Mateusz Skwierawski: Polska - Francja 1:3. Rokowania są dramatyczne (komentarz)

Newspix / Marcin Szymczyk / Na zdjęciu: reprezentacja Polski U-17
Newspix / Marcin Szymczyk / Na zdjęciu: reprezentacja Polski U-17

Jeżeli na stadionie w Ząbkach widziałem przyszłość naszej reprezentacji, to jestem przerażony. Zarazem modlę się o szybkie wynalezienie leku odmładzającego dla Roberta Lewandowskiego. Nie jest źle. Jest tragicznie.

Reprezentacja Polski do lat 17 mierzyła się w środę z Francją w eliminacjach mistrzostw Europy w tej kategorii wiekowej. Bardzo chciałbym napisać, że mimo porażki 1:3, która i tak niewiele znaczyła, bo przecież zagramy w kolejnej fazie kwalifikacji do MME, nasz zespół wypadł przyzwoicie, piłkarsko nawiązał walkę, stworzył kilka groźnych akcji, miał pomysł na grę, czy nawet nutkę fantazji. Ale tak napisać nie mogę, bo zobaczyłem najbardziej siermiężną wersję kadry, jaką można.

Oczywiście trenerzy i zawodnicy się wybronią. "Na zgranie potrzeba czasu", "rywal był lepszy", poza tym pewnie kluczowe było zawężanie pola gry, krycie odpowiednich stref boiska czy inne hasła-wytrychy przekazujące między wierszami komunikatu w stylu: nie znacie się, dajcie nam spokój. Wiele było też analiz słabego występu pierwszej reprezentacji na mundialu w Rosji, a i tak wszystko sprowadzało się do jednej prostej rzeczy: graliśmy w piłkę słabiej niż przeciwnik.

Podobnie na boisku w Ząbkach. Miło było popatrzeć na grę Francuzów, spokój i pomysł z jakim rozgrywali swoje akcje. Sposób prowadzenia gry przez naszą drużynę opierał się na wybiciu piłki do przodu. Był po prostu prymitywny. Opel Astra F z początku produkcji, w dodatku kombi i to przerobiony na gaz, zaczął warczeć na światłach stojąc obok nowego Buggatti. Z przyspieszeniem kilkunastu sekund do setki miałby małe szanse w pościgu nawet w przypadku zamknięcia odcinka drogi. Szkoda, że to my siedzieliśmy za kierownicą lubianego w naszym kraju Opla.

Powiecie, czepiam się, nie znam się, dyrdymały piszę. OK. Rozegranie akcji przez naszą drużynę wyglądało jednak następująco:

1. Krótkie zagranie bramkarza lub obrońcy do bocznego defensora. Stosujący pressing rywal zmusza go do szybkiej reakcji. Obrońca decyduje się na zagranie dalekiej, górnej piłki wzdłuż linii bocznej. Spada ona mniej więcej dwadzieścia metrów za naszą połową. Rywal przejmuje piłkę. Strata.

2. Daleka piłka z pominięciem środka pola zagrywana na wysuniętego napastnika. Walka o... jej opanowanie/podbicie/zgranie? Efekt końcowy: strata.

ZOBACZ WIDEO Mecz na Old Trafford od kuchni. Nasz reporter był na hicie Ligi Mistrzów Manchester United - Juventus Turyn

3. Przejęcie piłki po stracie rywala. Sprint do przodu gracza z piłką, brak zawodnika, który pomógłby w rozegraniu akcji, co skutkuje wstrzymaniem jej tempa lub stratą po szarży na przebój, na kilku rywali.

Jestem zdruzgotany, że na takim poziomie zobaczyłem styl często widziany w niższych ligach, na przykład okręgowej. Takie realia znam akurat z autopsji, przed laty kopałem się po czole na tym poziomie rozgrywkowym w OKS-ie Otwock. Podanie "na chorągiewkę", "długą po linii" czy "lage na szesnastkę" pamiętam doskonale. Dziwie się jednak, że po tylu latach te "założenia" zyskały uznanie na szczeblu reprezentacji.

Czy nasz futbol to musi być zawsze nagły zryw, cwaniactwo i błysk geniuszu jednego zawodnika?

Nie chcę pastwić się nad chłopakami, którzy dopiero walczą o przebicie się do wielkiej piłki. Uczeń z podstawówki raczej nie rozwiąże wszystkich zadań z książki przed rozpoczęciem roku szkolnego. Ktoś tego dokładnego przyjęcia piłki musi tych zawodników nauczyć. Zastanawiam się, dlaczego odstajemy w tak podstawowych elementach. Jak to możliwe, że Francuz potrafi przyjąć piłkę w taki sposób, iż ma od razu dwa warianty oddania jej koledze, z kolei nasz zawodnik w takiej samej sytuacji musi prawie na kolanach walczyć, by jej nie stracić? My te podręczniki mamy kupione, ale okazuje się, że z rozwiązanymi zadaniami ołówkiem. I bezmyślnie poprawiamy je długopisem udając, że się czegoś uczymy.

Bardzo martwi mnie też wpis na Twitterze prezesa Zbigniewa Bońka odnośnie szkolenia zawodników w tej kategorii wiekowej. "Przypomnę, że prawdziwą pracę z młodzieżą zaczęliśmy od rocznika 2002 w górę. Wnioski za minimum 4/5 lat" - napisał prezes związku pod koniec października. A cały podstawowy skład naszej kadry na mecz z Francją to gracze urodzeni w 2002 roku. Daleko idących wniosków na razie nie wyciągamy, ale rokowania nie są optymistyczne.

Dyskusje o szkoleniu zawodników w Polsce się nie kończą. Wiele jest zapewnień, obietnic, gwarancji. Niewiele się zmienia. Drużyna do lat 21 na mistrzostwach Europy w Polsce (2017 roku) zdobywa jeden punkt i kończy rywalizację na ostatnim miejscu w grupie (ze Słowacją, Szwecją i Anglią). Ten sam rocznik prowadzony przez innego trenera walczy o awans na Euro w barażach, bo remisuje dwa spotkania z Wyspami Owczymi. Jacek Magiera szykujący zespół na mistrzostwa świata do lat 20 w 2019 roku niespełna dwanaście miesięcy przed turniejem ma problem, bo jego gracze rzadko występują w klubach. A gdy Robert Lewandowski nie jest w życiowej formie na MŚ, to i pierwsza reprezentacja zawodzi.

Okazuje się, że kariery robią piłkarze, którzy uciekli z Polski w młodym wieku i przeszli przez zagraniczny system szkolenia: Wojciech Szczęsny (w wieku 16 lat wyjechał do Anglii, do Arsenalu), Piotr Zieliński (16 lat, Włochy), Grzegorz Krychowiak (16 lat, Francja), Kamil Glik (18 lat, Hiszpania), Arkadiusz Milik (18 lat, Niemcy), czy nieco starsi, którzy zaległości musieli nadrabiać w Niemczech: Piszczek (22 lata), Błaszczykowski (21 lat) i Lewandowski (22 lata).

I znów możemy wrócić do cytatu kapitana naszej reprezentacji o jego początkach w Borussii Dortmund. Gdy Lewandowski przypominał, że po transferze z Lecha Poznań musiał szlifować podstawowe elementy, na przykład przyjęcie piłki. I wiele razy podkreślał, jak mocno kuleje to w naszym kraju. Jeżeli na stadionie w Ząbkach widziałem przyszłość naszej reprezentacji, pączkujący kwiat piłkarstwa polskiego, to jestem przerażony, a zarazem modlę się o szybkie wynalezienie leku odmładzającego dla Lewandowskiego. I klonującego go jednocześnie. Albo może niech Robert już kończy karierę, przebiera się w garnitur i zrobi z polską piłką porządek. Od podstaw, od korzeni. Jego historia to pięknie napisany model gry. Czas, by inni przestali mówić bajki o szkoleniu.

Komentarze (19)
avatar
Sebastian Raczyński
1.11.2018
Zgłoś do moderacji
1
2
Odpowiedz
Dramat to jest nasza kadra szkoleniowa którą testuje z klubem ze Śląska . Prezesi oraz trenerzy Polskich klubów nie dają możliwości rozwoju nawet najmłodszych roczników. Podchodzą do tego jak k Czytaj całość
avatar
J7
1.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
To jest pokłosie szkolenia gdzie są trenerzy doświadczeni KL II I mistrzowskiej odebrano dla nich uprawnienia liczą się tylko uprawnienia na kolanie UEFA Panie Boniek przywrócić uprawnie Czytaj całość
avatar
brodzio
1.11.2018
Zgłoś do moderacji
1
3
Odpowiedz
Boniek, puknij się w czółko, za cztery lata to nawet smród nie pozostanie po kopaczach. 
avatar
Robert Walkowiak
1.11.2018
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Dalej uczmy młodych chłopców grać strefami a kiedy będziemy ich uczyć techniki użytkowej ,dobrze piłki nie umiemy przyjąć dobrze klepki zagrać nie wspomnę o grze jeden na jeden robienie przewag Czytaj całość
avatar
Wiesiek Kamiński
1.11.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Dopóki trenerami dzieci ,młodzieży będą nauczyciele wf-u,bo Oni mają czas dorobić ! po za tym często trenerami są młodzi ludzie ,którym w piłce nie wyszło a kochają sport i idą w trenerkę..a te Czytaj całość