproponował mi gorsze warunki niż miałem dotychczas. W połowie grudnia moi przedstawiciele poinformowali Wisłę, że nie przedłużę z nią umowy. Nastąpiło to kilka tygodni przed podpisaniem kontraktu z Legią. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Od początku postępowałem uczciwie względem wszystkich: ludzi w klubie i fanów. Może ktoś skłamał, że nie działałem uczciwie, to doszło do właściciela, a ten się zdenerwował? Nie wiem - mówił.
Wiecznie drugi
Po transferze Dusana Kuciaka do Hull City Cierzniak szykowany był na pierwszego bramkarza klubu. Ale Stanisław Czerczesow wybrał Arkadiusza Malarza i to był dla Legii świetny ruch. Malarz przez prawie trzy lata był jednym z najlepszych zawodników drużyny, zdobył z nią trzy mistrzostwa i jeden Puchar Polski. A Cierzniak przez ten czas był zawsze drugi, choć zawsze marzył i wierzył, że w końcu nadejdzie jego moment.
Był tego bliski jesienią, w trwającym sezonie. Ricardo Sa Pinto po objęciu zespołu szybko zrezygnował z Malarza i postawił na Cierzniaka, były gracz Wisły po kilku bardzo dobrych występach doznał jednak kontuzji łydki i wypadł na miesiąc. Bronić zaczął Radosław Majecki i to na tyle dobrze, że w hierarchii Sa Pinto awansował na pierwsze miejsce. Ale i jego pokonały problemy zdrowotne i Cierzniak znów gra w pierwszym składzie. W meczu ze Śląskiem Wrocław miał dwie świetne interwencje i pomógł drużynie wygrać 1:0.
- Chciałbym zadedykować zwycięstwo kontuzjowanemu Radkowi - powiedział po ostatnim spotkaniu. Bo taki właśnie jest Cierzniak: zawsze gotowy, uśmiechnięty, pomocny, w dobrej formie, choć w Legii wiecznie drugi. Z Wisłą Kraków zagra po raz pierwszy od transferu do Warszawy. I może właśnie teraz zostanie w składzie Legii na dłużej.
Mecz Wisła Kraków - Legia Warszawa w niedzielę, 31 marca, o godzinie 18.00.
Policja chroni Radosława Cierzniaka. W środę bramkarz złoży zeznania