- Mieliśmy w pamięci ubiegłoroczną wizytę na tym stadionie, kiedy straciliśmy jedno oczko po golu z rzutu wolnego w ostatnich sekundach. Chcieliśmy się odgryźć i fajnie, że się udało, zwłaszcza że w moim odczuciu stworzyliśmy więcej klarownych sytuacji niż Lech i wynik mógł być dla nas nawet lepszy niż 1:1 - powiedział Marek Sokołowski.
Bielszczanie ubolewają nad golem, którego stracili w 6. minucie. - To nie powinno się zdarzyć, trudno to nawet nazwać dobrą okazją gospodarzy. W nasze poczynania w obronie wkradła się wtedy niefrasobliwość, a lechici mieli szczęście i to wykorzystali. Myślę, że Michal Pesković obroniłby strzał, gdyby Anton Sloboda tej piłki lekko nie podbił - dodał doświadczony pomocnik.
[ad=rectangle]
Podopieczni Leszka Ojrzyńskiego są lepsi w defensywie tylko od ostatniego w tabeli Zawiszy Bydgoszcz. Dlaczego w tyłach idzie im tak słabo? - Czasami brakuje nam koncentracji, czy dobrego wejścia w mecz. Sporo goli dla przeciwników pada w pierwszych minutach. Trzeba to zmienić i zwiększyć poziom mobilizacji tuż po pierwszym gwizdku - stwierdził Sokołowski.
W Poznaniu Podbeskidzie zaimponowało jednak reakcją na utratę bramki. Bielszczanie nie zwiesili głów, a wręcz przeciwnie - ruszyli do ataku i Kolejorz miał spore kłopoty. - Realizowaliśmy założenia taktyczne i dzięki temu grało nam się przyjemnie. Gdyby nie boisko, które miejscami było podziurawione jak po bombach, widowisko byłoby pewnie jeszcze lepsze - zaznaczył 36-latek.
Górale dużo lepiej prezentują się w pojedynkach z czołowymi drużynami. Kiedy kilka dni wcześniej przyszło im grać z Piastem Gliwice, byli znacznie mniej zdyscyplinowani w tyłach i polegli bezdyskusyjnie 2:4. - Różnica była taka, że Piast się u nas cofnął, a Lech grał otwartą piłkę. Z takimi przeciwnikami gra nam się łatwiej, dochodzi do wymiany ciosów, a dla nas to jest korzystne - wyjaśnił Sokołowski.