Transferowe szaleństwo Czechów. Zawstydzili Lotto Ekstraklasę

PAP/EPA / PAP/EPA/FILIP SINGER
PAP/EPA / PAP/EPA/FILIP SINGER

Czesi zaszokowali piłkarską Europę. Za naszą południową granicę trafili zawodnicy, o których nawet nie śniło się polskim klubom. Slavia i Sparta Praga za wszelką cenę chcą zdobyć mistrzostwo, by jedną nogą znaleźć się w Lidze Mistrzów.

Stołeczne kluby dokonały takich transferów, jakby jutra miało nie być. Właściciele Slavii i Sparty wyłożyli na stół furę pieniędzy. Wkrótce zainwestowane środki mogą się im zwrócić z nawiązką.

Od nowego sezonu mistrz Czech zagra w ostatniej rundzie kwalifikacji Ligi Mistrzów. Co w tym nadzwyczajnego? Otóż na tym etapie rywalem nie będzie drużyna z najsilniejszych europejskich lig, tylko triumfator rozgrywek w którymś z niżej sklasyfikowanych krajów. Co więcej, jeśli zwycięzca tegorocznej Ligi Mistrzów zakwalifikuje się do przyszłorocznej edycji, wówczas na jego miejsce wskoczy... czeski zespół.

- Na 99 procent zwycięstwo w lidze da awans do Ligi Mistrzów - wyjaśnia Pavel Janega, dziennikarz "Sportu".

Magia nazwisk

Warty niegdyś 30 mln euro Portugalczyk Danny przez kilka lat dowodził linią pomocy Zenitu Sankt Petersburg, regularnie gościł w Lidze Mistrzów. Teraz w barwach Slavii będzie stawał naprzeciwko takich firm jak Vysocina Jihlava czy FC Slovacko. Szatnię dzielą z nim niedawny lider reprezentacji Ukrainy Rusłan Rotan oraz doskonale znany z Bundesligi Halil Altintop. Z jednej strony bliżej im do piłkarskich emerytów niż gwiazd (średnia wieku 34 lata), ale wciąż to zaskakujące ruchy jak na warunki niezbyt mocnej ligi czeskiej. To być może nie koniec transferów.

- Slavia ma bardzo bogatego właściciela, chińską kompanię CEFC. Mogliby kupić kogo tylko chcą, ale nasza liga nie ma takiego prestiżu, by ściągać jeszcze lepszych graczy. Władze klubu wychodzą przy okazji z założenia, że im więcej gwiazd pojawi się w Pradze, tym zrobią większą reklamę chińskiemu sponsorowi - podkreśla Janega.

Plany próbuje pokrzyżować Slavii lokalny rywal - Sparta. A właściwie już pokrzyżowała, bo bardziej utytułowany z praskich zespołów otrzymał tytuł króla letniego polowania.

Włoska robota

Daniel Kretinsky, właściciel Sparty, ledwie 42-letni milioner (piąty najbogatszy Czech), nie zamierzał siedzieć z założonymi rękami. A było sporo do poprawienia. W poprzednim sezonie jego klub doznał upokorzenia - aż o 12 punktów przegrał mistrzostwo ze Slavią. Kretinsky rozgonił część towarzystwa, pozbył się sztabu szkoleniowego i nie zamierzał bawić się w półśrodki. Budowę wielkiej Sparty zaczął już w maju, gdy znalazł odpowiedniego kandydata na szkoleniowca.

Dwuletni kontakt podpisał Andrea Stramaccioni, były opiekun Udinese, Panathinaikosu i, przede wszystkim, Interu Mediolan. Według włoskich mediów, 41-latek może w Pradze inkasować... 1,5 mln euro. Kosmiczne pieniądze. Za zmianami na ławce wkrótce poszły wielkie transfery.

Szał zakupów

Właściciel spełnia niemal każdą zachciankę Włocha. Sparta pobiła rekord ligi, wykładając prawie 3 mln euro za izraelskiego snajpera Tala Bena Haima, raczej nieznanego poza ojczyzną. Ma go wspierać 34-letni łowca bramek Marc Janko. Austriak przed laty potrafił skończyć sezon z dorobkiem 39 (!) goli, zachwycał w Salzburgu i Bazylei. Jak na razie ostatni strzał Sparty to były reprezentant Francji Rio Mavuba, mający ponad 400 spotkań w Ligue 1. A to tylko najbardziej znane nazwiska. Mnóstwo pieniędzy kosztowali też Semih Kaya z Galatasaray i Georges Mandjeck z Metz. W sumie Sparta wydawała na wzmocnienia prawie 10 mln euro!

Na dniach Kretinsky powinien dobić targu z kolejną gwiazdą. Stramaccioni zapewniał, że sięgnie po posiłki z Włoch i jest blisko realizacji obietnicy. Wkrótce kontrakt powinien podpisać Emanuele Giaccherini, wicemistrz Europy 2012, były piłkarz Juventusu i Sunderlandu. Na przeszkodzie nie stanie prawdopodobnie nawet ważny kontrakt z Napoli i horrendalne zarobki.

Mogło być jeszcze bardziej efektownie. Do Sparty przymierzano... Wesleya Sneijdera! Eksgwiazdor Realu Madryt i reprezentacji Holandii za grę w Pradze zażyczył sobie pięć milionów euro. Kretinsky takich pieniędzy nie mógł dać. Zresztą Stramaccioni ma w środku pola innego weterana, Tomasa Rosicky'ego, dopiero wracającego po poważnej kontuzji, ale blisko 37-letni piłkarz ostro zasuwa na treningach. Na zakończenie kariery, naznaczonej niestety urazami, marzy o jeszcze jednym mistrzostwie.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: piłkarz Bayernu rozstał się z piękną żoną(WIDEO)

Hit czy kit?

Nazwiska robią wrażenie, za to gdy przyjrzymy się tym ruchom bliżej, to czar pryska. Slavia nie wydała na transfery nawet ułamka kwoty Sparty, ale opieranie składu na weteranach, w dodatku będących ostatnio bez formy, nie wróży wielkich sukcesów.

W Sparcie z kolei wywrócono wszystko do góry nogami. Już na starcie sezonu widać, że rewolucja może zakończyć się klapą. W III rundzie eliminacji Ligi Europy prażanie po słabym meczu przegrali w Belgradzie z Crveną Zvezdą 0:2. Może to dla nich lepiej - będą mogli skupić się na walce o mistrzostwo, oczekiwane od 2014 roku. I jeszcze bardziej upragniony awans do Ligi Mistrzów. Od 2005 roku Sparta tylko raz przeszła trzecią rundę kwalifikacji! Dla Kretinsky'ego 12-letnia przerwa to o 12 sezonów za długo.

Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta? Z dala od transferowego zgiełku formę szykuje Viktoria Pilzno i myśli o sprzątnięciu faworytom tytułu. Wicemistrzów Czech ponownie objął twórca największych sukcesów klubu, Pavel Vrba. W stolicy kraju pilzneńskiego nie szastają groszem, ale to przecież Viktoria jako ostatni czeski zespół grała w Lidze Mistrzów. Niemal wyłącznie rodzimymi piłkarzami.

Ekstraklasa została w tyle

Polscy kibice mogą z zazdrością patrzeć na transfery Sparty i Slavii. Wprawdzie nad Wisłę trafiło w przeszłości kilku piłkarzy o świetnym CV (m.in. Danijel Ljuboja, Milos Krasić) czy trenerów o bardzo znanych nazwiskach (Jose Maria Bakero, Radoslav Latal), ale na tle letnich poczynań Czechów nasze kluby wypadają blado. Co ciekawe, jeżeli chodzi o porównanie budżetów, to znacznie lepiej wypada Legia Warszawa. Slavia i Sparta dysponują kwotą 500 mln koron czeskich (około 80 mln złotych), a mistrzowie Polski mają niemal dwukrotnie wyższy budżet.

- Mówi się, że oba kluby mają 400-500 mln koron. Tak naprawdę ich właściciele mogą w każdej chwili go jednak zwiększyć - tłumaczy Pavel Janega.

Czy mamy zatem powody do zmartwień? Niekoniecznie. Na pewno gwiazdy podniosą frekwencję na czeskich stadionach. Poziom sportowy to natomiast wielka niewiadoma. Miejscowi dziennikarze nawet nie podejmują się przewidzenia rozwoju wypadków. Nie ma co ukrywać, praskie zespoły eksperymentują, każdy na swój sposób. Równie dobrze mogą do ostatniej kolejki walczyć o tytuł, jak i przegrać mistrzostwo z kretesem. Stawka jest ogromna, ryzyko jeszcze większe.

Źródło artykułu: