Ostatnie lata na Emirates Stadium świetnie oddaje scena z niedzielnego finału Pucharu Ligi Angielskiej (porażka 0:3 z Manchesterem City), w której Pierre-Emerick Aubameyang, jeden z najszybszych piłkarzy na świecie, przegrywa kilkunastometrowy pojedynek biegowy z rosłym Vincentem Kompanym, który po meczu podsumował: - W normalnych warunkach powinienem w połowie drogi stracić nogi.
W północnym Londynie mało co wydaje się być jednak jeszcze logiczne. Chyba, że porażki i problemy, które jak dodaje Ian Ladyman z "Daily Mail": - Przestały być niespotykane. One są kompletnie przewidywalne.
Sam Wenger drugi blamaż przeciwko City (znowu 0:3) w odstępie jedynie pięciu dni nazwał na czwartkowej konferencji prasowej "bardzo dobrym występem z problemami w defensywie". Na Emirates można wymieniać kolejne twarze, ale ta sama filozofia od ponad dekady przynosi kibicom ten sam efekt: niekończące się rozczarowanie. Ponury nastrój przeniósł się nawet do klubowych gabinetów, gdzie według angielskiej prasy każdy patrzy podejrzliwym wzrokiem na (a jakże) Arsene'a Wengera.
Pracownicy działu skautingu, trenerzy od przygotowania fizycznego, a nawet klubowi psycholodzy maja mieć już dosyć reżimu Francuza na Emirates Stadium. Swoje weto przeciwko jego metodom miał nawet wyrazić jego najbliższy współpracownik oraz przyjaciel Boro Primorac. Rolą Bośniaka w północnym Londynie jest zasiadanie na trybunach podczas meczów Kanonierów i wykorzystywanie jego bogatych analiz w przerwie. Jak jednak stwierdził anonimowo w rozmowie z "Daily Mail" jeden z asystentów Wengera: - Nie dziwie się reakcji Primoraca. Kiedyś Arsene nas słuchał, teraz słucha jedynie siebie samego.
Tak samo było w styczniu, gdy francuski trener przekonał działaczy do przedłużenia kontraktu z Mesutem Oezilem za kosmiczne jak na klub 350 tysięcy funtów tygodniowo: - Jeśli porównamy tą kwotę z ostatnimi zarobkami piłkarza, wychodzi nam jedynie 11 milionów funtów ekstra. Na rynku nie znajdziemy żadnego zastępcy za mniejszą kwotę - wyznawał wówczas Wenger, personalnie absolwent ekonomii na wydziale uniwersytetu w Strasburgu. 68-latek nie mógł jednak obliczyć w kalkulatorze, że tygodniówka Oezila przeniesie się aż tak szerokim echem w szatni Kanonierów.
ZOBACZ WIDEO PLA: Arsenal bez szans. Guardiola z pierwszym trofeum [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Po ledwie paru tygodniach od tego wydarzenia niemal połowa drużyny zapukała już do biura Francuza po podwyżkę. Inaczej zawodnicy żądają od trenera biletu w jedną stronę. Z dala od stolicy Anglii. Najbardziej w skórę Wengerowi miał zajść nie jeden ze świeżych nabytków zespołu, ale Aaron Ramsey, który przybył do klubu jeszcze jako nastolatek i zdążył uzbierać 318 spotkań w koszulce Arsenalu. Kolejną czarną owcą szatni jest Jack Wilshere, który jeszcze 12 miesięcy temu mówił, iż "wyczerpuje własny organizm" na wypożyczeniu w Bournemouth, aby tylko odzyskać zaufanie Wengera. Anglik od 3 tygodni nie podpisuje jednak zaproponowanego kontraktu i głośno zastanawia się nad odejściem z klubu.
Sprawdzają się więc sprawdzone od lat słowa ekspertów, iż Kanonierzy to drużyna, która nie posiada na pokładzie liderów, kogoś kto poszedłby na boisku w ogień za barwami zespołu. Wystarczy powiedzieć, iż w ostatnich 10 latach francuski szkoleniowiec aż ośmiokrotnie zmieniał kapitana Kanonierów. Braki wolicjonalne wolał nadrabiać sam. Czy to swoją charyzmą czy niezachwianą wiarą w piłkarzy. Teraz jednak jak stwierdził Martin Keown, były piłkarz Arsenalu, pod wodzą Wengera: - Nigdy wcześniej nie widziałem tak niskiej samooceny u Arsene'a co w niedzielę na Wembley. Wtóruje mu jego były kolega z zespołu Ian Wright, który przed finałem Carabao Cup powiedział: - Jego obecny widok to tak jakby oglądać starzejącego się Muhamada Ali albo brazylijskiego Ronaldo kiedy przytył.
Powoli coraz bardziej czuły staje się na te słowa Stan Kroenke, amerykański miliarder i posiadacz 67 proc. akcji klubu z północy Londynu, który z racji rzadkich wizyt na Emirates nazywany jest przez kibiców "nieobecnym właścicielem" zespołu. W końcu jak opowiadał Matthew Syed z "The Times": - Tak naprawdę władzę absolutną w klubie posiada Wenger, który otacza się tam statusem boga. Od zeszłego lata miało się to finalnie zmienić. Kroenke wymógł na kierowniku klubu Ivanie Gazidisie zmiany, których zadaniem było odwrócenie hierarchii we wnętrzu zespołu. Powołano nowego szefa działu rekrutacji Svena Mislintata, dyrektora ds. piłkarskich relacji Raula Sanllehiego oraz głównego negocjatora kontraktów Hussa Fahmyego. Wszystkie z zaprzysiężeń miały spotkać się z gorącą krytyką Wengera, który woli nie otaczać się nowymi twarzami.
Według angielskiej prasy jeszcze gorzej Francuz przyjął fakt, iż zasiadający w zarządzie syn właściciela klubu Josh Kroenke postanowił przeprowadzić się z Ameryki do Londynu. Teraz 37-latek niemal codziennie odwiedza mury stadionu i przygotowuje ojcu solidny raport z czynników wpływających na pogorszenie atmosfery wokół drużyny oraz narastającej fali porażek. W tym roku kalendarzowym Arsenal uzbierał ich aż sześć. To tyle co znienawidzony rywal za miedzy Tottenham w całym sezonie.
Angielskie media jak co roku rozpoczynają więc odgrzewanie tematu zwolnienia Wengera. Dziennikarze przygotowali kolejne listy trenerów, których klub z północy Londynu miałby zatrudnić jako jego następcę. Najczęściej przewijają się nazwiska Mikela Artety, Brendana Rodgersa, Joachima Loewa, Carlo Ancelottiego, Paulo Fonseci czy Leonardo Jardima. Ostatni z nich został nawet przyłapany na spotkaniu z działaczami Kanonierów w Monaco, a brytyjscy bukmacherzy znacząco obniżyli kurs na opuszczenie przez 68-latka Emirates Stadium.
Jak reaguje na te wieści sam zainteresowany? - Takie plotki to obecnie moje najmniejsze zmartwienie - mówi Arsene Wenger co przy obecnej postawie jego podopiecznych znacząco nie wymija się z prawdą. 10 kolejek przed zakończeniem ligowego sezonu Kanonierzy tracą aż 10 punktów do upragnionej strefy Top 4, kiedyś uważanej na Emirates za pewnik i drobne pocieszenie nieudanego sezonu. Teraz każdy kibic Arsenalu wziąłby to obrócone w niezliczoną ilość memów czwarte miejsce z pocałowaniem ręki, stóp i na klęczkach.
Bardziej rozmowny od szkoleniowca był szpieg z szatni zespołu, który anonimowo relacjonował na łamach "Mirror Sport": - Arsene nie opuści klubu dobrowolnie, ponieważ nie potrafi poradzić sobie z myślą o odejściu i woli wypełnić ostatnie półtora roku swojego kontraktu.
W niedzielne popołudnie Francuz był bardzo niezadowolony, gdy przy rezultacie 0:3 główny arbiter nie zdecydował się doliczyć ani jednej minuty do regulaminowego czasu gry finału Carabao Cup. Podszedł więc do sędziego technicznego Grahama Scotta i wzburzony pytał: - Dlaczego nie dacie nam więcej czasu?
Scott jedynie spojrzał w jego kierunku i spokojnie odpowiedział: - A na co ci więcej czasu? Od paru lat takie samo pytanie stawiają w kierunku Arsene'a Wengera miliony kibiców Arsenalu.