Do Lille nie biorą byle grajka - rozmowa z Ireneuszem Jeleniem, byłym graczem OSC Lille

Z końcem czerwca wygasła umowa wiążąca Ireneusza Jelenia z OSC Lille. Były reprezentant Polski poszukuje nowego pracodawcy i w treningu indywidualnym buduje formę na nowy sezon.

Marcin Ziach: Blisko już dwa miesiące pozostajesz bez klubu.

Ireneusz Jeleń: Rozmowy cały czas się toczą i to nie jest tak, jak podają media w Polsce, że nikt mnie nie chce. Wręcz przeciwnie. Ofert nie brakuje, ale ja nie podejmuję pochopnych decyzji. Każdą z nich rozważam i podejmuję ostateczną decyzję. Wydaje mi się, że wszystko powoli zmierza ku końcowi. Sam nie mogę się doczekać dnia, w którym podpiszę kontrakt z nowym pracodawcą.

W grę wchodzą tylko kluby we Francji, czy bierzesz pod uwagę zmianę kierunku?

- Oferty są z różnych lig. Oczywiście przeważają zapytania z klubów francuskich, ale nie tylko. Nie chciałbym zdradzać o jakie kluby i ligi chodzi, bo to nie sprzyja negocjacjom. W piątek rozmawiałem z moim menadżerem i wiem, że rozmowy wkroczyły w decydująca fazę. Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w tym tygodniu dopniemy formalności i złożę podpis pod umową.

Czym kierujesz się przy wyborze nowego pracodawcy?

- Przede wszystkim liczy się dla mnie to, by trener mojego nowego klubu na mnie liczył i był przekonany, że chce na mnie stawiać. Nie zrobię po raz drugi takiego kroku, jak przed rokiem, kiedy przeszedłem do Lille i potem przez większość sezonu grałem ogony, bo zmienił się trener i nie pasowałem mu do koncepcji. Potrzebuję stabilizacji i ten aspekt będzie kluczowy przy finalizacji rozmów.

Z perspektywy czasu wydaje ci się, że przejście OSC Lille było dobrym posunięciem?

- Patrząc na to wszystko z pozycji, w jakiej wtedy się znajdowałem, oferty z drużyny mistrza Francji nie mogłem odrzucić. Tym bardziej, że byłem wtedy bez klubu, a rozmowy ruszyły dwa tygodnie przed startem nowego sezonu. Ucieszyłem się, że taki klub zwrócił na mnie uwagę, bo nie tylko mogłem zagrać w jednym z najsilniejszych klubów we Francji, to jeszcze miałem szanse, by zaistnieć w Lidze Mistrzów. Do Lille naprawdę nie biorą byle grajka. Wielu piłkarzy Ligue 1. marzy o grze w tym klubie. Oni marzą, a mnie się to udało.

Konkurencji o miejsce w wyjściowej jedenastce wygrać na stałe jednak nie umiałeś.

- Przy podpisaniu umowy doskonale wiedziałem, z jakimi zawodnikami przyjdzie mi walczyć o miejsce w składzie. Nie ma co się czarować, to byli najlepsi napastnicy Ligue 1. Można powiedzieć, że odniosłem porażkę, bo mało grałem. Ale z drugiej strony, przecież trenowałem przez ten rok z najlepszymi piłkarzami we Francji. Poznałem takich zawodników, jak Joe Cole czy Eden Hazard, który przeniósł się teraz do Chelsea Londyn. Przez same treningi z takimi gwiazdami można było się wiele nauczyć, dlatego daleki jestem od stwierdzenia, że miniony rok był dla mnie stracony.

Za sprawą tego czujesz się dziś lepszym zawodnikiem od tego, który występował z powodzeniem w AJ Auxerre?

- Na pewno jestem zawodnikiem bardziej doświadczonym. W Lille naprawdę trzeba było dać z siebie wszystko, żeby chociażby wskoczyć do meczowej kadry. Ten okres przyniósł mi wiele dobrego i wierzę, że to będzie procentować podczas występów w nowym klubie.

W Lille warunki były inne od tych, z jakimi miałeś do czynienia w Auxerre?

- Były nieporównywalne. Te dwa kluby, to niebo a ziemia. Ci którzy krytykują mnie za transfer do Lille chyba nie wiedzą co mówią. Zmieniłem przecież przeciętny francuski klub, na jeden z najsilniejszych. Zrobiłem zatem krok do przodu i jestem dziś przekonany, że rok spędzony w Lille, nawet bez regularnych występów, dał mi więcej, niż kolejny sezon gry w Auxerre, gdzie już bym się nie rozwinął.

Jednak to w tym teoretycznie słabszym klubie zanotowałeś debiut na boiskach Champions League.

- Zanotowaliśmy fenomenalny sezon, w którym tak naprawdę nikt na nas nie stawiał. Wszyscy wróżyli nam, że z tym składem i warunkami, jakie w klubie panowały będziemy bronić się przed spadkiem. Tymczasem na boisku stworzyliśmy fajną pakę, która grała taktyką nie do ogarnięcia dla rywala. Większość bramek padało po długich podaniach na mnie, przy czym wykorzystywałem swoją szybkość i tak właśnie zajęliśmy trzecie miejsce w Ligue 1. Dla klubu, to był wielki sukces. Byliśmy bohaterami tego miasta, układano na naszą część piosenki.

Nie miałeś problemu z ich zrozumieniem? Podobno język francuski stanowi dla ciebie przeszkodę nie do przejścia.

- Po transferze do Lille dostałem prywatną nauczycielkę i solidnie nad nauką języka przysiadłem. Dogadać, na pewno bym już się dogadał. Prasa to wszystko przedstawiła trochę na wyrost, ale takie już są media. Ja się już tym nie przejmuję, bo jestem zbyt doświadczonym piłkarzem, żeby przejmować się błahostkami.

Nie boisz się, że za sprawą nieprzepracowanego okresu przygotowawczego już na starcie w nowym klubie będziesz niejako na bocznicy?

- Robię wszystko, żeby tak nie było. Na bieżąco pracuję nad kondycją i wytrzymałością. Biegam, chodzę na siłownię, robię "tlenówkę". Staram się wykonywać taką pracę w treningu indywidualnym, jaką musiałbym wykonać w trakcie okresu przygotowawczego w klubie. Nie jestem już młodym zawodnikiem i trochę tych okresów przygotowawczych za sobą mam. Wiem na co stać mój organizm i staram się utrzymywać optymalną dyspozycję.

Zaległości taktycznych jednak tak łatwo nadrobić się nie da.

- W podobnym położeniu byłem rok temu i potem szybko udało mi się wkomponować w taktykę, jaką preferowano w Lille, więc o to też jestem spokojny.

W II części rozmowy portalu SportoweFakty.pl z Ireneuszem Jeleniem dowiecie się m.in. co były reprezentant Polski myśli o Franciszku Smudzie, kto uniemożliwił mu występ na Euro 2012 i dlaczego nic nie wyszło z jego transferu do Polonii Warszawa. Zapraszamy do lektury już we wtorkowy poranek!

Źródło artykułu: