Nie wyjedziemy, dopóki nie podpisze umowy. Jak Ronaldo trafił do Manchesteru

PAP/EPA / Cristiano Ronaldo
PAP/EPA / Cristiano Ronaldo

Gdyby Sir Alex Ferguson nie doznał olśnienia, nie wiadomo jak potoczyłaby się kariera Cristiano Ronaldo. We wtorek w meczu o Superpuchar Europy zawodnik Realu Madryt zagra przeciwko klubowi, któremu tak wiele zawdzięcza - Manchesterowi United.

"Przez lata o różnych zawodnikach mówiono, że są nowym Georgem Bestem. Po raz pierwszy mogę przyjąć to za komplement".

To oczywiście sam George Best, człowiek, od którego rozpoczęła się wielka tradycja "numeru 7" w Manchesterze United. Potem grał z nią Bryan Robson, Eric Cantona i David Beckham. Ten ostatni swego czasu stał się pierwszym zawodnikiem, który aż w tak dużym stopniu połączył sport i popkulturę. Jeśli o piłkarzach mówi się "celebryci", to do nikogo wcześniej to sformułowanie nie pasowało aż tak bardzo.

Gdy w 2003 roku Beckham zostawił Manchester i przeszedł do Realu Madryt, w klubie z Anglii wytworzyła się dziura, jak się wtedy wydawało, niemożliwa do załatania. Chodziło i o zawodnika ze światowego topu i o ikonę. Ani żaden z kibiców ani nawet sam Alex Ferguson, nie miał prawa przypuszczać, że uda się to zrobić aż tak szybko. I tak dobrze. O ile o Beckhamie Jimmy Greaves napisał kiedyś: "Jest bardziej jednonożny niż Długi John Silver", to do Ronaldo, ze sportowego punktu widzenia, nie było się do czego przyczepić. Jeśli coś irytowało zawodników i pracowników klubu z Manchesteru to jego wygląd i ubiór, który dawał do zrozumienia: "Jestem gwiazdorem".

Niewiele brakowało, a Cristiano Ronaldo w ogóle nie trafiłby do klubu z Manchesteru.
Jak pisze Guillem Balague w biografii piłkarza, w 2003 roku Jorge Mendes, wówczas jeszcze początkujący agent piłkarski, podpisał umowę z Paco Roigiem, prezydentem Valencii. Gdyby wygrał wybory do tego klubu, dwóch piłkarzy ze "stajni" Mendesa, Cristiano Ronaldo i Ricardo Quaresma, trafiliby do klubu ze wschodniego wybrzeża Hiszpanii za 9 milionów euro.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: David Beckham znów z Realem Madryt

Kandydat zabezpieczył interesy klubu. Gdyby wygrał kto inny, również mógłby ściągnąć Ronaldo, pod warunkiem wpłacenia na konto Sportingu Lizbona 5 milionów.

Valencia miała jednak wtedy kłopoty finansowe i nie wpłaciła w terminie wymaganej kwoty. Potem szefowie klubu zobaczyli piłkarza w Toulonie na turnieju drużyn do lat 20 i jednak postanowili go pozyskać. Zaproponowali 6 milionów i w rozliczeniu Diego Alonso. Tyle że spóźnili się kilka dni.

Mendes nie narzekał na brak ofert dla swojego piłkarza. Jak pisze Gallague, autor książki o Cristiano Ronaldo, najważniejszy dla agenta był kierunek rozwoju, nie pieniądze.

Liverpool zaoferował 8 milionów, podobnie jak Parma. Juventus do umowy chciał dorzucić Marceo Salasa, ale Chilijczyk nie miał ochoty na przeprowadzkę do stolicy Portugalii. Sytuację sondował też Real Madryt, ale wówczas nie potraktował sprawy priorytetowo. Wysłał szefa swojej akademii. Negocjowała też Barcelona, ale ówczesny prezydent Sandro Rosell nie miał poparcia zarządu.

Na wszelki wypadek wysłannik klubu Aitor Beguristain, pojechał na towarzyski mecz Sportingu z Manchesterem United, żeby jeszcze przyjrzeć się piłkarzowi.

Najbliżej porozumienia był jednak Arsenal FC. Przedstawiciel klubu spotykał się z działaczami klubu i samym zawodnikiem. Ronaldo dostał zaproszenie do Londynu, gdzie wybrał się wraz z matką. Na miejscu spotkał się z Arsenem Wengerem, który obiecał mu koszulkę z numerem 9. I co ważne, grę z Thierrym Henrym, jednym ze swoich idoli. Zakochał się w klubie. I była to miłość odwzajemniona, tyle że Kanonierzy nie strzelali gotówką. Transfer nie doszedł do skutku, bo w tym czasie Arsenalu po prostu nie było stać na zawodnika.

Po latach Wenger przyznał, że ten niedoszły transfer to sprawa, której najbardziej żałuje w karierze.

W sierpniu było po wszystkim. W meczu towarzyskim Sporting spotkał się z Manchesterem United.

Carlos Queiroz, ówczesny asystent Sir Aleksa Fergusona, opowiadał w książce Ballague: "Usłyszałem o nim gdy miał 16 lat. W moim pierwszym roku pracy w Manchesterze United nie miałem żadnych obowiązków związanych z rekrutacją młodych piłkarzy, powiedziałem jednak Aleksowi o Cristiano. Nie mogliśmy dopuścić, aby dostał go ktoś inny. Nasi działacze jakoś nie umieli się zdecydować, doprowadziłem więc do podpisania umowy między oboma klubami dotyczącej współpracy w zakresie szkolenia piłkarzy i trenerów. Potem zgłosili się do nas z prośbą o rozegranie meczu towarzyskiego w sierpniu. Uznali, że spotkanie z Manchesterem United uświetni inaugurację ich nowego stadionu".

Zawodnicy United nie chcieli tego meczu. Wracali do domu z tournee po Stanach Zjednoczonych i na otwarciu stadionu Jose Alvalade wyglądali jak zombie.
Największego pecha miał John O'Shea, wówczas prawy obrońca, zastępujący kontuzjowanego Gary'ego Neville'a.

To właśnie na jego stronie grał Ronaldo. I robił co chciał, wkręcał przeciwnika w ziemię, ośmieszał go, a fani Sportingu szaleli na punkcie młodego piłkarza o długich chudziutkich nogach, wyróżniającego się też śmieszną fryzurą w pasemka, jakby był modelem z zapadłej dziury, królem bazarowej mody.

O'Shea po jakimś czasie w żartach zażąda prowizji od transferu piłkarza. Zaraz po meczu przyznał, że młody zawodnik go wykończył. Rio Ferdinand: "Usiadł i wyglądał, jakby trzeba mu było podać tlen".

A był to czas, gdy klub bezskutecznie starał się ściągnąć Ronaldinho. 23-letni wówczas Brazylijczyk, uważany za jednego z największych magików piłki, wybrał Barcelonę.

Zawodnicy United już w przerwie meczu naciskali na Fergusona, by kupił Portugalczyka, ale ten uspokoił ich, że od dłuższego czasu o tym myślą. Co więcej, już odbyli w tej sprawie spotkanie. Przed sparingiem miał dwugodzinną rozmowę z Mendesem. United musiało jednak stoczyć batalię, bo do wyścigu włączyła się Chelsea. Roman Abramowicz nie patrzył na koszty, przychodził, płaci, brał. Jak milioner w hipermarkecie. Dołączył Inter, coraz mocnej naciskał Real.

Dla Fergusona to była sprawa priorytetowa. Sam mówił o objawieniu. Większym nawet od tego, gdy zobaczył Paula Gascoigne'a. Anglika nie udało mu się pozyskać i już zawsze tego żałował.

Wtedy, w Portugalii, miał powiedzieć: "Nie wyjeżdżamy z tego stadionu, dopóki chłopak nie złoży podpisu na kontrakcie".

Ostatecznie za zawodnika Manchester United zapłacił 18 milionów euro, co z perspektywy kilkunastu lat wydaje się kwota śmieszną. Kilka dni później Ronaldo leciał już prywatnym odrzutowcem, razem z prawnikiem, matką i siostrą do Anglii. Za chwilę miała się narodzić jedna z dwóch wielkich ikon współczesnego futbolu.

W United Ronaldo pozostał aż do 2009 roku. Odchodził jako najdroższy piłkarz świata. W Realu wszedł jeszcze piętro wyżej. Został maszyną do strzelania goli, absolutnym dominatorem. W Manchesterze zdobył Złota Piłkę raz, jako zawodnik Realu Madryt jeszcze trzykrotnie pokonał Leo Messiego w walce o to najważniejsze indywidualne trofeum. Zresztą ci dwaj zdominowali plebiscyt, nie dopuszczając nikogo na najwyższy stopień podium przez 9 lat. I to zapewne nie koniec rządów totalitarnych tej dwójki, która napędza się wzajemnie.

Guillem Balague, autor biografii obu piłkarzy, mówi o Ronaldo: "On jako jedyny był w stanie przeciwstawić się Messiemu, a w niektórych sezonach był nawet lepszy. To jest ogromne osiągnięcie".

Źródło artykułu: