Pogoń Szczecin pod wodzą Ryszarda Tarasiewicza jeszcze nie przegrała. Nowy szkoleniowiec Portowców ugrał dotąd ze swoim zespołem dwa remisy. Jest jednak zadowolony z progresu, jaki w jego opinii widać w grze drużyny. - Dziwią mnie głosy, które mówią, że Pogoń gra pod moją wodzą defensywnie. Gra defensywna, a dobra organizacja gry w obronie to dwie zupełnie inne sprawy - przekonuje opiekun szczecińskiej drużyny.
- Mojej drużynie cały czas brakuje równego rytmu meczowego. Dobre i równe zawody rozegraliśmy w meczu z Olimpią Grudziądz, ale już w Radzionkowie było z tym gorzej. W pewnym momencie meczu, krótko po strzeleniu bramki wyrównującej, nas na boisku trochę "puściło" i zbyt łatwo oddaliśmy pola rywalowi. Ruch na szczęście tego nie wykorzystał, ale nie możemy sobie pozwalać na taką nonszalancję w kolejnych meczach - przestrzega Tarasiewicz.
Trener Pogoni nie zamierza być krytyczny dla swojego zespołu. - W obu meczach pod moją wodzą widziałem w grze moich zawodników myśl, którą przed wyjściem na boisku przekazałem im w szatni. Na tyle ile są póki co w stanie ugrać, to walczą i starają się na boisku realizować założenia taktyczne w ofensywie i w defensywie. Przed nami jednak w dalszym ciągu wiele do zrobienia, żeby nasza gra wszystkim przypadała do gustu, a była nade wszystko zwycięska - wskazuje opiekun drużyny z Pomorza.
Portowcy po słabym początku rundy wiosennej znajdowali się w dołku. Po zmianie szkoleniowca zaczęli punktować, ale w dalszym ciągu nie zdołali zgarnąć kompletu punktów. - W piłce nożnej nic nie jest dziełem przypadku. Mechanizmy funkcjonujące na boisku wypracowuje się przez ciężką pracę na treningach. Przejąłem zespół po trzech porażkach z rzędu i trudno było się spodziewać, że po zmianie trenera od razu drużyna zacznie wygrywać po 4:0 czy 5:0. Owszem to było możliwe, ale wtedy nasza gra nie opierałaby się na taktyce. Wpadlibyśmy w spiralę i mówiliby, że to co Pogoń gra, to zwykła partyzantka - uśmiecha się trener Dumy Pomorza.
- Według mojej koncepcji, którą stopniowo wdrażam Pogoń ma grać dwoma napastnikami. Żeby tak się stało muszę mieć pewność, że mamy szanse opanować sytuację w środku pola. Gramy obecnie pięcioma pomocnikami i jednego z nich byłbym w stanie ściągnąć tylko wtedy, kiedy nasza druga linia będzie w swoich walorach ofensywnych i defensywnych spełniać wszystkie zadania. Powoli ta sytuacja się klaruje, ale jednak jeszcze trochę brakuje. Mogłem zaryzykować i wpuścić na Olimpię czy Ruch drugiego napastnika, ale nikt nie dałby mi wtedy gwarancji, że nie poszłaby szybka kontra i oba te mecze byśmy przegrali zamiast cieszyć się z remisów. Moment w którym wdrożę to założenie w życie nadchodzi, ale póki zespół musi zacząć w całości funkcjonować na boisku jak należy - wyjaśnia Tarasiewicz.