WP SportoweFakty: Za wygrany przez Bournemouth 1:0 mecz z Chelsea dostał pan w brytyjskiej prasie najwyższe noty.
Artur Boruc: Nie czuję się jak bohater, dobrze, że się podnieśliśmy i zdobyliśmy ważne punkty. Mam nadzieje, że zwycięstwo na stadionie Chelsea da nam pozytywnego kopa, w końcu udało nam się wygrzebać ze strefy spadkowej. Grudzień czeka nas nieprzyjemny - Manchester United, Arsenal. To może być kluczowy czas.
Zgadza się pan, że to właśnie na przełomie roku w lidze angielskiej dzieją się najważniejsze rzeczy? Że to wtedy decyduje się, kto będzie walczył o mistrzostwo, kto utrzyma się w lidze, kto spadnie?
- Absolutnie nie. Gra się do końca sezonu. W grudniu można sobie oczywiście wypracować jakąś zaliczkę, wyrobić przewagę nad strefą spadkową, jednak każdy sezon w Anglii pokazuje, że ważny jest dobry finisz. Znamy takie historie, jak Liverpoolu, który prowadził bodajże przez cały sezon, by stracić pierwsze miejsce na ostatniej prostej, w ostatnich czterech kolejkach.
Anglicy piszą, że na Stamford Bridge grał pan jak w transie, bo rywale nie pozwalali panu na chwilę odpoczynku.
- Zrobiłem swoje. Nie uważam, żebym miał jakieś trudne strzały do obrony.
Zagrał pan pierwszy mecz w Bournemouth od 25 października. Usiadł pan na ławce po przegranej z Tottenhamem 1:5, bo trener miał pretensje o któregoś z goli?
- Miałem problemy ze zdrowiem. Przed meczem z Manchesterem City naderwałem mięsień czworogłowy, ale chciałem grać, myślałem, że sobie poradzę. To był niby mało ważny uraz, jednak kiedy siedzi coś w głowie, nie można pokazać swoich możliwości i grać na miarę oczekiwań, na swoim poziomie. Dlatego podjęliśmy z trenerem decyzję, że odpocznę, to nie miało nic wspólnego z meczem z Tottenhamem.
Ale z Czechami w reprezentacji Polski pan zagrał.
- Znowu poczułem się lepiej. Po meczu we Wrocławiu zrobiłem kolejne badania - w Anglii, a także w Polsce. Od dłuższego czasu mam przecież także problemy z kolanem. Okazało się, że żaden zabieg nie jest na razie konieczny. Pewne rzeczy dało się skorygować i przynajmniej na razie mogę grać.
We Wrocławiu został pan bardzo serdecznie przywitany przez kibiców. Walka o miejsce w bramce na Euro trwa?
- Miło od czasu do czasu pokazać się publiczności w Polsce. Poza tym nie wystawiliśmy najsilniejszego składu, a pokonaliśmy Czechów, bardzo dobrą drużynę. Pokazaliśmy, że nasza reprezentacja ma silne zaplecze. Wygrywanie weszło nam chyba w krew... Trener nie powiedział jeszcze, kto będzie pierwszym bramkarzem na mistrzostwach, dlatego nie zamierzam się poddawać i będę o to walczył. Zostało mi pół roku.
Rozmawiał Michał Kołodziejczyk.
"Dla kobiet nie ma tu miejsca". Piłkarz za obrażenie sędziny musiał... poprowadzić mecz dziewczynek
Źródło: Agencja TVN/x-news