Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Pamięta pan swój ostatni mecz w reprezentacji?
Mateusz Klich, piłkarz Leeds United i reprezentacji Polski: Z Gibraltarem. Wygraliśmy 7:0.
Cztery lata temu.
Trochę nie spodziewałem się powołania na najbliższe zgrupowanie reprezentacji (rozpoczyna się 3 września - red.). Trener Jerzy Brzęczek zadzwonił tydzień temu. Patrzę, nieznajomy numer. Akurat odebrałem. Selekcjoner powiedział, że chce mnie powołać i zobaczyć na zgrupowaniu. Nie zamknąłem etapu reprezentacji w swojej głowie, ale zupełnie nie myślałem o powrocie. Skupiałem się bardziej na grze w Leeds. Choć wiadomo: występuję w dużym klubie, w dobrej lidze, to prędzej czy później taki temat mógł się pojawić. Właśnie odpisuję na gratulacje od znajomych, sporo tego. Ale w klubie szampana nie otwierałem, nie chcę się tym powołaniem podniecać. Spokojnie.
Gra pan regularnie w Leeds, asystuje, strzela gole. Co się stało?
Takiego początku sezonu jeszcze nie miałem odkąd gram w piłkę. Wiadomo, że trzydziestu goli raczej w tym sezonie nie strzelę, ale mam nadzieję, że taka forma utrzyma się jak najdłużej. Przepracowałem bardzo ciężki okres przygotowawczy. Treningi zaowocowały. Robimy tak naprawdę wszystko, czego oczekuje trener Marcelo Bielsa.
To jemu zawdzięcza pan wysoką formę? W pięciu meczach Championship zdobył pan trzy gole i dołożył jedną asystę.
Trener zaprosił mnie na rozmowę na początku sezonu. Powiedział, jak sobie wyobraża moją grę, czego ode mnie oczekuje. Mówił, wydawałoby się, proste rzeczy, ale to w nich jest klucz do sukcesu. Żeby robić wszystko na najwyższej intensywności. Trener zwraca uwagę na szczegóły: podania mają być wypieszczone i silne, bo lżej kopnięta piłka spowalnia grę drużyny. Proste, prawda? Ale tak jak u niego, nigdy nie trenowałem. Naprawdę, szkoła piłki od podstaw. Staram się robić wszystko, czego ode nie oczekuje. Słucham i uczę się ile się da. A jego filozofia i styl bardzo mi odpowiada. Gramy przede wszystkim piłką, w czym czuję się najlepiej.
Rok temu nie poszło panu w Leeds.
Na początku jeszcze grałem, ale w jednym meczu miałem pecha. Poślizgnąłem się, przez to niefortunne zdarzenie straciliśmy gola i poprzedni trener Thomas Christiansen się na mnie obraził. Wypadłem z obiegu, uznał mnie za winnego porażki z Cardiff (1:3). Przestał zabierać mnie na mecze, nawet się już do mnie nie odzywał. Nie mam kilkunastu lat, wiedziałem, co się dzieje, że już się raczej nie dogadamy. Dlatego odszedłem na wypożyczenie do Utrechtu.
I znowu w Holandii się pan odbudował.
Lubię tamtejszą ligę. Odpowiada mi podejście do piłki w Holandii. Zwraca się tam uwagę na technikę, taktykę, głównie na piłkarskie walory, a to zawsze było moją mocną stroną. Nie ma kopaniny, wszystkie drużyny starają się rozgrywać akcję. Nie ma chaosu.
Jak w Anglii?
To też trochę stereotyp. Czasy się zmieniły. W Anglii nie ma już walenia do przodu i walki w powietrzu. Drużyny starają się rozgrywać akcje od tyłu. To nie jest już liga, gdzie się tylko kopie.
Pan chciał wracać do Anglii, nie obawiał się, że ponownie odbije się od ściany?
W tym roku sytuacja była inna. Utrecht chciał mnie na dłużej, ale z Leeds dostałem jasny sygnał: klub mnie chce, mam wrócić i walczyć o miejsce w składzie. Zupełnie inaczej, jeżeli wracasz do miejsca, gdzie jesteś mile widziany. A że mam tu jeszcze coś do załatwienia? Nie dostałem w poprzednim sezonie prawdziwej szansy, dlatego się nie zastanawiałem. Nie było tematu transferu czy wypożyczenia mnie do innej drużyny. I ta perspektywa mi się bardzo podobała.
Walczycie o awans do Premier League?
Celem są play-offy o awans do angielskiej ekstraklasy. Właściciel bardzo chce żebyśmy za rok rywalizowali w Premier League, zainwestował w zespół dużo pieniędzy. Trener dobrze nas przygotował, dużo pracowaliśmy nad taktyką i pressingiem. To może być bardzo dobry sezon.
ZOBACZ WIDEO Serie A: Karol Linetty blisko szczęścia w polskim meczu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS 3]