- Beenhakker od początku pracy z reprezentacją Polski ma problem ze zrozumieniem naszej mentalności. On lubi rozmawiać z każdym zawodnikiem, a początkowo przeszkadzała mu w tym bariera językowa. Pół roku przed EURO myślał, że dotarł do psychiki większości piłkarzy i... stracił kontrolę nad zespołem - powiedział w rozmowie z Faktem Tomasz Rząsa.
- Każdy kolejny mecz podczas mistrzostw Europy pogłębiał rozczarowanie Beenhakkera, aż puściły mu nerwy. Jednak tak naprawdę on był zły na samego siebie. Chyba za bardzo w naszych piłkarzy uwierzył, za bardzo im zaufał - dodał były reprezentant Polski.
35-letni zawodnik dobrze zna holenderskiego selekcjonera, bowiem niegdyś przez rok trenował pod jego okiem w Feyenoordzie Rotterdam.
- Leo był wtedy w zupełnie innej sytuacji, bo pracował w rodzinnym Rotterdamie i miał w zespole tylko trzech Polaków: Jurka Dudka, mnie i młodziutkiego Ebiego Smolarka, zresztą urodzonego w Rotterdamie. Dudek i ja bardzo szybko poznaliśmy język holenderski, tamtejszą kulturę i obyczaje. Mieliśmy świetne relacje ze wszystkimi zawodnikami Feyenoordu. Jednak Leo lubił nas i cenił za to, że dostosowaliśmy się do specyfiki klubu z miasta, którego mieszkańcy ciężko pracują na każdy grosz. W Feyenoordzie była wtedy rodzinna atmosfera. Leo wchodził do szatni i rozmawiał z poszczególnymi zawodnikami po holendersku, angielsku, niemiecku czy hiszpańsku - powiedział Rząsa.