Wiśle zabrakło tylko bramki, Legia dalej w zapaści

PAP/EPA / Jacek Bednarczyk
PAP/EPA / Jacek Bednarczyk

Hit 10. kolejki Lotto Ekstraklasy Wisła Kraków - Legia Warszawa zakończył się bezbramkowym remisem. Z wyniku może cieszyć się tylko mistrz Polski, któremu punkt zapewnił Arkadiusz Malarz, broniąc rzut karny wykonywany przez Denisa Popovicia.

Dokładnie dwa lata temu, 21 września 2014 roku stawką meczu Wisła - Legia była pozycja lidera ekstraklasy. Wojskowi wygrali w Krakowie 3:0 i zepchnęli Białą Gwiazdę ze szczytu tabeli. 146. w historii klasyk nie był już starciem drużyn z czołówki, lecz zespołów, które od kilku tygodni są pogrążone w głębokim kryzysie i trzeba ich szukać nie w okolicach ligowego podium, a w strefie spadkowej (Wisła) bądź tuż nad "kreską" (Legia).

Uczestnicy szlagieru zapewniali jednak przed meczem, że aktualna pozycja w tabeli nie będzie miała żadnego wpływu na poziom emocji oraz jakość widowiska i mieli rację. Wiślacy i legioniści od pierwszego gwizdka zaproponowali blisko dwudziestotysięcznej publiczności ciekawy trzymający w napięciu spektakl. Spotkanie niczym nie ustępowało tym z pierwszej dekady XXI wieku, gdy kluby między sobą rozstrzygały sprawę mistrzowskiego tytułu.

Legia zagrała przy Reymonta 22 pierwszy i ostatni raz pod wodzą Aleksandara Vukovicia, który w poniedziałek przejął zespół po Besniku Hasim. Serb nie miał wiele czasu na ułożenie zespołu na swoją modłę, ale i tak zdecydował się na istotną zmianę, ustawiając swój zespół w systemie 4-4-2. Duet napastników - jak za kadencji Stanisława Czerczesowa - tworzyli Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović. Vuković wrócił zatem do sprawdzonego rozwiązania, które w minionym sezonie dało stołecznej ekipie mistrzostwo Polski, a z którego zrezygnował Hasi.

Dariusz Wdowczyk z kolei dokonał dwóch zmian w składzie względem ostatniego meczu z Piastem Gliwice (1:0). Pauzującego za kartki Arkadiusza Głowackiego zastąpił Maciej Sadlok, a zamiast Pawła Brożka zagrał Zdenek Ondrasek. Brożek, który w meczach z Legią strzelił łącznie już 12 goli, był anonsowany w "11", ale po rozgrzewce do składu wskoczył za niego Mateusz Zachara.

ZOBACZ WIDEO: Boniek: problem polskiej piłki klubowej, to odpływ młodych, zdolnych piłkarzy

Legia przegrała trzy ostatnie mecze, a raptem cztery dni wspólnej pracy nie pozwoliły Vukoviciowi na odbudowanie zespołu i w Krakowie legionistom brakowało właściwej im ekipie pewności siebie. Tymczasem Wisła, która przed tygodniem w nieprawdopodobnych okolicznościach przerwała rekordową serię siedmiu porażek, za wszelką cenę chciała iść za ciosem i w I połowie absolutnie zdominowała gości z Warszawy. Dość powiedzieć, że legioniści przed przerwą nie oddali żadnego uderzenia - nawet niecelnego! - w kierunku bramki Michała Miśkiewicza.

Tymczasem Arkadiusz Malarz po raz pierwszy musiał interweniować już po kilkudziesięciu sekundach gry, gdy strzałem z rzutu wolnego zatrudnił go Adam Mójta. W 12. minucie z kolei Mójta uderzył soczyście z narożnika pola karnego, ale trafił piłką w boczną siatkę bramki Legii.

W pierwszych dwóch kwadransach Wisła nie wypuszczała Legii z jej połowy. Nawet jeśli goście przerywali atak pozycyjny gospodarzy, to wiślacy błyskawicznie odzyskiwali piłkę. Warszawianie pierwszy raz mogli zagrozić bramce Białej Gwiazdy dopiero w 28. minucie, gdy po świetnym podaniu Miroslava Radovicia oko w oko z Michałem Miśkiewiczem stanął Prijović, ale Szwajcar zwlekał z oddaniem strzału i w ostatniej chwili piłkę sprzed nosa sprzątnął mu Richard Guzmics.

Szturm Wisły trwał, a Malarzowi, Michałowi Pazdanowi i Jakubowi Czerwinskiemu robota paliła się w rękach. Dopiero w końcowych minutach I połowy Legii udało się nawiązać z Wisła równorzędną walkę, ale i tak nie potrafiła zagrozić Miśkiewiczowi. Z kolei ostatnie słowo przed przerwą mogło należeć do gospodarzy ale strzał Ondraska z ostrego kąta obronił Malarz.

W I połowie Legia nie potrafiła wykreować żadnej okazji, ale tuż po zmianie stron goście w końcu sprawdzili refleks Miśkiewicza. W 51. minucie po centrze Thibaulta Moulina z rzutu wolnego piłka trafiła do Pazdana, który zagłówkował groźnie, ale Miśkiewicz stanął na wysokości zadania i sparował piłkę poza światło swojej bramki. Po przerwie Legia przejęła inicjatywę i przynajmniej w pierwszym kwadransie to ona nie pozwalała rywalowi na przekroczenie linii środkowej. W 58. minucie z narożnika pola bramkowego płasko uderzył Guilherme, ale Miśkiewicz i tym razem nie dał się zaskoczyć.

Wisła szybko odzyskała kontrolę nad spotkaniem i Legia wycofała się do defensywy. Losy spotkania na korzyść gości mogła rozstrzygnąć mocna ławka rezerwowych. Już w 64. minucie swoją szansę otrzymał Kasper Hamalainen, ale Fin tylko snuł się po boisku. Tymczasem przewaga Wisły rosła z minuty na minutę, a na kwadrans przed końcowym gwizdkiem Legia straciła Pazdana, który w jednej z interwencji doznał urazu barku. Reprezentanta Polski zastąpił Jakub Rzeźniczak, ale nim goście przeprowadzili zmianę, Krzysztof Mączyński uderzył z linii pola karnego dosłownie tuż obok bramki Malarza.

W 82. minucie wydawało się, że gospodarze w końcu dopną swego. Adam Hlousek zagrał piłkę ręką i sędzia Paweł Gil wskazał na "wapno", ale Denis Popović uderzył z jedenastu metrów tak, że Arkadiusz Malarz zdołał odbić piłkę. Ta interwencja dodała Legii animuszu. W 88. minucie w dobrej pozycji strzeleckiej znalazł się Michaił Aleksandrow, ale z siedmiu metrów zagłówkował wprost w Miśkiewicza.

Wisły remis nie zadowalał, ale krakowian nie było już stać na ponowne zagrożenie bramce Legii. Jeśli ktoś może cieszyć się z podziału punktów, to mistrz Polski, który poza pierwszym kwadransem po przerwie był tylko tłem dla Białej Gwiazdy. Występem przeciwko Legii zespół Dariusza Wdowczyka udowodnił, że nie zasługuje na miano czerwonej latarni Lotto Ekstraklasy. Wisła zamyka tabelę już od 4. kolejki, ale jeśli utrzyma dyspozycję z piątku, szybko opuści strefę spadkową.

W przypadku Legii mecz z Wisłą pokazał, że Jacka Magierę, który w sobotę przejmie zespół, czeka więcej pracy, niż można się było spodziewać. A czasu na nią mieć nie będzie, bo już we wtorek Wojskowych czeka spotkanie Ligi Mistrzów ze Sportingiem Lizbona. Mało tego, jeśli Piast Gliwice wygra swój mecz 10. kolejki, to pierwszym ligowym zadaniem Magiery będzie wydostanie Legii ze strefy spadkowej.

Maciej Kmita z Krakowa

Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:0

Składy:

Wisła: Michał Miśkiewicz - Boban Jović, Richard Guzmics, Maciej Sadlok, Adam Mójta - Rafał Boguski, Krzysztof Mączyński, Denis Popović, Patryk Małecki - Zdenek Ondrasek, Mateusz Zachara.

Legia: Arkadiusz Malarz - Łukasz Broź, Jakub Czerwiński, Michał Pazdan (78' Jakub Rzeźniczak), Adam Hlousek - Miroslav Radović (64' Kasper Hamalainen), Tomasz Jodłowiec, Thibault Moulin, Guilherme - Aleksandar Prijović, Nemanja Nikolić (77' Michaił Aleksandrow).

Żółte kartki: Popović, Mójta, Jović (Wisła) oraz Pazdan, Guilherme, Czerwiński, Broź (Legia)

Sędzia: Paweł Gil (Lublin).

Widzów: 19 477.

Komentarze (31)
avatar
Grzesieek Sawa
24.09.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ale trafiłem idealnie wynik :D na remis... Ale i tak Legia miała fuksa że nie przegrała... 
avatar
janusz antoni z Poznania
24.09.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ta naszą ekstra-lipę to można wiadomo o jaki kant roztrzaskać. Dwa mecze w pąatek i dwa razy po o:o. Po boisku biega 22 nieudaczników albo przygłupów. 
avatar
smoker
24.09.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
jak na razie legia walczy outrzymanie 
avatar
Skullsplitter
24.09.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jak się Legia cieszy z takiego wyniku to gratuluję. 
avatar
ernestolopez73
24.09.2016
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Ja za to nic nie pisałem ale czytając bufonów z w-szawki napiszę że kocham czytać o kolejnych upokorzeniach klubu z mało wyrafinowanym herbem w postaci ,,L,, jak legła lub ,,L,, jak Legia cudzo Czytaj całość