Horror na Stadionie Ludowym (relacja)

Gol zdobyty ręką, dwie bramki w doliczonym czasie gry, niemal godzinna przerwa między pierwszą, a drugą połową, czerwone kartki, które zawodnicy oglądali w wyjątkowo nietypowych okolicznościach. To wszystko wydarzyło się w spotkaniu, po którym trener Zagłębia oddał się do dyspozycji zarządu.

Trener Piotr Pierścionek przed meczem zapowiadał zmiany w składzie, ale takiej rewolucji nie spodziewał się chyba nikt. Na ławce zasiadło kilku doświadczonych piłkarzy, którzy w ostatnich spotkaniach nie spełnili oczekiwań szkoleniowca. Do wyjściowej jedenastki awansował siedemnastoletni Rafał Pietrzak. Niektórych zawodników Pierścionek porozstawiał na nietypowych dla nich pozycjach. I tak: Adrian Pajączkowski z lewej pomocy trafił do obrony, a Artur Błażejewski ze środka pola na prawą pomoc. Dokonując takich roszad, szkoleniowiec Zagłębia podjął ogromne ryzyko i chyba wiedział już, jaką decyzję podejmie, jeśli rozpaczliwa zmiana systemu gry nie przyniesie skutku.

Tymczasem sosnowiczanie rozpoczęli mecz ambitnie, ale tak jak w kilku ostatnich kolejkach, grzeszyli brakiem skuteczności. Wymarzoną sytuację miał Paweł Smółka, jednak jego strzał o centymetry minął słupek bramki Kotwicy. Nieskutecznych napastników wyręczył w końcu środkowy obrońca Wojciech Białek. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Pietrzaka, wbił piłkę do siatki… ręką. Na nic nie zdały się protesty piłkarzy Kotwicy. Sędzia bramkę uznał. Sam Białek, pytany o tą sytuację, wykręcał się jak mógł od odpowiedzi. Wątpliwości nie mieli za to zawodnicy z Kołobrzegu. - Na boisku się do tego przyznał. Mówił, że strzelił to jak Maradona - twierdził po meczu pomocnik Kotwicy Filip Marciniak.

Sędziów można rozgrzeszyć, bo prawdopodobne jest, że nie widzieli dobrze tej sytuacji. Wszystko przez to, że na boisku było… ciemno. Mecz rozpoczął się o 19:00 i mimo zapadającego zmroku, jupitery na Stadionie Ludowym nie zapalały się. Arbiter za wszelką cenę chciał dograć do końca pierwszą połowę, choć przez ostatnie kilka minut ledwo można było dostrzec piłkę. Naprawa agregatu trwała prawie godzinę. Wszystko wskazywało na to, że spotkanie zostanie dokończone następnego dnia. Piłkarze Kotwicy rozpoczęli już nawet pomeczowy rozruch. Kiedy w końcu rozbłysnęły jupitery, podopieczni trenera Tomasza Arteniuka nie bardzo chcieli już wracać na boisko, przekonała ich dopiero groźba walkowera.

Przymusowa przerwa podziałała na nich mobilizująco. Opanowali środek pola i wreszcie zaczęli zagrażać bramce Zagłębia. Grę kreował Władysław Sawczuk i to on doprowadził do wyrównania, zdobywając gola, którego Ukraińcowi mogłyby pozazdrościć gwiazdy brazylijskiej piłki. Po niepewnej interwencji Macieja Gostomskiego, piłka trafiła do stojącego w narożniku pola karnego Sawczuka , a ten spokojnie przymierzył i pięknym, technicznym lobem pokonał bramkarza Zagłębia.

Trener Pierścionek na niekorzystny obrót wydarzeń zareagował, wprowadzając do gry Krzysztofa Myśliwego. Doświadczony napastnik był jedną z ofiar kadrowej rewolucji i mecz rozpoczął na ławce rezerwowych. Jeżeli chciał coś trenerowi udowodnić, to mu się udało, bo w kilka minut po wejściu na boisko, stworzył więcej sytuacji podbramkowych, niż jego koledzy przez całe spotkanie. To właśnie on idealnie wyłożył piłkę Rafałowi Bałeckiemu, który strzałem z kilku metrów dał Zagłębiu prowadzenie. Niestety, zapomniał o tym, że ma już na koncie żółtą kartkę i z radości zdjął koszulkę. Arbitrowi nie pozostało nic innego, jak tylko wyrzucić go z boiska.

Była 78 minuta i Zagłębie grało w dziesiątkę, a właściwie w dziewiątkę, bo poważnej kontuzji nabawił się Pietrzak. Trener gospodarzy wyczerpał już limit zmian i ambitny siedemnastolatek musiał zostać na boisku, choć raczej w roli statysty. Piłkarze z Kołobrzegu wyczuli szansę i stawiając wszystko na jedną kartę, całą drużyną rzucili się do ataku. Efekty przeszły ich najśmielsze oczekiwania. Sędzia przedłużył mecz aż o 5 minut i w tym czasie zdołali nie tylko wyrównać, ale nawet zdobyć zwycięską bramkę. Najpierw czwarte trafienie w tym sezonie zanotował obrońca Paweł Grocholski, a w ostatnich sekundach meczu gola na wagę trzech punktów zdobył Filip Marciniak. Pomocnik drużyny z Kołobrzegu cieszył się tak efektownie, że sędzia dał mu drugą żółtą kartkę za "nadmierne okazywanie radości".

Porażka najprawdopodobniej przypieczętowała los trenera Pierścionka, który wziął na siebie odpowiedzialność za słabe wyniki drużyny i oddał się do dyspozycji władz klubu. - To moja wina, że piłkarze z pierwszoligową przeszłością nie potrafią pokazać swojej wyższości nad rywalami. Nie mogę już patrzeć na to, jak przeciwnicy przyjeżdżają do Sosnowca i cieszą się z remisów, albo zwycięstw. Na sercu leży mi wyłącznie dobro klubu i być może ktoś inny będzie potrafił to wszystko poukładać. - mówił na pomeczowej konferencji zawiedziony Pierścionek.

Zagłębie Sosnowiec - Kotwica Kołobrzeg 2:3 (1:0)

1:0 - Białek 26’

1:1 - Sawczuk 58’

2:1 - Bałecki 77’

2:2 - Grocholski 90’

2:3 - Marciniak 90’

Zagłębie Sosnowiec: Gostomski – Bartos, Białek, Marek, Zajączkowski, Błażejewski (55’ Skórski), Berliński (72’ Smolec), Bodziony, Pietrzak, Bałecki, Smółka (62’ Myśliwy).

Kotwica Kołobrzeg: Ryłka – Małkowski, Stankiewicz, Grocholski, Kaciczak (75’ Kowalczuk), Marciniak, Teśman, Żdanow (84’ Stróż), Stareckyj (72’ Komar), Sawczuk, Rusinek.

Żółte Kartki: Marciniak, Małkowski (Kotwica) oraz Białek, Skórski, Bałecki, Bartos (Zagłębie).

Czerwone kartki: Bałecki (za dwie żółte) oraz Marciniak (za dwie żółte).

Widzów: 1500.

Najlepszy piłkarz Zagłębia: Krzysztof Myśliwy.

Najlepszy piłkarz Kotwicy: Władysław Sawczuk.

Piłkarz Meczu: Władysław Sawczuk.

Komentarze (0)