Wróżem nigdy nie byłem - rozmowa z Ryszardem Tarasiewiczem, trenerem Zawiszy Bydgoszcz

- Nie można mówić o beniaminku, że wejdzie do ligi i będzie bił się o miejsce z najlepszymi ligowcami. To byłoby nielogiczne - mówi Ryszard Tarasiewicz, szkoleniowiec Zawiszy Bydgoszcz.

Marcin Ziach: Po awansie do ćwierćfinału Pucharu Polski był pan zadowolony. Nie boi się pan jednak, że sił na mecz z Wisłą Kraków może zabraknąć?

Ryszard Tarasiewicz: Nasza kadra faktycznie nie jest za szeroka i praktycznie 3/4 zespołu, z jedenastki, która wybiegła w Katowicach będzie grała też w sobotę. Może się to lekko odbić, jeśli chodzi o naszą aktywność w meczu z Wisłą, ale myślę, że jedynie na ostatnich 10-15 minut.

Wielu szkoleniowców klubów T-Mobile Ekstraklasa rozgrywki pucharowe traktuje jak zło konieczne i porażką się nie przejmuje.

- Mnie wydaje się, że to błąd. Meczów o stawkę nie ma w sezonie zbyt wiele i warto o coś walczyć. Usiłuję w moich zawodnikach wyrobić przekonanie, że to jest ich praca i każdy mecz jest dla nich równie ważny. Można mieć problemy z regeneracją, ale po to się gra i biega przez 2,5 miesiąca, żeby podejmować walkę.

W ostatnim meczu miał pan do dyspozycji tylko piętnastu zawodników. Przemyślana strategia czy plaga niespodziewanych urazów?

- Nie było sensu, żeby ciągnąć na daleki wyjazd Drygasa i Gevorgiana, bo kiedy wybieramy meczową "osiemnastkę", to już mamy w głowie jedenastkę, która wybiegnie na boisko i trzy zmiany, które naszym zdaniem wpłyną na postawę zespołu, kiedy nie będzie szło. Nie potrzebowałem na ławce siedmiu zawodników, bo wiedziałem, że wspomniana dwójka i tak nie zagra, a mogła odpocząć przed meczem w sobotę.

W pana głowie rodzi się już strategia jak niepokonaną Białą Gwiazdę zwyciężyć?
-

Nie możemy zagrać z brakiem ambicji czy determinacji. Z drugiej strony nie będziemy raczej próbować grać wysokim pressingiem, bo Wisła to zespół dobrze ułożony taktycznie i nie lubię z takimi drużynami iść na noże. Taka partyzantka może się dla nas źle skończyć. Chciałbym nauczyć zawodników Zawiszy tego, co jest domeną najlepszych zespołów, czyli szybkiego wyjścia z defensywy do kontrataku.

Patrząc na tabelę Zawisza Bydgoszcz nie może kalkulować. Zaledwie dziesięć punktów na waszym koncie, dwa oczka przewagi nad ostatnim zespołem...

- Potraciliśmy trochę punktów. Nie chciałbym być bardzo zachłanny, ale wydaje mi się, że powinniśmy mieć po tych meczach ze cztery punkty więcej.

Tylko cztery? To by was nie zbawiło...

- Mówię o punktach, które traciliśmy na własne życzenie. W Gliwicach nie strzeliliśmy karnego, którego wykorzystując pewnie wygralibyśmy mecz. Z Podbeskidziem też wygrywaliśmy i daliśmy im wyrównać. Takich meczów było kilka i naprawdę dałoby się tych oczek zebrać więcej, ale te stracone najbardziej bolą.

Przed sezonem wielu przymierzało was do walki o grupę mistrzowską i strefę 6-8. Na razie niewiele z tego wynika.

- Nie wiem kto rzucał takie typy, ale to nie było trafione. Nie można mówić o beniaminku, że wejdzie do ligi i będzie bił się o miejsce z najlepszymi ligowcami, bo to nie byłoby logiczne. Nie brak nam ambicji i chęci zdobycia dobrego wyniku, ale do walki o grupę mistrzowską są inne zespoły.

To gdzie w tej hierarchii T-Mobile Ekstraklasy plasuje dziś Zawisza?

- Nie chciałbym się bawić w wyliczanki czy jakieś analizy, bo gdybym zaczął wyliczać, to skończyłbym na 9-10 miejscu. Piłka nożna jest nieprzewidywalna, ale takie są na dziś nasze realia.

Zatem czego jeszcze potrzebuje Ryszard Tarasiewicz, żeby prowadził zespół klasowy, gotowy do walki o wyższe cele niż utrzymanie?

- Na pewno potrzebny jest większy potencjał drużyny. My dokonaliśmy tego lata kilka transferów, ale wszystkich zawodników pozyskaliśmy z kartą zawodniczą na ręku, za żadnego z nich nie płacąc. Wyjątkiem jest Drygas, ale to też jest chłopak, który w Lechu nie grał pierwszych skrzypiec. Wójcicki czy Masłowski w ogóle ekstraklasy dopiero się uczą. Goulon z kolei w piłkę nie grał czternaście miesięcy, a Vasconcelos miał bardzo podobne przeżycia. Mamy braki kadrowe i z tego wynika moje nastawienie.

W zimowym okienku transferowym uda się być może część tych braków uzupełnić.

- Być może tak, ale do zimy to jest jeszcze bardzo daleko i trudno mi powiedzieć, bo byłoby to jak wróżenie z fusów. A wróżem nigdy nie byłem.

Źródło artykułu: