Piłkarze Śląska Wrocław przegrywali z Jagiellonią Białystok na własnym stadionie aż 0:3. Brązowi medaliści mistrzostw Polski wzięli się jednak do roboty i zdołali strzelić dwa gole. Na doprowadzenie do remisu zabrakło już jednak czasu. - Różnica między Śląskiem a Jagiellonią polegała na skuteczności. Nasi rywale wykorzystali swoje szanse, a my mieliśmy okazje na kolejne trafienia, ale zabrakło nam skuteczności i agresywności - skomentował Stanislav Levy.
- Kluczowym momentem dla mnie była 45. minuta, kiedy straciliśmy gola po stałym fragmencie gry. Zawodnik niepokryty podwyższył prowadzenie Jagiellonii i potem trudno było nam odrabiać te straty. Po przerwie straciliśmy szybko trzeciego gola, ale na koniec pocieszające było to, że pokazaliśmy walkę do ostatnich minut - dodał.
Opiekun WKS-u przez cały mecz żywiołowo gestykulował przy bocznej linii boiska. - Każde spotkanie kosztuje mnie dużo sił. Żyję razem z drużyną, żyję tym klubem. To spotkanie niczego nie zmieniło - powiedział szkoleniowiec.
Levy w niedzielę chciał dać odpocząć swoim gwiazdom i na ławce rezerwowych posadził Sebastiana Milę i Marco Paixao. W drugiej połowie musiał ich jednak wprowadzić na plac gry. - Cały czas o tym mówię, że dopóki nie będziemy mieli dwóch równorzędnych zawodników na każdą pozycję, to nie będziemy w stanie podjąć walki w lidze i w pucharach. Inaczej nie mamy szans - zaznaczył opiekun WKS-u.
Niedawno nowym zawodnikiem Śląska został stoper Oded Gavish. - Dopiero niedawno miał z nami dopiero pierwszy trening. Nie chcieliśmy podejmować ryzyka, żeby od razu z niego korzystać - wyjaśnił Levy. Na razie nie wiadomo też co z Rafałem Kujawą, który trenuje ze Śląskiem. - Musimy podjąć decyzję czy z nami zostanie, czy z niego zrezygnujemy. W rytmie, w którym gramy, musimy mieć po dwóch zawodników na każdą pozycję. Właściciele klubu muszą o tym wiedzieć, inaczej trudno będzie o sukcesy - podkreślił trener. Niedzielne spotkanie toczyło się w upalnych warunkach. - Paradoksalnie to przeciwnik miał więcej problemów z wytrzymaniem tych warunków atmosferycznych. Trzeba przyznać, że w takiej temperaturze jak teraz i w czwartek w Czarnogórze ciężko się gra, a takie warunki są ekstremalne. Nie jest to jednak dla nas żadne wytłumaczenie - podsumował Stanislav Levy.