Z ziemi włoskiej do duńskiej. Broendby doczekało się Wilczka

Newspix / Na zdjęciu: Kamil Wilczek
Newspix / Na zdjęciu: Kamil Wilczek

To nie była dobra "włoska robota". Kamil Wilczek przeżył w Italii piłkarski koszmar, teraz spróbuje odbudować się w Danii. Broendby IF czekało na niego prawie cały rok. Musi więc być idealnym piłkarzem dla tego klubu.

W tym artykule dowiesz się o:

Tak mówi WP SportoweFakty duński dziennikarz Klaus Egelund z dziennika "Ekstra Bladet". - Chcieli go od ponad dziewięciu miesięcy, widzieli, jak w maju strzelił cztery gole w meczu z Bełchatowem. Jeśli był królem strzelców w Polsce, może być nim również u nas. A skoro jest w kręgu zainteresowania selekcjonera, to będziemy mieli wobec niego duże oczekiwania.

Kamil Wilczek po półrocznym pobycie w Carpi FC 1909 podpisał z Broendby 3,5-letni kontrakt. Duńczycy faktycznie zabiegali o niego również latem, gdy w barwach Piasta Gliwice  został królem strzelców Ekstraklasy (20 goli) i jej najlepszym piłkarzem. Polak wymarzył sobie jednak podbicie Serie A, beniaminek Carpi wydawał się rozsądnym rozwiązaniem.

28-letni piłkarz strzelił na początku cztery gole w wygranym 19:0 meczu towarzyskim z reprezentacją miasta Valdaora, trafił też w meczu z IV-ligowym Civitanovese Calcio (5:0). To były początki. Koniec włoskiej przygody to 115 minut w trzech meczach w Serie A oraz siedemnaście minut w meczu pucharowym. W międzyczasie miał kontuzję.

Rękę podawał mu Adam Nawałka powołując regularnie do reprezentacji Polski. Sytuacji piłkarza to nie poprawiło. I trzeba było uciekać. Również po to, żeby ciągle walczyć o wyjazd na Euro 2016.

Na szczęście dla niego Duńczycy chcieli go nadal. Broendby to klub znany w Polsce głównie z pamiętnego dwumeczu o Ligę Mistrzów z Widzewem Łódź z 1996 roku. Tomasz Zimoch, komentując tamto spotkanie, darł się do mikrofonu: "Panie Ahmed, kończ pan! Jezus Maria, co się dzieje! Turku, kończ ten mecz". Widzew przegrał 2:3, ale rywali w dwumeczu wyeliminował.

Tak czy inaczej to były złote czasy duńskiego klubu, który rok w rok zdobywał mistrzostwa (ma na koncie dziesięć tytułów), w sezonie 1998/99 dostał się ostatecznie do fazy grupowej Ligi Mistrzów.

I ten duński potentat wpadł w finansowe tarapaty, w 2013 roku groziło mu bankructwo. Wtedy klub przejęli nowi właściciele, poradzili sobie z kryzysem. – Zaczęli inwestować, kupować piłkarzy. Do Broendby trafił Daniel Agger z Liverpoolu. Na pewno są w lepszej kondycji niż kilka lat temu, ale z drugiej strony do najlepszych czasów im daleko. Nie wydaje mi się, żeby w najbliższej przyszłości zdominowali FC Kopenhaga - mówi Egelund.

Oprócz Aggera są tam inni znani piłkarze. Wilczek będzie miał z kim rywalizować. W zespole prowadzonym przez Duńczyka Thomasa Franka grają m.in. napastnicy Fin Teemu Pukki (kiedyś Celtic, Schalke, Sevilla) oraz Johan Elmander (Norwich, Galatasaray, Bolton).

W tym sezonie po 18. kolejkach Broendby jest piąte ze stratą sześciu punktów do lokalnego rywala FC Kopenhaga. - Mają za to historię i najlepszych kibiców w kraju  - mówi Egelund.

Były król strzelców przychodzi jako środkowy napastnik, klasyczna "dziewiątka". Takiego właśnie zawodnika duński klub szukał. Klaus Egelund: - Mają wielu piłkarzy do środka pola. Często dominują, jeśli chodzi o posiadanie piłki, ale nie kończą wielu akcji. Wilczek na pewno musi dobrze grać głową i mieć szybki start do piłki. Broendby często jest w jej posiadaniu - analizuje.

Wilczek będzie czwartym Polakiem, który zagra w Broendby. Wcześniej byli to Rafał Niżnik, Andrzej Rudy i Łukasz Cieślewicz.

Jacek Stańczyk
Komentarze (0)