Marek Wawrzynowski: Race są efektowne, ale mogą być niebezpieczne (felieton)

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: race podczas meczu piłkarskiego
PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: race podczas meczu piłkarskiego
zdjęcie autora artykułu

Do kibicowskiej krucjaty o legalność rac włączyli się dziennikarze polityczni. Bo przecież race są takie fajne. Może i są, dopóki komuś nie stanie się krzywda.

W tym artykule dowiesz się o:

Na przykład popularny publicysta Łukasz Warzecha, który był zachwycony atmosferą marszu, uważa, że zakaz rac jest absurdalny. Podobnie inni znani prawicowi dziennikarze jak Cezary Gmyz czy Wojciech Cejrowski. Rozumiem poruszenie wywołane tą wzniosłą chwilą. Race mogą się podobać, stworzone przy ich pomocy widowiska często wyglądają efektownie.

Zresztą od lat środowisko kibicowskie stara się zalegalizować race. Na szczęście państwo jest głuche na dyżurne już argumenty z serii: "a może przestać sprzedawać noże kuchenne, przecież nożem też można zabić" czy "zakażmy jazdy samochodem, bo wiele osób ginie w wypadkach". Przypomnę, że na mecze nie są wpuszczani kibice z nożami, poza tym na imprezy masowe raczej w tłum nie wjedzie legalnie na dużej szybkości samochód. Inna sprawa, że do prowadzenia samochodu wymagane jest prawo jazdy, a więc dowód umiejętnego posługiwania się autem.

A fajerwerki w sylwestra też powinny być zabronione? - pytają kibice. Moim zdaniem poza wyznaczonymi miejscami i używane przez kogokolwiek - raczej tak. Za dużo co roku czyta się drastycznych informacji o obrażeniach w wyniku różnych środków pirotechnicznych, włącznie ze śmiercią 4-letniej dziewczynki w Warszawie. Nie o tym jednak jest ten tekst, a o racach i naiwności dziennikarzy politycznych, którzy zobaczyli podczas marszu niepodległości, że "race są fajne". Może i są, jeśli są używane z głową. A w wielkim tłumie nie ma żadnej gwarancji, że właśnie tak będzie. Nie ma nad tym żadnej kontroli. Tak samo jest często podczas meczów.  W serwisie WP SportoweFakty relacjonujemy proces kibica Legii z Ząbek, 63-letniego Krzysztofa, który podczas meczu o finał Pucharu Polski między klubem z Warszawy a poznańskim Lechem, został trafiony racą. Jeśli ktoś mówi, że race nie są groźne, proszę wyobrazić sobie, że przedmiot rozgrzany do temperatury ponad tysiąca stopni w skali Celsjusza wpada mu za koszulkę powodując, że automatycznie wtapia się ona w skórę, tak jak miało to miejsce w przypadku pana Krzysztofa. Ratownik medyczny, który pracował w tym czasie przy spotkaniu, zeznał podczas sprawy, że do jego punktu zgłosiło się kilkanaście osób poparzonych racami. Znany był tez przypadek śmierci nastoletniego kibica ze Śląska, któremu rzucona flara wypaliła genitalia. Jeśli poparzenia to zbyt mało dla czyjejś wyobraźni. Była poparzona twarz 12-latka z Sosnowca. To tak na szybko. Nie jest tak, że te niebezpieczne sytuacje, głośne medialnie, zdarzają się regularnie, ale nie trzeba też lupy by je znaleźć.

Wracając do rac na narodowym w 2016, ludzie zeznawali, że dusili się od dymu. Przerywane spotkania już nie dziwią. Ale to tak przy okazji. Tamta sprawa może zakończyć się przełomowym wyrokiem.

Trzeba pamiętać, że nie chodzi tu o to, czy kibic ucierpiał od racy. Co do tego nie ma wątpliwości. Chodzi tylko o to, kto ponosi za to odpowiedzialność. Jeśli sąd uzna - a są ku temu bardzo mocne podstawy - by organizator meczu, czyli PZPN, wypłacił odszkodowania w wysokości 25 tysięcy złotych, na organizatorów wielu imprez masowych mogą posypać się pozwy a klubom dojdzie kolejne obciążenie finansowe.

Tylko dlatego, że kilku dziennikarzy politycznych uległo podniosłemu nastrojowi chwili i dołączyło do chóru kibiców.

Zobacz inne teksty autora

ZOBACZ WIDEO Serie A: Szczęsny błysnął w hicie. Tak obronił rzut karny [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: