Bartosz Kapustka - Mateusz Klich v 2.0?

- Dla mnie to było strasznie wielkie przeżycie i jestem mega szczęśliwy, że mogłem wziąć w tym udział - mówi niespełna 18-letni [tag=33723]Bartosz Kapustka[/tag], który w niedzielę zadebiutował w derbach Krakowa.

Nastoletni pomocnik pierwszych dziewięć ligowych spotkań Cracovii w bieżącym sezonie oglądał z trybun, nie mieszcząc się nawet w kadrze meczowej Pasów, ale w derbach znalazł się w wyjściowym składzie. Był to jego trzeci występ w T-Mobile Ekstraklasie, a premierowy od pierwszego gwizdka.
[ad=rectangle]

Szczerze mówiąc, to nie liczyłem specjalnie na to, że zagram. Chciałem być w ogóle w meczowej "18". Myślę, że przesądzający był mój występ w Pucharze Polski. Dziękuję trenerowi za szansę, którą dostałem. Dla mnie to spełnienie marzeń - mówi urodzony 23 grudnia 1996 roku piłkarz.

- Miałem zamiar wprowadzać Bartka sporo wcześniej, bo to przyjemność pracować z takim chłopakiem, który wymaga od siebie bardzo dużo i nie trzeba go do niczego namawiać - mówi trener Robert Podoliński i dodaje: - Często pracuje dwa razy dziennie. On na każdym treningu udowadniał, że jest blisko "11". Nie ukrywam, że zaryzykowałem, ale on zapracował sobie na szansę. Bartek zagrał w derbach bardzo dobry mecz.

Kapustka trafił do Pasów pod koniec sierpnia 2012 roku za sprawą trenera Piotra Góreckiego, a krakowianie stoczyli o niego bój z warszawską Legią. Co ciekawe, już będąc jedną nogą w Cracovii, w barwach Legii wziął udział w towarzyskim Michalovice Cup na Słowacji. Wystąpił wówczas w meczach z Villarreal CF (0:4), Juventusem Turyn (1:3) i gospodarzami (3:3), a w spotkaniu ze Starą Damą zdobył dla Legii honorową bramkę. Nawet gdy był już związany z krakowskim klubem, Wojskowi ciągle robili na niego zakusy. Ich zapał ostygł dopiero w momencie, gdy w lutym bieżącego roku związał się z Cracovią pierwszym profesjonalnym kontraktem (obowiązuje do grudnia 2016 roku).

Na Kałuży 1 trafił z macierzystej Tarnovii w wieku 16 lat, ale z Krakowem jest związany od 13. roku życia. W 2009 roku rozpoczął naukę w WOSSM i - krótko - występował w Hutniku. Po transferze do Cracovii przeniósł się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego, a w pięć tygodni po pojawieniu się w Pasach do I zespołu włączył go trener Wojciech Stawowy. W sezonie 2012/2013 występował w juniorach i rezerwach, a w minionych rozgrywkach zadebiutował w I zespole - wszedł do gry na II połowę meczu z Widzewem Łódź. Miał wtedy 17 lat i 94 dni, co sprawia, że jest najmłodszym zawodnikiem, jaki zagrał w Cracovii "ery Comarchu".

Bartosz Kapustka w starciu z Dariuszem Dudką
Bartosz Kapustka w starciu z Dariuszem Dudką

Utalentowany pomocnik nazywany jest "nowym Mateuszem Klichem". Nie dzieję się to tylko ze względu na wspólne z "Clichym" tarnowskie pochodzenie i status wychowanka Tarnovii oraz fakt, że obaj w młodym wieku trafili do Cracovii. "Kapi" jak żywo przypomina reprezentanta Polski też stylem gry i sylwetką. Porównania ze starszym krajanem mu nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie - odbiera je jako komplement.

- Od początku kiedy tylko Mateusz zaczął grać w ekstraklasie, bardzo mu kibicowałem i śledziłem jego karierę. W dużej mierze dlatego, że tak jak ja stawiał swoje pierwsze kroki w Tarnovii. Więc za każdym razem kiedy tylko ktoś mnie do niego porównuje mnie, to uśmiecham się i to dla mnie powód do dumy, a nie zdenerwowania się - mówi Kapustka, który swojego idola poznał dokładnie w swoje 17. urodziny, gdy 23 grudnia minionego roku spotkał się z dziećmi trenującymi w Tarnovii, a na spotkaniu tym gościł też Klich.

Warto wspomnieć, że jednym z powodów, dla których gra z numerem "67" na koszulce, jest to, że Klich występował w Pasach z numerem "66". Łączy ich coś jeszcze - luz na boisku, stalowe nerwy i umiejętność radzenia sobie z presją. - Bartek jak na swój wiek jest bardzo mocny mentalnie. Śmiało można o nim powiedzieć, że gra bez układu nerwowego. To wielki talent, z którego Cracovia może mieć wiele pożytku - mówi Stawowy, który wprowadził nastolatka do seniorskiej piłki.

"Kapi" przyznaje jednak, że przed derbami czuł lekką tremę: - Jestem młody, ale gram już trochę w piłkę i po pierwszym gwizdku napięcie opada i cóż: mecz jak mecz - trzeba dawać z siebie wszystko. Chodziłem na derby jako kibic i mocno kibicowałem wcześniej Cracovii. Dla mnie to było strasznie wielkie przeżycie i jestem mega szczęśliwy, że mogłem wziąć w tym udział. Lekką tremę miałem, aczkolwiek jestem taki, że próbuję się odciąć od tego i po prostu robić to, co kocham. Dopiero kiedy usiadłem na ławce, to mocniej się denerwowałem. A po golu Miro? Wielka euforia i spełnienie marzeń.

Źródło artykułu: