- Dobrze wbiegłem na pierwszy słupek i niespodziewanie znalazłem się sam blisko bramki. Miałem wystarczająco dużo czasu i miejsca, żeby skierować do niej piłkę - opisywał sytuację Ugochukwu Ukah.
Jak się okazało ponad godzinę później - Ukah ustalił wynik meczu na 1:1. - Pełnym sukcesem byłoby zwycięstwo, ale punkt na tak trudnym terenie należy docenić - stwierdził obrońca, który nigdy dotąd nie przegrał w Szczecinie. Po raz pierwszy gościł w tym mieście z Widzewem Łódź. Jako zawodnik tego klubu strzelił też swojego ostatniego gola, ponad 2,5 roku temu w meczu z Koroną Kielce. - Trochę się naczekałem na bramkę, pierwszą w barwach Jagiellonii Białystok - nie ukrywał.
Jaga nie zagrała z Pogonią Szczecin kunktatorsko, szczególnie w pierwszej połowie przyjęła wymianę ciosów i współtworzyła fajne widowisko. Dopiero po przerwie podopieczni Piotra Stokowca stali się ostrożniejsi. - Pogoń atakowała z większym animuszem, byli aktywniejsi od nas, my z kolei skupiliśmy się na skutecznej obronie i szukaliśmy kontr. Wynik 1:1 na wyjeździe nie jest zły, więc trzeba to było mądrze rozegrać, a nie głupio stracić. Tak naprawdę w końcówce niewiele zabrakło, a uzyskalibyśmy prowadzenie i wieźli do Białegostoku pełną pulę - przypomniał stoper.
Ukah spotkał się w sobotę ze swoim przyjacielem Marcinem Robakiem. - To stara znajomość jeszcze z czasów Widzewa. Marcin jest dobrym człowiekiem, nie chciałem mu grozić przed meczem, no ale trochę musiałem - uśmiechał się obrońca. - Obaj mamy mieszkania w Łodzi, staramy się spotykać poza sezonem. Nie było z tym ostatnio łatwo, akurat jak on był w mieście, to mnie tam nie było, także trochę się mijaliśmy - wyjawił.
- Żona Marcina mówiła mi przed meczem, że zrobi mi on swoisty "prezent" na mikołajki i strzeli gola, a tymczasem role się odwróciły - miał małą satysfakcję Ugochukwu Ukah.