Po końcowym gwizdku w meczu z GKS-em Katowice golkiper Puszczy opuszczał jednak plac gry z opuszczoną głową. - Nie był ten występ tak dobry w moim wykonaniu, bo jednak puściłem bramkę i straciliśmy dwa punkty. Nie przegraliśmy od trzech meczów, ale dalej jesteśmy w strefie spadkowej - mówi Andrzej Sobieszczyk.
Piłkarze z Niepołomic po meczu pluli sobie w brodę. - Zagraliśmy niezły mecz, zwłaszcza w pierwszej połowie. Strzeliliśmy bramkę z rzutu karnego, a potem mieliśmy kilka okazji do podwyższenia rezultatu. Nie udało się i potem GieKSa nas skarciła. Tracimy te punkty trochę na własne życzenie, bo nie można się zadowalać jednobramkowym prowadzeniem - dodaje 20-latek.
Do wyrównania na dziesięć minut przed końcem spotkania doprowadził Janusz Gancarczyk, który bramkarza Puszczy pokonał kąśliwym uderzeniem z ostrego kąta. - Ta bramka obciąża moje konto. Myślałem, że jestem dobrze ustawiony i pilnuję tego krótkiego słupka, ale jednak robiłem to nie za dobrze, skoro udało się zawodnikowi GKS-u zmieścić piłkę - posypuje głowę popiołem młody golkiper beniaminka I ligi.
Przed meczem Sobieszczyk nakreślił sobie bardzo ambitne cele. - Liczyłem, że w Katowicach nie puszczę bramki. Kilka piłek udało mi się wyłapać, ale co z tego, jak ta jedna jednak wleciała i mecz skończył się remisem. Byłem podbudowany pierwszą połową, bo dobrze nam szło. GieKSie uciekał czas, podkręcili tempo i udało im się wyrównać. Szkoda, bo trzy punkty były blisko - kręci głową bramkarz niepołomiczan.