To nie są łatwe tygodnie dla Arkadiusza Malarza. - Równo rok temu próbowało mnie zniszczyć życie. Teraz chce to ze mną zrobić praca - pisze bramkarz na Twitterze. Wtedy spotkały go bardzo przykre wydarzenia. Najpierw zmarła jego teściowa, potem mama. Potem musiał sprostać stracie ojca. Do tego doszło traumatyczne wydarzenie z kwietnia. Wtedy rodzina Malarzów była świadkiem wypadku na drodze. - TIR uderzył w toyotę yaris, ciała były porozrzucane na drodze. Koszmarny widok. Na miejscu byliśmy jako pierwsi. Ruszyłem na pomoc, bo nie było jeszcze karetek ani policji. Trzeba było działać, ale nie udało się uratować dwóch pań. Dopiero potem dowiedziałem się, że zmarły - wspomina (więcej TUTAJ). Kryzys przez wielkie "k" i przeraźliwie trudny okres.
Z kolei teraz notowania 38-latka w Legii Warszawa lecą ostro w dół. Nie tego spodziewał się zawodnik, który jeszcze w maju odbierał statuetkę najlepszego bramkarza ligi. W Legii Malarz stał się legendą. Między słupki wszedł dopiero po transferze Dusana Kuciaka do Hull City na początku 2016 roku. W tym czasie Polak zagrał w Lidze Mistrzów. W ostatnim, koszmarnym dla Legii sezonie, z którego wyszła obronną ręką, był jednym z pewnych punktów zespołu. Zresztą nagrody bramkarza sezonu nie dostał na kredyt. A jednak coś przestało trybić. We wrześniu Malarz stracił miejsce w podstawowym składzie i nie odzyskał go do teraz. Mało tego, od dwóch spotkań nie łapie się nawet do kadry meczowej.
"Boli kur...o"
I wtedy cierpliwość się wyczerpała. - Trzy miesiące, trzy pozycje w dół w hierarchii. Nie dam się zniszczyć, chociaż boli kur...o - zdradza Malarz. Doświadczony bramkarz dopiero co dowiedział się, że zaliczył kolejny spadek akcji. Teraz nie jest już drugim czy trzecim bramkarzem. Wyprzedza go nawet 20-letni Vjaceslavs Kudrjavcevs, który w lutym podpisał kontrakt. A Łotysz jeszcze nawet nie doczekał się debiutu w ekstraklasie.
Chwilę później Malarz opublikował kolejnego tweeta. Tym razem o niszczeniu życia. - Ale po reakcji TT widzę, że nie wolno tu napisać o emocjach. To w sumie przykre - dodał.
Rowno rok temu probowalo mnie zniszczyc zycie. Teraz chce to ze mna zrobic praca. Ale po reakcji TT widze, ze nie wolno tu napisac o emocjach. To w sumie przykre.
— Arkadiusz Malarz (@ArkadiuszMalarz) 30 listopada 2018
ZOBACZ WIDEO Serie A: Błysk Milika na wagę trzech punktów. Piękny gol Polaka [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
"Nie dam się zniszczyć, boli kur...o, praca chce mnie zniszczyć" - ze strony piłkarza padają bardzo mocne słowa. Nie pierwszy raz. Do historii przeszła też jego rozmowa z reporterką "Canal+" po porażce 0:1 z Górnikiem Łęczna na początku sezonu 2016/2017. - Kur...a, obudźmy się w końcu, bo nam wszystko ucieknie - alarmuje. - Dość tego głaskania się, bo mamy Ligę Mistrzów. I co z tego? Coś osiągnęliśmy, ale nikt się przed nami nie położy.
Kibice są podzieleni. Jedni wciąż pamiętają, jak Malarz w ostatnim sezonie ratował skórę drużynie i deklarują wsparcie. Drudzy podkreślają, że takich rzeczy nie załatwia się w internecie. I tą drogą poszedł Ricardo Sa Pinto. - Jestem rozczarowany Malarzem. Każdy może przyjść i powiedzieć co myśli do mojego biura. Mieliśmy z Arkiem dobre rozmowy. Każdy musi wiedzieć, że dla mnie najważniejsza jest drużyna. Zawsze jestem fair. Może grać tylko jedenastu zawodników, nie dwudziestu siedmiu. Wybór zespołu to moja odpowiedzialność, biorę to na siebie - przyznaje po meczu z Koroną Kielce (3:0).
Zachowanie bramkarza podzieliło także ekspertów. Zdecydowanym przeciwnikiem takich rozwiązań jest m.in. Grzegorz Mielcarski. - Nie jestem zwolennikiem wyrażania myśli w mediach społecznościowych - mówił w programie "Liga+ Extra". - Nie potrafię zrozumieć takiej potrzeby ze strony piłkarza. Kibic i tak doskonale rozumie jego pozycję. Doskonale ceni też jego klasę, bo zna go z występów w lidze. Natomiast dzielenie się w ten sposób nie jest niczym dobrym. Arek niepotrzebnie w takie rzeczy wchodzi. Bo wie, jak impulsywny jest Sa Pinto. W takiej sytuacji to jak płachta na byka. Jako zawodnik inteligentny musisz wiedzieć, że taki wpis nie zostanie potraktowany bez echa.
Podobnie sądzi Marek Jóźwiak, były piłkarz i dyrektor sportowy Legii. Jednocześnie docenia, że piłkarz po kilku dniach opublikował kolejną wiadomość. W niej Malarz wyjaśnia sprawę.
Zawsze byłem i będę z drużyną.I cała LEGIĄ .Zawsze tez jestem bardziej człowiekiem niż piłkarzem. Jeśli kogoś uraził mój poprzedni emocjonalny wpis,przepraszam.
— Arkadiusz Malarz (@ArkadiuszMalarz) 2 grudnia 2018
Jóźwiak: - Takich żali się na forum publicznym nie przedstawia. Myślę, że Arek to zrozumiał i skorygował swój błąd. Życzę mu, żeby jak najdłużej bronił, ale lata lecą. Nikt nie chce mu wypominać. A w sporcie jest tak, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. Ten ostatni mecz Arka może nie był za mocny. Sa Pinto coś zmienił i mu to wypaliło, więc nikt nie ma obiekcji, że broni Majecki. Natomiast forma załatwienia tego powinna być troszkę w inny sposób przeprowadzona. Zawodnikom starszym należy się szacunek. Zwykła rozmowa z trenerem powinna takie sprawy rozwiązać raz na zawsze. Nie wiem, jak to się odbywało, ale dobrze by było, gdyby takie sprawy były załatwiane między trenerem a zawodnikiem. Szczególnie takim zawodnikiem, który coś klubowi dał.
Sportowa walka
- Trener ma wolną rękę w ustalaniu kadry zespołu - mówi Jóźwiak. - Sa Pinto broni się wynikami i grą zespołu. Arek zdawał sobie z tego sprawę, że w którymś momencie będzie musiał ustąpić miejsca młodszym kolegom. A że stało się to szybciej niż przewidywał to myślę, że miało na to również wpływ odejście Krzysztofa Dowhania.
Dotychczasowy trener bramkarzy Wojskowych musiał zawiesić swoją pracę w klubie. - Przejdzie on poważną operację (kolana - red.) i nie będzie mógł być z nami przez najbliższe sześć, a może nawet siedem miesięcy - tłumaczy Sa Pinto. Obowiązki Dowhania przejął Ricardo Pereira, który już wcześniej znajdywał się w składzie szkoleniowym Legii. I to on miał przekonać Sa Pinto do zmiany bramkarza.
"Malarz niczego wielkiego nie zawalił, bronił przyzwoicie, ale z tego, co można usłyszeć przy Łazienkowskiej, po zmianie sztabu jego akcje zmalały" - czytamy na "legia.net". "Jak mówią dobrze poinformowani, nowemu trenerowi bramkarzy bardziej pasuje styl gry (i treningu) Cierzniaka niż Malarza".
Jednak Cierzniak pod koniec października doznał kontuzji łydki. Malarz wrócił na chwilę do łask trenera, ale szybko z nich wypadł. Po dwóch kolejnych meczach Sa Pinto sprawdził między słupkami 19-letniego Majeckiego, który zagrał w meczu Pucharu Polski z Piastem Gliwice (1:1, 5:3 w karnych) i broni do teraz. Jak na razie nie zawiódł. Na korzyść Majeckiego przemawia też jego wiek (ma w końcu dopiero 19 lat). A to istotne także w kontekście budżetu Legii: jeśli nastolatek podtrzyma dobrą formę z czasem będzie mógł zostać sprzedany za granicę za dobre pieniądze. Już teraz branżowy portal "transfermarkt.de" wycenia Majeckiego najwyżej spośród pozostałych bramkarzy Wojskowych (250 tys euro przy 200 tys euro za Malarza, 100 tys euro za Cierzniaka i 50 tys euro za Kudrjavcevsa).
Zawodnik | Rozegrane mecze w ekstraklasie | Stracone bramki | Stracone bramki na mecz | Czyste konta |
---|---|---|---|---|
Arkadiusz Malarz | 8 | 14 | 1,75 | 1 |
Radosław Cierzniak | 5 | 3 | 0,6 | 3 |
Radosław Majecki | 4 | 2 | 0,5 | 3 |
W poprzednim klubie, Standardzie Liege, zaskakujące zmiany nie były regułą pracy Sa Pinto. Wyjątek stanowi przypadek Ishaka Belfodila, który w sezonie poprzedzającym zatrudnienie Portugalczyka był jednym z najlepszych strzelców. - Ale zawodnik wtedy negocjował transfer, więc to miało sens - tłumaczy Kevin Sauvage z dziennika "La Derniere Heure".
Marek Jóźwiak: - Malarz sam wywalczył sobie bluzę z "1" i myślę, że przegrał ją teraz w sportowej walce. Miał słabszy okres, Sa Pinto wziął pod uwagę liczbę wpuszczonych bramek i postawił na młodego chłopaka. Trener broni się wynikami, sam Majecki broni się swoją grą. Od strony sportowej nie widzę złych intencji.