Śląsk - Korona: wrocławianie bez przełamania, kielczanie usatysfakcjonowani

Newspix / Pawel Andrachiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Mateusz Możdżeń (z lewej) oraz Jakub Kosecki (z prawej)
Newspix / Pawel Andrachiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Mateusz Możdżeń (z lewej) oraz Jakub Kosecki (z prawej)

Degrengolada - tym słowem można skwitować postawę Śląska Wrocław w bieżących rozgrywkach. WKS nie wygrał już dziewiątego spotkania z rzędu, a w sobotni wieczór podzielił się punktami z Koroną Kielce, remisując 1:1 (1:0).

Od początku zdawaliśmy sobie sprawę z faktu, iż nie jest to kluczowy mecz 30. kolejki Lotto Ekstraklasy. Korona Kielce była już pewna gry w pierwszej ósemce, zaś Śląsk Wrocław trzeci sezon z rzędu będzie zmuszony walczyć o utrzymanie. Goście niespecjalnie mieli zamiar przemęczać się na Dolnym Śląsku, co można było dostrzec po ustawieniu zespołu Gino Lettieriego. Złocisto-krwiści wyszli na to spotkanie m.in. bez Zlatana Alomerovicia czy Niki Kaczarawy.

Przez długie minuty na boisku nie działo się absolutnie nic ciekawego. Wszystko co najlepsze w tej części gry obejrzeliśmy dopiero w ostatnim kwadransie pierwszej połowy. Podopieczni Tadeusza Pawłowskiego powinni objąć prowadzenie za
sprawą akcji Sito Riery. Dośrodkowanie hiszpańskiego pomocnika niemal zamienił na gola Piotr Celeban, lecz przed szałem radości kapitana Śląska powstrzymał doskonale interweniujący Matthias Hamrol. Niemiec sparował piłkę na słupek.

Odpowiedzieć mógł Nabil Aankour. Uderzenie Marokańczyka instynktownie obronił najlepszy zawodnik WKS-u w 2018 roku - Jakub Słowik. Były golkiper Pogoni Szczecin miał dziś o wiele więcej pracy niż jego vis a vis, co dobitnie świadczy o postawie popularnych Wojskowych.

Różnicę mógł kilkukrotnie zrobić aktywny Ivan Jukić, lecz to nie Bośniak, a wspominany już Riera przeprowadził kluczową akcję premierowych czterdziestych pięciu minut. Był to znakomity przebój, zakończony faulem w polu karnym autorstwa Akosa Kecskesa. Po węgierskim stoperze widać brak pewności w grze. Piłkę na punkcie oddalonym od 11. metra ustawił Marcin Robak, co z małym wyjątkiem jesiennego meczu przeciwko Lechii Gdańsk, zazwyczaj oznacza gola. Dwukrotny król strzelców Lotto Ekstraklasy nie pomylił się, a Śląsk zszedł na przerwę prowadząc 1:0.

Gospodarze zaczęli jednak katastrofalnie drugą część meczu. Już w 54. minucie rozpędzony Michael Gardawski wykonał idealne dośrodkowanie wprost na głowę niepilnowanego Jukicia. Gdyby defensorzy Śląska byli studentami, oblaliby kolejny egzamin warunkowy z krycia we własnej szesnastce.

WKS niespecjalnie kwapił się do kolejnych ataków i chyba próbuje przetestować ciekawą tezę, jakoby dało się utrzymać w Ekstraklasie bez żadnego zwycięstwa w 2018 roku. Wszak remis daje jeden punkt - a to już o jeden więcej niż łączny dorobek wrocławian w ostatnich ośmiu spotkaniach wyjazdowych. I właśnie zgodnym rezultatem zakończył się mecz na Dolnym Śląsku.

Śląsk Wrocław - Korona Kielce 1:1 (1:0)
1:0 - Marcin Robak 45'
1:1 - Ivan Jukić 54'

Śląsk: Jakub Słowik - Kamil Dankowski, Piotr Celeban, Igors Tarasovs, Mateusz Cholewiak - Tim Rieder (78' Maciej Pałaszewski), Sito Riera, Jakub Kosecki (66' Dragoljub Srnić), Sebastian Bergier (46' Robert Pich), Arkadiusz Piech - Marcin Robak

Korona: Matthias Hamrol - Bartosz Rymaniak, Adnan Kovacević, Akos Keckes, Michael Gardawski (77' Krystian Miś) - Marcin Cebula (54' Nika Kaczarawa), Mateusz Możdżeń, Oliver Petrak, Ivan Jukić - Nabil Aankour, Zlatko Janjić

Żółte kartki: Sito Riera (Śląsk) oraz Adnan Kovacević, Michael Gardawski (Korona)

Sędzia: Zbigniew Dobrynin (Łódź)
[b]ZOBACZ WIDEO Paris Saint Germain szczęśliwie uniknęło porażki, pudło sezonu Edinsona Cavaniego [ZDJĘCIA ELEVENS SPORTS 2]

[/b]

Źródło artykułu: