Niemcy jak mało kto zwracają wręcz pedantyczną uwagę na warunki, w których przychodzi im mieszkać podczas turniejów. - Dobór bazy to kwestia kluczowa. Według mnie dobre miejsce pobytowe to połowa drogi do sukcesu - uważa Joachim Loew.
Ordnung muss sein
Gdy w 2010 roku przed mundialem w Republice Południowej Afryki niemiecki selekcjoner jeździł od ośrodka do ośrodka, dowiedział się, że delegacja angielska chce mu sprzątnąć sprzed nosa zlokalizowany między Johannesburgiem i Pretorią, pięciogwiazdkowy hotel Velmore Grande, który podobał mu się najbardziej z wszystkich dotychczas wizytowanych. Błyskawicznie wymógł więc na kierownictwie związku natychmiastową rezerwację obiektu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nastąpiło to mniej więcej rok przed pierwszym gwizdkiem na mistrzostwach, gdy w najlepsze trwały jeszcze eliminacje do turnieju i nie było wcale pewne, że zespół Loewa się zakwalifikuje. Niemcy południowoafrykańskie mistrzostwa skończyli na trzecim miejscu.
Z imprezy na imprezę federacja i Loew zadziwiali coraz bardziej. Gdy selekcjoner w 2011 roku wskazał na gdański Dwór Oliwski, zażyczył sobie jednocześnie dobudowania w bezpośrednim sąsiedztwie hotelu dodatkowego boiska. Wprawdzie organizator przewidział dla gości jako treningowy obiekt stadion przy ul. Traugutta (dawny Lechii), jednak szef niemieckiego sztabu chciał mieć pod nosem idealne miejsce do rozruchu. W niecałe pół roku ekipa wynajęta przez DFB wybudowała więc za 250 tysięcy euro płytę równiejszą, niż niejedna na stadionach polskiej ekstraklasy. Po zakończeniu mistrzostw rozrzutni hotelowi goście przekazali boisko przedstawicielom miasta, ci z kolei chcieli je zamienić w parking, co spotkało się z ogromnym sprzeciwem okolicznych mieszkańców. Niemcy odpadli z Euro 2012 po przegranym półfinale z Włochami na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Niedługo później Loew w zapewnianiu sobie i podopiecznym warunków idealnych przeszedł samego siebie. Ponad 12 miesięcy przed startem mistrzostw świata w Brazylii odwiedził większość sugerowanych przez FIFA baz pobytowych, żadna nie przypadła mu jednak do gustu. Wraz ze związkowym szefostwem wpadł więc na pomysł wzniesienia całego kompleksu od podstaw. Pozytywna decyzja FIFA zapadła w grudniu 2011 roku, a sześć miesięcy później w bezpośrednim sąsiedztwie oceanu, w miasteczku Santo Andre, niedaleko miejscowości Cabralia, powstał ośrodek Campo Bahia. Budowę kompleksu - 14 budynków mieszkalnych, boisk treningowych, gabinetów odnowy biologicznej, basenów i miejsc, w których piłkarze mogli wspólnie spędzać czas między treningami i kolejnymi mundialowymi meczami - sfinansował prywatny inwestor z Monachium.
Federacja zadbała dosłownie o wszystko. Nawet treningowe boisko zaprojektowano i wybudowano w taki sposób, aby piłkarzom mającym zajęcia w konkretnych porach dnia, słońce nie świeciło w oczy. - Campo Bahia to było po prostu miejsce idealne. Wątpię, że ktokolwiek i kiedykolwiek wymyśli coś lepszego. Warunki, które nam tam zapewniono, miały ogromy wpływ na osiągnięty sukces - wspominał później Benedikt Hoewedes. Z szacunku dla Czytelników nie będziemy przypominać miejsca osiągniętego przez Niemców na brazylijskim turnieju.
Sukces był efektem planowania kompletnego. Gdy piłkarze mieli mecz o godzinie 13.00, kilka dni wcześniej Loew reorganizował im plan dnia - musieli zrywać się z łóżek, gdy normalni ludzie w najlepsze spali, trening rozpoczynali w godzinie meczu, a dzień kończyli o wiele wcześniej, niż zazwyczaj. Selekcjoner o kilka godzin wstecz przesuwał ciszę nocną, a członkowie sztabu rygorystycznie jej przestrzegali. Na mecze natomiast zespół wyruszał nie jeden, a dwa dni wcześniej, aby nie tylko przystosować się do temperatury i wilgotności na miejscu, ale również odpowiednio zregenerować siły po podróży.
Nad Jeziorem Genewskim
Podczas Euro we Francji może się to okazać równie istotne. Gdy oczekiwano na rozpoczęcie zmagań na MŚ w 2014 roku, najwięcej mówiło się właśnie o ogromnych odległościach między miastami i klimacie. Przed Euro nikt nawet o tym nie wspomina, co wydaje się dziwne, zważając na fakt, że - daleko szukać nie trzeba - Polaków przed pierwszym meczem mistrzostw czeka podróż wynosząca prawie 1300 kilometrów (Niemcy przed finałem MŚ musieli pokonać 1500 km), na dodatek z dość łagodnego klimatu w nadoceanicznym La Baule do gorącej, śródziemnomorskiej Nicei.
Tym razem Niemcy postawili na wybudowany w 1909 roku, ale gruntownie odremontowany przed pięcioma laty, pięciogwiazdkowy hotel Ermitage w miejscowości Evian-les-Bains. Mieści się on w 19-hektarowym parku, położony jest w bezpośrednim sąsiedztwie Jeziora Genewskiego i w otulinie alpejskich krajobrazów. Cały obiekt - 80 pokoi, sal konferencyjnych, biur i pomieszczeń do pracy, ale także część Spa - zarezerwowany został do wyłącznej dyspozycji niemieckiej delegacji. Wstępu, poza dziennikarzami zjawiającymi się w specjalnie wyznaczonych strefach na konferencje prasowe, nie będzie miał tu nikt z zewnątrz - i mowa jest nie tylko o samym hotelu, ale także o parku. Można być w stu procentach pewnym, że tak właśnie będzie. Gdy niemiecki zespół pojawił się w Rio de Janeiro przed finałem z Argentyną i zamieszkał w jednym z hoteli przy plaży Ipanema, przedostać się przez kordony ochroniarzy próbowało wielu, w tym niżej podpisany, ale nie udało się nikomu. Miejsce, w którym kwaterowana jest reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów, zawsze jest i będzie twierdzą nie do zdobycia.
Evian to miejscowość oddalona niespełna 50 kilometrów od Genewy, skąd drużyna Loewa będzie latać na mecze. Trenować z kolei ma na Stade Camille Fournier, małym obiekcie znajdującym się kilometr od hotelu. Sam hotel to luksus w wydaniu premium. Najtańszy pokój kosztuje 700 złotych za dobę. Niemiecka delegacja, już grubo ponad pół roku temu wizytująca włości, osobiście powitana została przez szefa kuchni hotelowej restauracji La Table, Michela Motteta. Podczas obiadu jako starter zaserwowano podobno filet z korsykańskiego kulbina z nadzieniem z morskiego jeżowca i krem z jerozolimskiego karczocha (cena 110 złotych), jako danie główne - zajęczy comber z pasztetem strasburskim (185 złotych).
Rzecz jasna podczas mistrzostw o jadłospis piłkarzy zadba nadworny, reprezentacyjny kucharz - Holger Stromberg, wypatrzony przez Olivera Bierhoffa w jednej z monachijskich restauracji w 2007 roku. Rozmowa kwalifikacyjna miała trwać w tym przypadku trzy sekundy - menedżer kadry oszołomiony wspaniałym jedzeniem poprosił do stolika szefa kuchni i rzucił wprost: - Chcesz być częścią reprezentacji Niemiec?
Od 2007 roku niemiecka maszyna jedzie na paliwie serwowanym właśnie przez Stromberga, nie zdarzyło się jeszcze, żeby choć jeden mecz międzypaństwowy odbył się bez jego udziału. Gotował Niemcom w Austrii i Szwajcarii, RPA, Polsce i Brazylii. To on wie najlepiej, jaką potrawą sprawić największą przyjemność konkretnym zawodnikom - Manuel Neuer uwielbia jego sałatkę z ośmiornicy, Lukas Podolski zajada się kalafiorem z indykiem, a Mesut Oezil regularnie składa zamówienie na grysikowy pudding.
O czym myśli Loew?
Nie menu na czas Euro martwi w ostatnim czasie niemieckich kibiców, a gra ich ulubieńców w drugiej połowie 2015 roku. Od wrześniowego meczu z Polską podopieczni Loewa wybiegali na murawę czterokrotnie i czterokrotnie nie porywali publiczności. Dość powiedzieć, że w Szkocji zwycięstwo wywalczyli rzutem na taśmę, z Gruzją też nie brakowało wiele do zaliczenia wpadki, a spotkania w Irlandii i Francji kończyły się dla mistrzów świata porażkami. - Jesteśmy spokojni, sprawdzamy różne warianty, na Euro we Francji będziemy gotowi - mówił na zakończenie ubiegłego roku Loew. Przez lata pracy z niemieckim zespołem narodowym bogate w sukcesy trudno, żeby nie udzielić mu kredytu zaufania. Ale trudno też nie zwrócić uwagi na fakt, że późna jesień dla niemieckiej kadry była w zasadzie stracona. Meczu na Saint-Denis nie można traktować na równi z innymi potyczkami, bo jak od zawodników wymagać stuprocentowego skupienia na grze, gdy wokół stadionu wysadzają się terroryści? Cztery dni później miało dojść do meczu z Holandią, który ostatecznie odwołano z powodu terrorystycznego zagrożenia. A kolejny mecz dopiero pod koniec marca.
W minionym tygodniu podczas marketingowego dnia kadry (zawsze przed wielkimi turniejami DFB ściąga w jedno miejsce zawodników w celu kręcenia reklamówek i wykonania sesji zdjęciowych na potrzeby finałów) selekcjoner ogłosił szeroką kadrę na mistrzostwa, zawierającą 31 nazwisk. Niespodzianki? Niewiele. Wśród obrońców zabrakło miejsca dla Holgera Badstubera, znalazł się w niej jednak kontuzjowany Jerome Boateng.
- Holger musi wrócić do regularnego grania na najwyższym poziomie. W przypadku Jerome'a wierzymy, że wyleczy się do mistrzostw - tłumaczył szkoleniowiec. W podobnej sytuacji do Boatenga znaleźli się Hoewedes oraz Bastian Schweinsteiger - obaj leczą cięższe kontuzje, ale na liście się znaleźli, bo sztab liczy na ich gotowość. Z linią defensywną Loew ma największe kłopoty, o środek pola i całą formację ofensywną martwić się nie musi, jest po prostu zabójcza.
Jedną z większych niespodzianek jest brak Leroya Sane, który pod koniec ubiegłego roku zaliczył obiecujący debiut w seniorskiej kadrze. Piłkarz Schalke to jednak najlepszy dowód na to, że do przedstawionej szerokiej kadry podchodzić należy jedynie orientacyjnie. Dzięki solidnym występom w rundzie wiosennej spokojnie wskoczyć mogą do niej inni, niewskazani zawodnicy. Sane na liście się nie znalazł, ale przez DFB o stawienie się w Monachium na zdjęciowej sesji i planie filmowym poproszony został. Młodzieniec jest więc brany pod uwagę w takim samym stopniu, jak pozostali zawodnicy. Loew się przygląda, selekcja trwa.
Paweł Kapusta
Czytaj więcej w "PN"
Awans reprezentacji Polski w Rankingu FIFA
Kolejna gwiazda wyląduje w Chinach
Zobacz video: #dziejesiewsporcie: gol bramkarza w ostatniej minucie!