Przed pierwszym gwizdkiem Raków Częstochowa był uznawany za zdecydowanego faworyta meczu z beniaminkiem PKO Ekstraklasy. Sobotnie spotkanie nie ułożyło się jednak po myśli "Medalików".
W 19. minucie gospodarze rozłożyli czerwony dywan przed napastnikiem GKS-u Katowice. Sebastian Bergier miał sporo miejsca w polu karnym, minął Kacpra Trelowskiego i zapędził się pod linię końcową.
Bergier w dalszym ciągu był praktycznie niepilnowany i złamał akcję do środka, po czym oddał silny strzał. Gracz GKS-u zmieścił piłkę przy wewnętrznej części prawego słupka, chociaż nie da się ukryć, że w tej sytuacji nie popisał się Trelowski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To był spektakularny powrót gwiazdy
Częstochowianie na początku drugiej części gry doprowadzili do wyrównania za sprawą Iviego Lopeza, który wykorzystał karygodny błąd obrony rywali. Z kolei Trelowski odkupił winy, fantastycznie broniąc uderzenie Arkadiusza Jędrycha z rzutu karnego.
Bohaterem GKS-u okazał się Mateusz Kowalczyk. Pomocnik przedostał się w pole karne Rakowa i pomimo presji rywali oddał celny strzał. Katowiczanie odnieśli sensacyjne zwycięstwo 2:1.
- Kuriozalne bramki. Nie przystoi nam i nie wolno w tak prosty sposób tracić goli - podsumował na konferencji prasowej trener Rakowa, Marek Papszun.