Polski skrzydłowy szybko zaaklimatyzował się w nowym zespole i zaczął walkę o miejsce w wyjściowym składzie Blucerchiati.
- Konkurencja jest jednak bardzo duża. Poza tym Sampdoria gra innym systemem, niż ja w Polsce. Ale nie poddam się, nie odpuszczę, a pokażę, że mam charakter. Przyjechałem tu po to, aby ciężko trenować i podnosić swoje umiejętności. Kiedy tylko dostanę szansę, zrobię wszystko, aby pokazać, że drzemią we mnie duże możliwości. Wiem, że niektórzy w Polsce postawili już na mnie krzyżyk, nie wierzyli w ten transfer. Mylili się… Mam swój rozum, wiem, co robię i pomału, małymi kroczkami, idę do przodu - zapewnia Wszołek.
W jednym ze sparingów wychowanek Wisły Tczew czterokrotnie wpisał się na listę strzelców, a trener Sampdorii Delio Rossi za jedno z trafień porównał Wszołka do samego Zbigniewa Bońka.
- Rzeczywiście trener tak powiedział i było mi bardzo miło. Być porównanym do Bońka - to jest coś! Przecież to wielka osobowość, były świetny piłkarz. Uważam tylko, że ten komplement był grubo na wyrost. Po prostu przesada, bo na porównanie do Bońka, trzeba sobie zasłużyć. Ja spisałem się nieźle w sparingach ze słabszymi rywalami. Prawdziwym wyznacznikiem będą dopiero mecze ligowe i pucharowe - mówi Wszołek.
W szatni najbardziej pomaga mu Bartosz Salamon. Za niedługo Wszołek rozpocznie intensywną naukę języka włoskiego, a ostatnio gościł w Polsce na meczu Lechii Gdańsk z Barceloną.
- Na początku było ciężko, ale z dnia na dzień łapię nowe słówka. Staram się jak najwięcej przebywać w grupie. Ostatnie dwa tygodnie spędziliśmy na zgrupowaniu w Alpach. Teraz dostaliśmy trzy dni wolnego, więc przyleciałem do Polski. Starałem się odpocząć, ale brakowało mi piłki, więc wybrałem się z rodzeństwem na mecz Lechii Gdańsk z Barceloną - opowiada reprezentant Polski.
Źródło: PZPN.